Statystyki OECD nie pozostawiają wątpliwości - we wszystkich najbardziej rozwiniętych krajach świata wraz ze wzrostem poziomu wykształcenia rosną zarobki absolwentów. Nie wszędzie jednak korzyści z posiadania tytułów naukowych są równie wysokie.

Jak wynika z raportu „Education at Glance 2015”, w państwach OECD dorośli z wykształceniem ponadgimnazjalnym zarabiają średnio o 23 proc. więcej niż osoby z niższym wykształceniem. Pracownicy z wykształceniem policealnym otrzymują 12 proc. więcej, a absolwenci studiów (od licencjackich w górę) dostają już aż o 60 proc. wyższe pensje. Największe korzyści z inwestycji w naukę czerpią posiadacze tytułów magistra lub doktora. Średnio w krajach OECD zarabiają oni ponad 2 razy więcej w porównaniu z osobami, które ukończyły szkołę średnią.

Mierząc relatywne zarobki pracowników, OECD porównuje zarobki osób z wykształceniem średnim, do wynagrodzeń osób z innymi poziomami wykształcenia. Autorzy raportu zaznaczają jednak, że dane dla poszczególnych krajów mogą mocno się od siebie różnić ze względu na szereg różnych czynników, w tym zapotrzebowanie na konkretne umiejętności na rynku pracy, podaż pracowników z danym poziomem wykształcenia, przepisy dotyczące płacy minimalnej, siłę związków zawodowych czy też popularność pracy tymczasowej.

>>> Polecamy: Nasza specjalizacja: przeciętna szarość. Dlaczego Polacy nie są w niczym wybitni?

Reklama

Doktorat w Chile jak żyła złota

Według ostatnich dostępnych danych OECD za 2013 rok, około 25 proc. absolwentów szkół wyższych zarabia dwa razy więcej niż wynosi mediana zarobków w OECD. Tylko 10 proc. osób po studiach dostaje równowartość mediany zarobków bądź zarabia mniej. Dla porównania, w przypadku osób z wykształceniem niższym niż średnie odsetek ten wynosi 25 proc. Jedynie 3 proc. z tej grupy otrzymuje pensje wyższe niż dwukrotność mediany. Około 65 proc. nie studiujących młodych w wieku 15-24 lat posiada pracę i zarabia własne pieniądze. W przypadku studentów odsetek ten spada do 40 proc.

Gdzie na świecie studia opłacają się najbardziej? W rankingu OECD na podium znajdują się Chile, Brazylia i Kolumbia. W Chile dorośli z wykształceniem wyższym zarabiają średnio 2,6 razy więcej niż osoby, które ukończyły tylko szkołę średnią. W przypadku Brazylii zarobki absolwentów szkół wyższych są 2,52 razy większe niż absolwentów szkół ponadgimnazjalnych, a w Kolumbii – 2,34 razy większe. Na czwartym miejscu w zestawieniu plasują się Węgry. Tutaj zarobki osób z dyplomem szkoły wyższej w kieszeni są średnio 2 razy wyższe niż w przypadku posiadania jedynie świadectwa ukończenia szkoły średniej. Kolejne miejsca w rankingu zajmują Meksyk, Turcja i Irlandia. Dopiero po nich, na ósmym miejscu, uplasowały się Stany Zjednoczone.

Różnice w zarobkach w tych krajach pogłębiają się jeszcze bardziej, gdy weźmiemy pod uwagę najwyższe stopnie naukowe. W Chile osoby z tytułem magistra lub doktora zarabiają 5,6 razy tyle, co pracownicy po szkole średniej, a w Brazylii – 4,5 razy tyle.

Poniżej szczegółowe dane o różnicach w zarobkach w zależności od poziomu wykształcenia w państwach OECD:

attachment Zarobki pracowników po studiach względem pracowników po szkole średniej w krajach OECD
pobierz plik

