Nie może być tak, że gdy pomawiany jest szef jednostki, oskarża cała instytucja. Takie postępowanie należy umorzyć – stwierdził Sąd Najwyższy
Artykuł 212 kodeksu karnego penalizujący pomówienie od dawna budzi skrajne emocje. Kilkukrotnie już politycy obiecywali jego zniesienie, ale nadal obowiązuje. A politycy, wysocy rangą urzędnicy i szefowie różnego rodzaju jednostek chętnie go wykorzystują, przede wszystkim przeciwko dziennikarzom.
Wielu szefów uważających się za pomawianych jednak nie wnosi prywatnego aktu oskarżenia. Ten tworzony jest przez zarządzaną przez tegoż szefa jednostkę, która następnie bierze udział w całym postępowaniu. Dlaczego tak? Odpowiedź jest prozaiczna: chodzi o to, by szef jednostki nie musiał wydawać własnych pieniędzy. Wszelkie koszty najczęściej ponosi instytucja.
Wiele wskazuje jednak na to, że Sąd Najwyższy postawił tamę takim praktykom.

Szef i jego instytucja

Reklama
Sprawa, która trafiła na wokandę Sądu Najwyższego, związana była z niechęcią jednego z obywateli do szefa instytucji (chodziło o ochotniczą straż pożarną). Obywatel ten w rozesłanej mieszkańcom miejscowości informacji wytykał nieprawidłowości przy prowadzeniu działalności gospodarczej oraz wskazał, że „prezes gromadzi wokół siebie krzykaczy i donosicieli, którzy patrzą na swoje własne interesy, a nie dobro dla naszego społeczeństwa”.
Prezes poczuł się pomówiony i zapowiedział wniesienie prywatnego aktu oskarżenia. Ten jednak wniosła ochotnicza straż pożarna, której pomawiany szefował.
Sąd pierwszej instancji stwierdził, że do pomówienia mężczyzny doszło. Skazał pomawiającego na karę grzywny. Druga instancja wyrok utrzymała. Sprawa trafiła do Sądu Najwyższego. A ten kasację skazanego uwzględnił.

Granice wyznaczone skargą

Dopatrzył się wystąpienia w sprawie bezwzględnej podstawy odwoławczej z art. 439 par. 1 pkt 9 w związku z art. 17 par. 1 pkt 9 kodeksu postępowania karnego – brak skargi uprawnionego oskarżyciela. Sąd Najwyższy wskazał, że w sprawie nie budzi wątpliwości, iż z prywatnym aktem oskarżenia wystąpiła instytucja. Wskazała ona swoją drogą, że doszło do pomówienia właśnie jej. Sądy obu instancji jednak skazały mężczyznę za pomówienie szefa jednostki – bo jeśli do pomówienia kogoś doszło, to właśnie konkretnej osoby. Skazany przecież nie kwestionował działalności straży jako takiej. Sęk w tym, że przecież pomawiany nawet nie skierował aktu oskarżenia. Brał co prawda udział w postępowaniu, ale jedynie jako prezes straży, a nie jako pokrzywdzony.
„Zgodnie z zasadą skargowości granice rozpoznania sprawy wyznacza skarga uprawnionego oskarżyciela. Oznacza to z jednej strony obowiązek rozpoznania skargi w granicach wyznaczonych skargą, a z drugiej zakaz rozpoznania skargi pochodzącej od osoby nieuprawnionej. Jednocześnie to granice historyczne zdarzenia wyznaczają ramy tożsamości czynu. Jakkolwiek w granicach tożsamości czynu dopuszcza się możliwość zmiany opisu czynu, wszakże pod warunkiem, że zmiany te nie wychodzą poza jego granice, stanowiąc inny niż pierwotnie opisany czyn” – wyjaśnił SN w niedawno opublikowanym uzasadnieniu. I dodał, że nie budzi wątpliwości, iż postawione zarzuty w żaden sposób nie są związane z działalnością straży jako takiej. Skazany bowiem wyraźnie zaznaczał, że ocenia sposób bycia i życia samego prezesa.

Uprawniona osoba

– Wyrok Sądu Najwyższego oceniam jako słuszny. Jakkolwiek w postępowaniu cywilnym dopuszcza się, by prezesa reprezentowała zarządzana przez niego jednostka, choćby w sprawach o naruszenie dóbr osobistych czy sprostowanie, jednak w postępowaniu karnym należy trzymać się elementarnych zasad. A jedną z nich jest to, by umorzyć postępowanie, gdy nie ma skargi od uprawnionej osoby – komentuje dr Jan Sobiech z Wydziału Prawa i Administracji UKSW.
Orzeczenie chwali również adwokat Łukasz Wiśniewski, wspólnik w kancelarii Chojniak i Wspólnicy.
– Prywatny akt oskarżenia skierowała instytucja, a nie jej prezes jako osoba prywatna. Tymczasem sądy pierwszej i drugiej instancji stwierdziły, że doszło do pomówienia prezesa, przy czym zarzuty wobec niego nie były związane z działalnością instytucji. Zniesławiające twierdzenia nie odnosiły się zatem do podmiotu, który wniósł prywatny akt oskarżenia. W efekcie doszło do przypisania czynu na szkodę osoby, która nie wniosła aktu oskarżenia ani nie przystąpiła później do postępowania. Zgadzam się więc z tezą, że wskutek braku skargi uprawnionego oskarżyciela postępowanie należało umorzyć – tłumaczy Wiśniewski. Zastrzega jednak, że gdyby sąd powszechny uznał, iż wypowiedzi oskarżonego stanowiły pomówienie instytucji jako takiej, możliwe byłoby, ażeby w sprawie zapadł wyrok skazujący.
– Jestem w stanie sobie wyobrazić stany faktyczne, w których ktoś pomawia co prawda jedynie prezesa, ale cierpi na tym renoma całej instytucji – konkluduje.
Wyrok jako pierwszy opisało czasopismo „Lege Artis”. ©℗
Wyrok Sądu Najwyższego z 17 kwietnia 2019 r., sygn. akt II KK 245/18. www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia