Co można zrobić, by rozwiązać problem kadr w służbie zdrowia? Zahamować wyjazdy za granicę, wprowadzając konieczność odpracowywania w Polsce studiów opłacanych z publicznych pieniędzy – taka odpowiedź zdobyła najwięcej uznania wśród ankietowanych – 32 proc. Badanie przeprowadził na zlecenie Dziennika Gazety Prawnej IBRiS.
Na drugim miejscu znalazła się „marchewka”, czyli podniesienie pensji. Za zachętami w postaci lepszego wynagrodzenia zdecydowanie częściej są kobiety niż mężczyźni, którzy częściej niż panie chcieliby wprowadzić obowiązek odpracowania studiów.
Zdaniem Jerzego Gryglewicza, eksperta ds. ochrony zdrowia, taki pomysł można by zrealizować, ale częściowo. Paradoksalnie byłoby to możliwe w przypadku studentów, którzy obecnie płacą za studia. Państwo mogłoby oferować im kredyt na studia i umorzyć go w sytuacji, kiedy absolwenci – już jako lekarze – podjęliby się pracy w zawodzie w Polsce. Takie rozwiązania istnieją w niektórych państwach.
Innym pomysłem, wprowadzanym przez część samorządów, jest oferowanie stypendiów dla studentów, którzy zadeklarują, że zostaną. Tak jest m.in. w lubuskim – studenci kierunków medycznych z całej Polski mogą liczyć na wsparcie samorządu województwa, który oferuje im stypendium w wysokości 2 tys. zł miesięcznie w zamian za deklarację podjęcia pracy w lubuskich szpitalach. W zeszłorocznym budżecie województwa na ten cel przewidziano 900 tys. zł. – Nie da się jednak wprowadzić obowiązku odpracowania dla wszystkich. Po pierwsze dlatego, że nie każdy musi chcieć pracować w zawodzie i nie można go do tego zmuszać, a po drugie, to by oznaczało, że również studenci innych kierunków niż medyczne powinni odpracować swoje studia – mówi Jerzy Gryglewicz. I dodaje, że innym rozwiązaniem problemu braku kadr jest zmniejszenie liczby szpitali i dopasowanie ich do potrzeb zdrowotnych mieszkańców. – Szpitali jest za dużo – mówi.
Na razie resort zdrowia zwiększył liczbę miejsc na studiach i podniósł wynagrodzenia. Chce też ułatwić przyjazdy lekarzom ze Wschodu. To rozwiązanie poparło tylko 7 proc. badanych.
Reklama