Przekładane reformy: sześciolatki w szkołach, zmiany w Karcie nauczyciela, powszechny dostęp do przedszkoli. Można podejrzewać, że zawarte w nim dane nie są po myśli rządzących. Jeśli okaże się, że po latach badań nauczycielom nie tylko nie można zwiększyć pensum, ale wręcz trzeba im płacić za nadgodziny, cała Polska skona w spazmach śmiechu. Bo kto oprócz nich ma prawo do wakacji, ferii, wolnego przed świętami i po świętach, a na dodatek ewidencjonowane tak naprawdę 18 godz. pracy tygodniowo?

A miało być tak pięknie. Badanie czasu pracy teoretycznie powinno wykazać – ku uciesze płacących krocie na edukację samorządów – że nauczycielom można dołożyć parę godzin pracy. W końcu przecież potwierdzają to inne raporty, w tym np. OECD. Rząd zapomniał jednak, że nauczyciele to wytrawny przeciwnik, który np. jako jeden z nielicznych wywalczył sobie wcześniejszą możliwość zakończenia aktywności zawodowej.

Skutecznie broni przywilejów nadanych jeszcze w poprzednim ustroju. Do tej pory, mimo prób i zapowiedzi, nie udało się zmienić karty w takim zakresie, w jakim zmodyfikowano przepisy ubezpieczeniowe czy nawet kodeks pracy. Wierząc, że w prowadzonych na potrzeby raportu dzienniczkach zajęć nauczyciele wykażą, że chcą pracować dłużej, rządzący mogli popełnić kardynalny błąd. I piękne marzenia o wydłużeniu pensum zmienią się w piękną katastrofę