Konkurencja – to słowo, które do niedawna trudno było znaleźć w słownikach prawników. Dziś jest już odmieniane na wszystkie sposoby.
Tym wszystkim, którzy prawnika widzieli ostatnio w filmie „Filadelfia”, od razu należy się wyjaśnienie: nasz świat prawniczych kancelarii ma się tak do wolnego rynku jak pięść do nosa. Trudno uwierzyć, że w czasach nieustających promocji i wszędobylskiej reklamy czy innych marketingowych chwytów nastawionych na zwiększenie przychodów adwokatom nie wolno się reklamować. Ale mimo to rywalizacja o klienta i jego pieniądze się zaostrza.
Z danych zebranych przez firmę badawczą Ipsos wynika, że z powodu dużej liczby absolwentów prawa i stopniowego otwierania dostępu do zawodu ceny usług spadły nawet o 1/3. Coraz częściej można znaleźć oferty pierwszej porady gratis, ale prawdziwą nowością jest nie tyle obniżanie cen, co upublicznianie cenników.
– Musimy walczyć o klienta, i to nie tego z zasobnym portfelem, bo on ma już prawników. Do osób mniej zamożnych w pierwszej kolejności przemawia cena. Można się na to albo obrażać, albo to zaakceptować – stwierdza jeden z młodych stołecznych adwokatów. Taka sytuacja nie jest mile widziana. A już szczególnie w środowisku notariuszy.
Maksymalną taksę za czynności notarialne wyznacza rozporządzenie ministra sprawiedliwości. Krajowa Rada Notarialna krzywo patrzy na samowolne obniżanie stawek, bo w jej opinii obniża to prestiż i powagę zawodu. – Bywają klienci, którzy dzwonią z pytaniem, ile dana czynność kosztuje. Zawsze podaję stawkę z rozporządzenia i informuję, że o obniżeniu ceny będę mógł porozmawiać po zapoznaniu się z dokumentami. Ale nie mam wątpliwości, że po obdzwonieniu kilku notariuszy klient wybierze najtańszego – mówi nam łódzki notariusz Jacek Sobczak. – Odgórnie powinna być określona stawka minimalna, na poziomie adekwatnym do charakteru czynności. Oprócz tego powinna być możliwość jej zwiększenia w szczególnych okolicznościach, np. jeśli ktoś rano życzy sobie, by na godz. 18 przygotować skomplikowaną sprawę, albo kiedy trzeba otworzyć kancelarię w weekend. To zlikwidowałoby niezdrową konkurencję – postuluje rejent Sobczak.
Reklama
Według danych GUS w latach 2006 - 2007 w okresie nieruchomościowej hossy zawierano rocznie ok. 300 tys. umów sprzedaży w formie aktu notarialnego. W tym czasie notariuszy było w ok. 1,7 tys. Jeśli zaokrąglimy średnią taksę do 1,5 tys., wówczas przeciętny roczny przychód rejenta z tego tytułu wynosił 264 tys. Dziś notariuszy przybywa: teraz jest ich 2,3 tys. i z każdym rokiem będzie o kilkuset więcej, a transakcji - przeciwnie: obecnie jest o ponad 50 tys. mniej niż w najlepszych czasach. A to oznacza, że przeciętny przychód spadł do 163 tys. zł rocznie, a będzie jeszcze mniejszy, jeśli notariusze będą obniżać taksę. Co ważne, koszty działalności pozostały na tym samym poziomie. Nierównomierne zagęszczenie kancelarii dodatkowo pogarsza sytuację notariuszy w największych miastach.
– Gwałtowny wzrost liczby notariuszy zaostrza konkurencję. Prowadzi to do absurdalnej sytuacji, w której ktoś, kto wykonuje władzę publiczną, musi ubiegać się o to, by klient dokonał czynności u niego. To może powodować utratę bezstronności i niezależności, podstawowych przymiotów notariusza. Trudno wyobrazić sobie taką sytuację wśród sędziów lub prokuratorów. Projekt deregulacji tylko pogarsza ten stan rzeczy - przestrzega notariusz Joanna Greguła, członek Krajowej Rady Notarialnej. - Problemu nie rozwiążą nowe czynności notarialne. Jako sposób na odciążanie sądów to słuszna idea, ale nie do pogodzenia z wynikającą z konkurencji stronniczością – dodaje.
