ikona lupy />
Praca cudzoziemców w Polsce / Dziennik Gazeta Prawna
Zmiany w przepisach na pewno są potrzebne, bo choć ukraińskich pracowników jest w Polsce coraz więcej, to w zawodach medycznych raczej ich nie przybywa. Jak informuje Naczelna Rada Lekarska, na koniec zeszłego roku w Polsce wykonywało zawód 1142 lekarzy i 351 lekarzy dentystów z zagranicy, najwięcej z Ukrainy, Białorusi i Niemiec. Znacznie mniej jest cudzoziemek wśród pielęgniarek. Według Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych w Polsce zarejestrowane są zaledwie 174 pielęgniarki i położne spoza kraju – 50 z Unii Europejskiej oraz 124 z innych państw, najwięcej z Ukrainy (90).

Pielęgniarka czy opiekunka?

Niewielka liczba dziwi szczególnie w przypadku pielęgniarek. Szukając osoby do opieki nad starszą lub chorą osobą, najłatwiej trafić właśnie na ukraińską pielęgniarkę. Dlaczego nie pracują one w polskich szpitalach, tylko decydują się na zajęcie, które jest poniżej ich umiejętności? Podstawowy problem to uznawanie kwalifikacji, co często jest barierą nie do przejścia.
Reklama
– Praca w zawodzie pielęgniarki jest możliwa dopiero po uzyskaniu prawa do wykonywania zawodu, co w przypadku osób pochodzących z Ukrainy wymaga przede wszystkim nostryfikacji dyplomu ukończenia studiów wyższych (pierwszego stopnia) – mówi Zofia Małas, prezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych. Przyznaje, że jest to procedura dość skomplikowana.
Jednak wiele Ukrainek nie ma ukończonych studiów, ponieważ tam pielęgniarki kształcą się w szkołach średnich – zwraca uwagę Justyna Segeš Frelak, współautorka raportu „Medycyna bez granic”. Żeby podjąć pracę w Polsce, muszą uzupełnić wykształcenie. To powoduje, że cały proces się komplikuje i wydłuża. Trudno też łączyć go z pracą. Barierą są także koszty i konieczność utrzymania się przed uzyskaniem prawa do wykonywania zawodu.
Ten sam problem wskazuje Walenty Bereza, członek zarządu firmy Servitum, która zatrudnia wiele pielęgniarek z Ukrainy w charakterze opiekunek. – System nostryfikacji trzeba zorganizować lepiej: skrócić, wprowadzić tryb bardziej eksternistyczny – ocenia. Jak dodaje, w jego firmie ukraińskich pielęgniarek jest całkiem sporo, są również położne, kilku felczerów. W charakterze opiekunów pracują nawet lekarze z Ukrainy.
Pojawiają się pewne oddolne inicjatywy, głównie ze strony uczelni, które mają proces uznawania kwalifikacji ułatwić, np. przez umożliwienie pielęgniarkom z Ukrainy rozpoczęcia studiów w Polsce od razu od drugiego roku. W uzupełnianiu kwalifikacji gotowe są pomóc również samorządy, które z niecierpliwością czekają na rozwiązania ułatwiające zatrudnianie w placówkach medycznych pracowników ze Wschodu. – Moglibyśmy, np. przy pomocy powiatowych urzędów pracy, wspierać ich w podnoszeniu, zdobywaniu i weryfikacji kwalifikacji – mówi Marek Wójcik, ekspert Związku Miast Polskich. Jego zdaniem opłaca nam się zainwestować, żeby ściągnąć ludzi, którzy u nas zostaną, bo dziś wydajemy znacznie więcej na personel, który wyjeżdża z Polski.
Pracodawcy wykazują coraz większe zainteresowanie pracownikami ze Wschodu, jednak, jak podkreśla Justyna Segeš Frelak, mają niewielką wiedzę o tym, jak przebiega proces uznawania kwalifikacji. – W przypadku pielęgniarek trzeba by inwestować w kilka lat studiów. Szpital musi być bardzo zdeterminowany, żeby taką osobę wspomóc. Także dla agencji pośrednictwa pracy są to zbyt duże koszty i komplikacje – uważa ekspertka.

Nawet za mniejsze pieniądze

Zofia Małas uważa, że czynnikiem wpływającym na niewielką liczbę pielęgniarek z zagranicy jest także niskie wynagrodzenie. Choć zdaniem Walentego Berezy wiele ukraińskich pielęgniarek chętnie podjęłoby w Polsce pracę w swoim zawodzie. – Jestem przekonany, że te panie, które zamierzają się z Polską związać na dłużej, chciałyby pracować w placówkach służby zdrowia. Gdyby proces nostryfikacji przebiegał sprawniej, na pewno znalazłaby się duża grupa chętnych, i to mimo zarobków – zapewnia.
W opinii Justyny Segeš Frelak nie jest wykluczone, że niebawem specjalne programy skierowane do pielęgniarek z Ukrainy, z finasowaniem edukacji i kursami języka polskiego, będą koniecznością. Szczególnie, że za wschodnią granicą jest ogromny potencjał. – Wiele osób kończy tam szkoły, ale ma duży problem ze znalezieniem pracy – mówi. – Podstawą zatrudnienia jest wysoki standard i nikt nie kwestionuje, że cudzoziemcy muszą być tak samo dobrzy jak Polacy, ale potrzebne są ułatwienia, żeby ten proces przejść – dodaje ekspertka.
Jej zdaniem można się wzorować na innych krajach. Choćby w Czechach są rozwiązania, które pozwalają wdrażać się i pracować już w trakcie procedury uznawania kwalifikacji. U nas jest to możliwe dopiero po jej zakończeniu.
Z problemu zdaje sobie sprawę nowy minister zdrowia Łukasz Szumowski. Podczas posiedzenia sejmowej komisji zdrowia nie wykluczył, że jego resort poszuka rozwiązań prawnych, które ułatwią podejmowanie pracy pracownikom medycznym ze Wschodu.

Eksport tak, import nie

Zdaniem Marka Wójcika jest również pewien opór w samorządach zawodowych i związkach przed przyjmowaniem personelu medycznego z zewnątrz. Podobnego zdania jest Justyna Segeš Frelak. W jej opinii wolą się one koncentrować na poprawie warunków pracy polskich pracowników i z pewną niechęcią patrzą na wprowadzanie ułatwień dla osób z zewnątrz. Zwraca przy tym uwagę, że tylko 40 proc. pielęgniarek i położnych po ukończeniu szkoły składa wniosek o wpisanie do rejestru zawodowego. Tymczasem od przystąpienia Polski do UE ponad 20 tys. osób uzyskało potwierdzenie kwalifikacji potrzebne do podjęcia pracy w krajach europejskich.
NRPiP od dawna alarmuje, że środowisku pielęgniarskiemu grozi zapaść demograficzna. Najnowsze dane GUS pokazały, że w 2016 r. najmniej liczną grupę stanowiły pielęgniarki najmłodsze – poniżej 35 lat, znaczny był natomiast wzrost liczby pielęgniarek w wieku 65+. Samorząd podkreśla, że struktura wieku pielęgniarek i położnych wskazuje na brak zastępowalności pokoleń. Aby ją zapewnić, rocznie – oprócz 4487 osób obecnie uzyskujących prawo do wykonywania zawodu – powinno je uzyskać średnio 4368 pielęgniarek.