Europarlament jeszcze na początku 2017 roku zaczął potrącać połowę pensji Le Pen oraz świadczenia przysługujące jej jako europosłance za nieprawidłowe wydanie 300 tys. euro z kasy PE.

Według ustaleń unijnego Urzędu ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF) pieniądze te francuska europosłanka przeznaczyła na wynagrodzenie dla asystentki, która w rzeczywistości pracowała tylko dla partii Le Pen we Francji. Jest to niezgodne z regulaminem PE.

Le Pen odmówiła zwrotu nieprawidłowo wydanych środków. Dodatkowo zaskarżyła decyzję PE do sądu UE. Ten uznał we wtorek, że francuska polityk nie potrafiła wykazać, że jej asystentka wykonywała dla niej rzeczywiste zadania. "Nie przedstawiła ona bowiem dowodu na jakąkolwiek działalność asystentki parlamentarnej w ramach pomocy parlamentarnej, co zresztą przyznała na rozprawie" - napisano w komunikacie Trybunału Sprawiedliwości.

Sędziowie zwrócili uwagę, że Le Pen nie przedstawiła żadnego dowodu pozwalającego na wykazanie bezpośredniej pracy świadczonej jej w budynkach PE przez asystentkę parlamentarną, a sama obecność asystentki – podnoszona, lecz nie udowodniona – w budynkach PE, nie jest w tym celu wystarczająca. Europarlament wskazał zresztą na rozprawie, że nie jest możliwe, by asystent parlamentarny przedostał się do tych budynków przejściem zastrzeżonym dla posłów.

Reklama

Także kilkorgu innych eurodeputowanych partii Le Pen zarzucono nieprawidłowe wydawanie środków z europarlamentu. Ojciec byłej liderki Frontu Narodowego, Jean-Marie Le Pen, miał zwrócić do kasy PE 320 tysięcy euro. On również odmówił, dlatego w 2016 roku europarlament pozbawił go części wynagrodzenia. Marine Le Pen była posłanką do PE między 2009 a 2017 r. W ubiegłym roku bez powodzenia ubiegała się o urząd prezydenta Francji. Na czas kampanii zrezygnowała z kierowania Frontem Narodowym. W 2018 roku ugrupowanie zmieniło nazwę na Zjednoczenie Narodowe.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)