Coraz łatwiej znaleźć kancelarie czynne non stop, które akt notarialny przygotują i w niedzielę, i w nocy. W dodatku, choć KRN bardzo restrykcyjnie traktuje zakaz tzw. wyjazdówek, czyli sporządzania dokumentów u klienta, nie jest tajemnicą, że nawet pod groźbą odpowiedzialności dyscyplinarnej do takowych dochodzi. Znana jest w środowisku opinia jednego ze stołecznych rejentów, że „notariusz nie jest k... na telefon”, a jednak są tacy, którzy się tym specjalnie nie przejmują i jadą do klienta, który umowę darowizny dla córki chce podpisać między lunchem a służbowym spotkaniem. – W skrajnych sytuacjach może dojść do tego, że notariusz będzie ze stempelkiem na każdym rogu poświadczał podpisy – przestrzega Jacek Sobczyk.

Prawnik na dźwigni reklamy

Młodym ludziom wchodzącym na hermetyczny rynek usług prawnych coraz trudniej się przebić. – Naobiecywano im złotych gór, bentleyów, miejsc w firmach partnerskich na wysokich szczeblach, a to wszystko od dawna zajęte – mówi Krzysztof Boszko, partner w Firmie Adwokackiej Łepkowski Boszko i Wspólnicy Spółka Partnerska. Najtrudniej zaistnieć adwokatom czy notariuszom, gdyż ci reklamować się nie mogą wcale, nieco bardziej liberalny samorząd mają radcowie prawni (tym wolno się reklamować poprzez ulotki w sądach itp.). By zawalczyć na rynku, trzeba się więc rozpychać łokciami i wykorzystywać wszystkie możliwości. – Młodzi ludzie z jednej strony mają trudniej, a z drugiej dysponują takimi środkami, których my, kiedy zaczynaliśmy, nie mieliśmy. Myślę tutaj głównie o internecie – wskazuje Roman Nowosielski z kancelarii Nowosielski, Gotkowicz i Partnerzy.
Młodzi ludzie czują się w sieci jak ryba w wodzie. Kancelarie umieszczają odnośniki do swoich stron w artykułach dotyczących nośnych spraw, które dotykają wielu osób, np. rozwodów, opłat użytkowania wieczystego, eksmisji. Prawnicy wielu kancelarii prowadzą blogi bądź piszą teksty prawnicze na rozmaite portale. – Żeby napisać dobry tekst, trzeba się przyłożyć. Dzięki temu prawnik może pokazać się z dobrej strony – zauważa Nowosielski. Choć tę e-aktywność można różnie interpretować, to zdarzają się zagrania ewidentnie nieczyste, stosowane zarówno przez adwokatów, radców prawnych, jak i notariuszy. Chodzi o podszywanie się pod z pozoru niezaangażowanego internautę czy klienta, który na forach internetowych zachwala usługi tego czy innego prawnika.
Są też ogłoszenia prasowe, które nie reklamują wprost kancelarii prawnej, lecz odszkodowawczą (walczy o rekompensaty za błędy medyczne czy wypadki komunikacyjne), informując przy okazji, z którą kancelarią prawniczą jest nawiązana współpraca. Z kolei przedsiębiorcy zakładający działalność gospodarczą dostają już e-maile czy listy powitalne nie tylko od biur rachunkowych, ale i kancelarii prawnych.
Inną formą reklamy są akcje charytatywne. Kancelarie fundują nagrody w inicjatywach dobroczynnych, byle tylko pojawiła się ich nazwa. Do tej pory bezpłatne porady i pomoc prawna przez prawników starszej daty były traktowane jako przejaw misji. Są jednak kancelarie, które organizują dni otwarte z bezpłatnymi poradami niemal co tydzień, bo w ten sposób zyskuje się klientów. A tylko niewielki odsetek spraw da się rozwiązać w trakcie jednej konsultacji. – Nie znaczy to, że dynamiczne działania są domeną tylko młodych prawników, natomiast rzeczywiście ci, którzy są długo na rynku, bardziej się pilnują, by nie narażać się samorządowi zawodowemu. Od nas się więcej wymaga, a oni są bardziej zdeterminowani. Nie mogą ciągle czekać, skończyli studia, założyli kancelarię i chcą zacząć zarabiać – tłumaczy mec. Nowosielski.
