Darmowe porady stylistki, pokazy mody, regularnie powtarzane dni obniżek, przedstawienia teatralne, a nawet biblioteki i giełdy samochodowe na dachu. To niektóre ze sposobów, jakich chwytają się właściciele galerii handlowych, by przyciągnąć klientów. Do takich zabiegów zmusza ich coraz większe nasycenie polskiego rynku.
Obecnie działa u nas już ponad 430 galerii, a plany deweloperów na najbliższe lata to budowa kolejnych 70 obiektów. Jeśli zrealizują te zamierzenia, liczba dostępnej na tysiąc mieszkańców nowoczesnej powierzchni handlowej zbliży się do średnio 300 mkw. – choć już obecnie to 260 mkw., czyli poziom bliski średniej europejskiej.
Dla przykładu w aglomeracjach: szczecińskiej, katowickiej, warszawskiej i łódzkiej, nasycenie wynosi teraz ok. 500 mkw., a we Wrocławiu i w Poznaniu to 760 mkw. Rekordy biją jednak mniejsze miasta. W Rzeszowie nasycenie wynosi 1330 mkw. na 1 tys. osób, a w Opolu aż 1425 mkw.
O ile centra handlowe w większych aglomeracjach radzą sobie całkiem nieźle ze względu na dużą zasobność portfeli mieszkańców, w małych miastach bywa znacznie gorzej.
Reklama
– Przykładem może być Łomża, gdzie do niedawna działało jedno popularne wśród mieszkańców centrum handlowe Stokrotka. Na początku 2013 r. konkurencyjną galerię otworzyło Echo Investment. Jego Galeria Veneda spowodowała, że od Stokrotki odpłynęła część klientów i najemców. Obiekt do tej pory ma problemy z wynajmem wszystkich powierzchni – tłumaczy Katarzyna Michnikowska, starszy analityk z międzynarodowej agencji nieruchomości Colliers. Na dodatek inwestor, który miał zbudować w mieście trzecią galerię, na razie zrezygnował z tego pomysłu.
Tak szybko rosnąca konkurencja sprawia, że coraz trudniej przyciągnąć klientów. Sama oferta produktowa już nie wystarcza. Szczególnie że w zasadzie we wszystkich galeriach są te same sklepy.
– Na rynku mamy ok. 200 najemców, którzy cały czas rozbudowują sieć sprzedaży. Ta liczba jest stała już od kilku lat – mówi Agata Czarnecka, ekspert z agencji CBRE.
Dodatkowo z roku na rok debiutuje u nas coraz mniej zagranicznych marek. Przez ostatnie 2–3 lata wchodziło ich ok. 25. W latach poprzednich 30 w skali roku.
Sposobem na przyciągnięcie kupujących stają się więc różnego rodzaju akcje marketingowe. Dziś stawia na nie każda galeria, a jeszcze kilka lat temu była to rzadkość.
– Ze względu na nasycenie rynku centra handlowe nie mogą pozwolić sobie na bazowanie jedynie na punktach handlowych i usługowych. Muszą rozszerzyć ofertę o elementy, które pozwolą postrzegać je jako wyróżniające się miejsca spędzania wolnego czasu. Poza jednorazowymi wydarzeniami, jak np. pokazy mody, przedstawienia teatralne głównie dla dzieci, coraz częściej decydują się na dość nietypowe działania – wymienia Katarzyna Michnikowska i podaje przykład krakowskiej Galerii Bronowice, która nawiązała współpracę z Muzeum Narodowym i chce regularnie organizować wystawy sztuki.
Port Łódź utworzył bibliotekę, a Arkadia w Warszawie postawiła na darmowe porady stylistek, oferuje też przegląd domowych szaf.
Niezwykle nowatorski pomysł pojawił się w Kielcach, gdzie Galeria Korona od wiosny udostępnia dach obiektu zewnętrznej firmie, która organizuje tam giełdy samochodowe.
– Za pierwszym i drugim razem mieliśmy ok. 60 samochodów, za trzecim ok. 50 aut. To pokazuje, że jest zainteresowanie, i dlatego zdecydowaliśmy się na organizację giełdy co tydzień – mówią Adam Pawlikiewicz i Daniel Bieniek z firmy Cartel.
– Wraz z nasyceniem rynku powierzchnią handlową przeszliśmy z etapu rozwoju ilościowego, który polegał na budowie kolejnych obiektów, do etapu rozwoju jakościowego, w którym nie można już bazować na prostej ofercie handlowej. W ten sposób powtarzamy drogę, jaką przeszły bardziej rozwinięte rynki – komentuje Katarzyna Michnikowska.