Skąd tak ogromne nierówności płacowe w krajach rozwijających się? - Stało się tak m.in. na skutek pęknięcia tzw. bańki technologicznej w wysoko wynagradzanych gałęziach przemysłu. Za wzrost nierówności płacowych można więc winić globalizację, rozumianą jako proces integracji z resztą świata – tłumaczy Michał Środa, starszy konsultant HR z GoWork.pl - W miarę rozwoju rynku, rosło zapotrzebowanie na tzw. tanią siłę roboczą. Firmy, chcąc maksymalizować zyski, przenosiły produkcję do tańszych państw. Państwa rozwijające z kolei często nie mają efektywnego prawa pracy, regulującego (jak np. w krajach skandynawskich) prawo do negocjacji zbiorowych. Za rozwojem nie idzie też systematyczny wzrost wynagrodzeń, dlatego realna wartość wynagrodzenia maleje. Systemy socjalne także są bardzo ograniczone, przez co obszary biedy rosną i problem narasta. Brak regulacji rynku pracy dotyczy też osób na najwyższych stanowiskach – prezes może więc zarabiać nawet kilkanaście czy kilkadziesiąt razy więcej niż podwładny. To oczywiście przyczynia się do niezadowolenia społecznego, spadku wydajności – mówi ekspert GoWork.pl.

Pod względem różnic w zarobkach w zależności od poziomu wykształcenia Polska znajduje się na 12. miejscu wśród państw OECD. Oznacza to, że korzyści ze studiowania wciąż są tutaj dość znaczące. Pracownicy po studiach zarabiają w naszym kraju średnio o 71 proc. więcej niż ich koledzy po szkole średniej. To więcej niż średnia różnica w OECD, która wynosi 60 proc. Dyplom szkoły wyższej jest więc u nas więcej wart niż w Luksemburgu, Francji, Austrii, Wielkiej Brytanii, Finlandii czy Kanadzie.

>>> Polecamy: Król: Upadek polskiej nauki. Bez wizjonera grozi nam zupełne załamanie

Najmniej opłaca się studiować w... Skandynawii

Zaskakujące wnioski płyną z analizy ostatnich miejsc w rankingu OECD. Okazuje się, że najmniejsze różnice w wynagrodzeniach w zależności od wykształcenia notuje się w krajach skandynawskich, znanych z wysokiej jakości systemów edukacji. Najmniej opłaca się kończyć studia w Szwecji. Zarobki osób z dyplomem co najmniej licencjata są tu tylko o 25 proc. razy wyższe niż osoby po szkole średniej. Tuż za Szwecją, w ogonie rankingu, plasują się Norwegia i Dania – różnice w zarobkach wynoszą tu tylko 28 proc. i 29 proc. Stosunkowo niski zwrot z inwestycji w dyplomy dotyczy też m.in. Australii, Estonii czy Nowej Zelandii.

Małe różnice w zarobkach pracowników w krajach skandynawskich to w dużej mierze skutek rozwiniętego systemu świadczeń socjalnych, jaki obowiązuje w tych państwach. Wpływa to na znaczne ograniczenie najniższej warstwy społecznej. – Ustalone na wysokim poziomie pensje minimalne, powodują, że nawet osoby najsłabiej zarabiające, w porównaniu z kolegami z zagranicy i tak zarabiają bardzo dobrze. Nie ma więc presji na wyższe wykształcenie, które byłoby gwarantem znaczącego awansu społecznego – mówi Michał Środa. Podkreśla, że na rynku skandynawskim pracodawcy już od kilkunastu lat częściej zgłaszają największe zapotrzebowanie na pracowników technicznych, posiadających konkretne wykształcenie zawodowe niż na osoby z dyplomem ukończenia studiów wyższych. - Wysokość płac w większości branż ustalana jest w drodze negocjacji poprzez stowarzyszenia pracowników, pracodawców i rząd. Rozbieżności w zarobkach szeregowych pracowników i managerów w porównaniu z sytuacją w innych krajach są stosunkowo niewielkie, ale dzięki temu nie ma tak głębokiego poczucia nierówności i niesprawiedliwości społecznej. Wysoki poziom zadowolenia z pracy i z życia, charakterystyczny dla gospodarek skandynawskich to efekt przyjętego modelu społeczeństwa” – wyjaśnia ekspert GoWork.pl.

Koszty kontra dochody. Ile dokładnie zyskamy dzięki studiom?

Na decyzję o kontynuowaniu nauki na szczeblu wyższym wpływa szereg czynników, takich jak stopień finansowania edukacji przez państwo, korzyści związane z dodatkowymi zarobkami po studiach czy kształt systemu podatkowego. Studia zwiększają szansę na znalezienie pracy i wyższe zarobki, jednak zdobywanie wyższego wykształcenia wiąże się też pewnymi kosztami. Eksperci OECD sprawdzili więc, ile dokładnie wynosi zwrot z inwestycji w dyplom. Trzeba jednak podkreślić, że na korzyści płynące z ukończenia studiów w poszczególnych państwach oddziałuje też szereg różnych czynników, które nie zostały uwzględnione w wyliczeniach OECD, takich jak kondycja gospodarki, sytuacja na rynku pracy, system prawny czy też uwarunkowania społeczno-kulturowe.