Na wszelkie sposoby. Ostatnio głośno było o zakrojonym na ogromną skalę procederze wyłudzania z ZUS maksymalnego (6,6 tys. zł) zasiłku macierzyńskiego przez bezrobotne matki. Ciężarna musiała tylko założyć firmę i opłacić jedną maksymalną składkę. Osoby podające się za prawników za 1 tys. zł prowadziły dalej sprawę. Samorządy zawodowe mogą zareagować tylko w stosunku do swoich członków. Tymczasem dziś już nie trzeba być członkiem palestry, by założyć kancelarię. Ba, nie trzeba odbyć nawet aplikacji. Działają więc na rynku takie, gdzie pracują prawie sami absolwenci prawa oraz jedna czy dwie osoby po ukończonej aplikacji, które reprezentują klientów przed sądem.
Z kolei przy okazji katastrofy kolejowej pod Szczekocinami w marcu tego roku głośno było o prawnikach, których internauci natychmiast określili mianem hien. W zespole lekarzy i psychologów świadczących bezpłatną pomoc dla poszkodowanych znalazła się konsultantka prywatnej kancelarii prawniczo-medycznej z Warszawy, która specjalizuje się w pomocy ofiarom wypadków. Jej przedstawiciele kontaktowali się potem z ofiarami, proponując pomoc w uzyskaniu odszkodowania. Naczelna Rada Adwokacka natychmiast odcięła się od osób, które próbowały wyłudzić podpis na umowach odszkodowawczych od ofiar wypadku. – Adwokaci pojawili się w Szczekocinach z bezinteresowną pomocą, z potrzeby serca. Na szczęście prawnicy nie działają jeszcze tak, jak firmy ubezpieczeniowe, które czatują pod szpitalami, cmentarzami czy na skrzyżowaniach, na których często dochodzi do wypadków – tłumaczy Krzysztof Boszko.
Na zaczepianie pacjentów i ulotki w szpitalach narzekają również lekarze. Przed jedną z łódzkich placówek stanęła laweta reklamująca pomoc w uzyskiwaniu odszkodowań za błędy lekarzy. Kancelaria tłumaczyła, że tylko chciała uświadamiać pacjentów o przysługujących im nowych prawach, ale dyrekcja szpitala protestowała, że reklama sugeruje, iż do pomyłek nagminnie dochodzi właśnie w tej placówce.

Wąska specjalizacja

Powoli do lamusa odchodzi mit, że prawnik powinien znać się na wszystkim. Przejawia się to we wciąż obowiązującym przepisie zakazującym im nie tylko reklamowania działalności, lecz także informowania o specjalizacji. Oczywiście nie sposób znać się na wszystkim, więc prawnicy specjalizowali się od zawsze, a klienci i tak na mieście szybko dowiadywali się, kto jest „dobry w rozwodach”, „świetny w lokalówce” czy „ekspertem w spadkach”. Obecnie coraz więcej kancelarii, zamiast zatrudniać prawników specjalizujących się w rozmaitych gałęziach prawa, po to by stworzyć możliwie najszerszy wachlarz usług, stawia na wąską specjalizację.
Według Stanisława Poręby z kancelarii prawno-medycznej Lege Artis to trend na rynku usług prawniczych, od którego nie ma odwrotu. – Klient musi być lepiej dopieszczony. Jeśli nasz radca prawny będzie oprócz odszkodowań zajmował się też innego rodzaju sprawami, siłą rzeczy odbije się to na jakości świadczonych usług – uważa. – Jeśli chcemy odnosić sukcesy w jakiejś dziedzinie, musimy być w niej ekspertami. Nie da się trzymać pięciu srok za ogon. W trakcie procesu rekrutacyjnego bardzo łatwo weryfikujemy prawników, którzy uważają, że są dobrzy we wszystkim, a potem okazuje się, że nie potrafią odróżnić odszkodowania od zadośćuczynienia – mówi Stanisław Poręba.
Mamy więc kancelarie specjalizujące się w obsłudze branży medycznej, rynku medialnego, stawiające na obsługę firm korzystających z partnerstwa publiczno-prywatnego czy zajmujące się optymalizacją podatkową, czyli takim zarządzaniem przedsiębiorstwem, by polityka fiskalna była jak najmniej odczuwalna. – Ważne, by specjalizacja nie była zbyt wąska, ponieważ w razie kryzysu, który dotknie daną branżę, ich byt może być zagrożony – mówi Filip Wojciechowski z kancelarii Włodarczyk, Ziomek i Wojciechowski. – W działaniu kancelarii zaszła istotna zmiana. Ich bardzo istotnym elementem jest już nie tylko pion merytoryczny, lecz także dział zajmujący się wyłącznie relacjami z klientami i pozyskiwaniem nowych. Są to działania na tyle pracochłonne, że gdyby powierzyć je wspólnikom, wówczas nie mieliby czasu na zajmowanie się swoją podstawową działalnością – mówi Wojciechowski.
