W skrócie mówiąc: społecznością, która doświadczyła kilkunastu lat poprawy sytuacji gospodarczej i zdążyła zapomnieć o poprzednich trudnych latach, społecznością, która przywykła do działania wspaniałych nożyc – mniej pracujemy, więcej dostajemy. Widowiskowy bunt części Hiszpanów blokujących główne place wielu miast miał kilka warstw, fundament jednak zatrważający – niech władza lepiej się nami zaopiekuje. Władza, nie rząd – rząd jest znienawidzony, podobnie jak politycy. To nie u nich szukamy pomocy, lecz w zmianach systemowych. Nie jest jasne, jakich zmian potrzeba, ale głębokich – to na pewno – i strukturalnych – koniecznie. Protestujący nie domagają się, aby władza po prostu odczepiła się od obywateli – ona ma się okazać niezwykle skuteczna.

„W najbliższym czasie rząd przystąpi do rozwiązywania problemów (...) dotyczących zwłaszcza poprawy sytuacji materialnej najniżej zarabiających, rodzin wielodzietnych i rencistów. Rząd będzie musiał zapewnić niezbędne źródła finansowe i materialne dla realizacji tego najpilniejszego zadania. W szczególności chodzi o to, by w ślad za decyzjami zapewniającymi wzrost dochodów wymienionych grup pracowniczych poprawić zaopatrzenie rynku, a w tym również w niektóre artykuły żywnościowe” – powiedział w końcu 1970 roku świeżo upieczony premier Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej Piotr Jaroszewicz.

Protestujący w Madrycie powitaliby mowę Jaroszewicza z uznaniem! Można by zatem dworować, że Polska nie stanie się drugą Hiszpanią, bo już nią była. Oczywiście skali protestów z grudnia 1970 roku nie można porównać z tymi trwającymi dziś na Półwyspie Iberyjskim. Nie płyną potoki krwi, protestujący nie muszą się obawiać o życie. Wreszcie – nasza zgoda na nadopiekuńcze państwo wyrażana była w rzeczywistości, w której mieliśmy do wyboru albo komunistów terrorystów, albo komunistów trochę terrorystów, a trochę łapówkarzy; zdecydowanie lepiej wybierać tych, którzy korumpują, niż tych, którzy strzelają. Niemniej przyznać trzeba, nasze PRL-owskie protesty lat 70. przebiegały pod hasłem „zaopiekujcie się nami lepiej”. A jak się okazało, że mimo wysiłków i napinania muskułów komuna nie potrafi się uporać z tym zadaniem, wyrwaliśmy się jednak do większej wolności, a nie do mniejszej.

Zrewoltowani Hiszpanie marzą o drodze odwrotnej. Nie krzyczą o jednym okienku, prostych podatkach, dniu wolności podatkowej, cięciach i restrukturyzacjach. Nie chcą wyrwać się w świat, chcą bezpiecznej przystani. Warto krytykować kapitalizm i warto piętnować pazerność oraz nieudolność elit, ale strzeżmy się ducha Jaroszewicza.

Reklama