Ile tak naprawdę można zarobić dzięki inwestycji w wykształcenie wyższe? Na podstawie danych z 2011 roku (ostatnie dostępne), specjaliści z OECD wyliczyli, że dzięki ukończeniu studiów, w ciągu całego życia mężczyźni mogą zyskać w postaci dodatkowego wynagrodzenia średnio 477 400 dol. brutto według PPP więcej niż pracownicy po szkole średniej. W przypadku kobiet jest to 332 600 dol. W Polsce różnice te wynoszą 495 800 dol. dla mężczyzn i 316 400 dol. dla kobiet. Największe różnice w poziomie zarobków brutto między tymi dwoma szczeblami edukacji notuje się w Luksemburgu, Stanach Zjednoczonych i Chile, najniższe – w Korei Południowej.

Oprócz korzyści płynących z posiadania dyplomu – takich jak większe szanse na znalezienie pracy czy wyższe zarobki, inwestycja w studia pociąga też za sobą pewne koszty – zarówno te bezpośrednie związane m.in. z opłatą czesnego, jak te w postaci utraconych zarobków, czyli pieniędzy, które młodzi potencjalnie mogliby zarobić, gdyby od razu po ukończeniu szkoły zamiast studiować zaczęli pracować.

Analiza bezpośrednich kosztów związanych ze studiowaniem pokazuje, że wykształcenie wyższe najdroższe jest w Stanach Zjednoczonych, Chile, Australii i Wielkiej Brytanii. Najtaniej jest w Szwecji, Austrii i Norwegii. Koszty bezpośrednie stanowią jednak tylko niewielki odsetek całkowitych kosztów uwzględnionych we wskaźniku OECD. To właśnie zarobki utracone są ich główną częścią.

>>> Czytaj też: Za starzy na pracę, za młodzi na emeryturę. Pokolenie Polaków żyje z dnia na dzień

W państwach OECD, przeciętny obywatel inwestuje średnio 55 tys. dol., by zdobyć wyższe wykształcenie. W krajach takich jak Holandia i Stany Zjednoczone, bezpośrednie i pośrednie koszty poniesione w związku ze studiowaniem przekraczają łącznie 100 tys. dol. i są najwyższe w OECD. Na drugim końcu zestawienia plasuje się pod tym względem Polska – według badań, całkowite inwestycje w zdobywanie wykształcenia wyższego sięgają w naszym kraju 24 tys. dol.

Po uwzględnieniu całkowitych korzyści i kosztów związanych z kształceniem się na studiach autorzy raportu oszacowali, ile wynosi finansowy zwrot netto z inwestycji w edukację wyższą. W państwach OECD kobiety zyskują ten sposób 145 200 dol., a mężczyźni 229 000 dol. Dla porównania, zwrot z inwestycji w ukończenie edukacji na etapie szkoły średniej to – odpowiednio – 107 100 dol. i 62 tys. dol.

W Polsce ostateczne zyski ze studiowania wynoszą według OECD 338 200 dol. dla mężczyzn i 210 700 dol. dla kobiet. Zajmujemy pod tym względem trzecie miejsce w rankingu. Wyprzedzają nas tylko Chile i Stany Zjednoczone. Najniższy zwrot z inwestycji w dyplom notuje się w Korei Południowej i Nowej Zelandii.

Zobacz szczegółowe statystyki poniżej:

attachment Zwrot z inwestycji w studia w krajach OECD - mężczyźni
pobierz plik
attachment Zwrot z inwestycji w studia w krajach OECD - kobiety
pobierz plik

>>> Czytaj też: Studia odchodzą do lamusa. Młodzi wybierają pracę

- W Polsce podobnie jak w większości krajów rozwijających się wyższe wykształcenie przekłada się na lepsze zarobki. Jest to charakterystyczne dla krajów na dorobku ze względu na budowanie gospodarki opartej o kapitał ludzki, z mniejszym wykorzystaniem surowców naturalnych czy nowych technologii. W takich warunkach jednym z kluczowych czynników wpływających na sukces zawodowy stają się zarówno kompetencje praktyczne jak i teoretyczne – mówi Krzysztof Inglot, pełnomocnik zarządu Work Service S.A.