Dobrym przykładem zmian jest kancelaria Skarbiec, która wyspecjalizowane usługi prawne łączy z doradztwem finansowym oraz usługami z zakresu szeroko rozumianego wywiadu i kontrwywiadu biznesowego. – Z faktu, że podatki trzeba płacić, wcale nie wynika, że muszą być one najwyższe – zauważa radca prawny Norbert Nogacki, twórca Skarbca, który jest m.in. jedynym w Europie Środkowej przedstawicielem administracji Anguilli, należącego do Wielkiej Brytanii raju podatkowego na Karaibach (wkrótce taki sam status uzyska on w emiracie Ras al-Chajma w Zjednoczonych Emiratach Arabskich). – Różnica pomiędzy naszą kancelarią a niektórymi doradcami podatkowymi jest taka, że my nigdy nie podpowiadamy klientom rozwiązań, które byłyby niezgodne z prawem – tłumaczy Nogacki, którego kancelaria zajmuje się sprawami tak nietypowymi, jak zarządzanie sytuacjami kryzysowymi przypadki bezprawia urzędniczego, szczególnie ze strony organów podatkowych, upadłość firmy, wrogie przejęcie czy konflikt rodzinny, który rzutuje na działalność przedsiębiorstwa.
– Chętnie podejmujemy wyzwanie również wtedy, gdy w grę wchodzi obawa przed szpiegostwem gospodarczym bądź oszustwem ze strony kontrahentów czy poszukiwanie majątku nieuczciwych dłużników. Tego rodzaju profil działalności sprawdza się równie dobrze w czasie hossy, jak i bessy, ponieważ prawnik jest dla przedsiębiorcy tym, kim ksiądz dla wiernego: potrzeba go i do chrzcin, i do pogrzebów – zauważa twórca Skarbca.

Świetlana przyszłość internetu

Nowe technologie i rozwój internetu pozwalają patrzeć na przyszłość usług prawniczych w Polsce przez pryzmat możliwości.
– Porady prawne przez sieć czy telefon są z jednej strony odpowiedzią na zapotrzebowanie klientów, którzy wszystko chcą mieć tu i teraz, a z drugiej są istotnym ułatwieniem dla samych prawników – uważa Ziemisław Gintowt, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie. – Sieć to dodatkowe zabezpieczenie dla prawnika, który na piśmie ma potwierdzenie treści porady, której udzielił – tłumaczy. Dzięki faksom, e-mailom, Skype’owi czy wideokonferencjom można się kontaktować, szczególnie ze stałymi klientami, praktycznie z każdego miejsca. Można dzięki temu zaoszczędzić na czasie. – Spraw wymagających dyskrecji nie da się oczywiście załatwić w ten sposób – zastrzega Gintowt.
– Rynek wymusza na młodych posunięcia niekonwencjonalne, które adwokatom starszej daty nie mieszczą się w głowie. Gorzej, gdy zderzenie z rzeczywistością okaże się dla nich na tyle bolesne, że pusty żołądek będzie skłaniał do zachowań nieetycznych czy wręcz niezgodnych z prawem. Takie przykłady będą się zdarzały coraz częściej, a samorząd zawodowy będzie miał coraz więcej pracy – obawia się mec. Boszko.
Już teraz są notariusze, którzy płacą geodetom, deweloperom czy pośrednikom nieruchomości, by ci polecali ich swoim klientom, czy też adwokaci lub radcy, którzy wysyłają korzystających z ich usług do zaprzyjaźnionych notariuszy, u których będą mogli liczyć na zniżki.
Klienci pamiętający, jak we wspomnianej „Filadelfii” grający prawnika Denzel Washington zapewnia, że nie pobiera wynagrodzenia, jeśli jego kancelaria niczego nie wygra, nie wiedzą, że podobne zapewnienia ze strony prawników znad Wisły są nielegalne. A mimo to zdarzają się tacy, którzy gotowi są pracować za procent od uzyskanego odszkodowania. Według adwokata Filipa Wojciechowskiego trudna sytuacja na rynku zmiecie z niego małe kancelarie. – Pełnomocnicy zawodowi będą świadczyć usługi w większych kancelariach. A co za tym idzie – będą one działały raczej jak przedsiębiorcy niż prawnicy z powołania.