Specjalista zwraca jednak uwagę na fakt, że w wielu przypadkach w Polsce wiedza zdobywana w procesie edukacyjnym w niewielkim stopniu przystaje do wymagań rynkowych. - Z naszych badań wynika, że aż 37 proc. pracodawców negatywnie ocenia przygotowanie absolwentów wchodzących na rynek pracy. Szczególna uwaga jest zwracana na deficyty praktycznych umiejętności. Dlatego od lat apelujemy o większe wykorzystanie mechanizmów systemu edukacji dualnej, które zapewniają młodym ludziom przygotowanie zawodowe, co przekłada się na łatwiejszy w dorosłe życie - dodaje ekspert Work Service S.A.

Praktyczne umiejętności wygrywają z dyplomem?

Choć raport OECD pokazuje, że w Polsce inwestycja w naukę na studiach wciąż przynosi jedne z najwyższych korzyści wśród badanych państw, wnioski z Diagnozy Społecznej 2015 dowodzą, że studiowanie w naszym kraju opłaca się coraz mniej. Według wyliczeń autorów Diagnozy, stopa zwrotu z otrzymania tytułu magistra wynosi w tej chwili 35,5 proc. i jest najniższa od 2009 roku. Najmniej korzyści przynosi licencjat – jego wartość spada już sukcesywnie od kilku lat (stopa zwrotu wynosi teraz tylko 5,5 proc.). Czytaj więcej tutaj.

- Na polskim rynku pracy obecnie coraz silniejszy staje się trend, według którego większe znaczenie mają praktyczne umiejętności danego kandydata, a nieco mniejsze - poziom jego wykształcenia. Wszystko zależy jednak od rodzaju stanowiska, a przede wszystkim od branży w ramach której prowadzona jest rekrutacja. W wielu firmach górę zaczyna brać przekonanie, że od formalnego wykształcenia ważniejsze są np. osobowość i umiejętności interpersonalne danej osoby (np. stanowiska sprzedażowe) czy też praktyczna znajomość konkretnych technologii (np. graficy, wybrane stanowiska w obszarze IT) – komentuje Michał Środa z GoWork.pl.

Nie oznacza to oczywiście, że studia nie mają już znaczenia – podkreśla specjalista. - Na ogół posiadanie wyższego wykształcenia otwiera więcej drzwi i daje więcej możliwości. Zanika jednak powoli wyraźna różnica pomiędzy profitami wynikającymi z posiadania dyplomu licencjata a dyplomu magistra. Pracodawcy, którym zależy na pracownikach z wyższym wykształceniem, coraz rzadziej przykładają wagę do tego, czy jest to wykształcenie inżynierskie czy też magisterskie” – mówi Środa.

- Obserwujemy rozwój wielu dziedzin gospodarki, które wymagają regularnego dopływu absolwentów. Branża IT, logistyka, centra BPO/SSC czy sektor inżynieryjny zgłaszają zapotrzebowania na dziesiątki tysięcy kandydatów do pracy. Dla wielu z nich wyższe wykształcenie może stać się przepustką do kariery zawodowej. Jednak jedynie przy bardzo specjalistycznych stanowiskach wymagane są wyższe kompetencje niż dyplom magistra– mówi Krzysztof Inglot, pełnomocnik zarządu Work Service S.A.

>>> Czytaj też: Polski system edukacji wzorem dla Europy? Mogą brać z nas przykład

Studia MBA lepsze od doktoratu

W Polsce coraz więcej absolwentów decyduje się na kontynuowanie nauki na studiach doktoranckich. Tymczasem według wniosków z Diagnozy Społecznej 2015, to właśnie zyski z posiadania doktoratu spadają w naszym kraju najmocniej - stopa zwrotu w tym przypadku spadła w ciągu dwóch lat z 47,5 proc. do 36,7 proc.

Dane statystyczne mają potwierdzenie w praktyce. Rekruterzy przyznają, że tytuł doktora zazwyczaj nie przekłada się na realny zysk w postaci wyższej pensji. Co więcej, często nie ułatwia też poszukiwania pracy. - Dane dotyczące wynagrodzeń wskazują, że nie ma znaczących różnic pomiędzy uposażeniem osób z wykształceniem magisterskim a doktoratem, pracujących na tym samym stanowisku – mówi Michał Środa z GoWork.pl. - Wielu pracodawców nie jest zainteresowanych zatrudnianiem osób z wyższymi tytułami naukowymi. Może to wynikać z ich obaw, że kandydaci z wyższym wykształceniem naukowym, przyzwyczajeni do pracy na uczelni bądź pracy typowo badawczej, będą gorzej odnajdowali się w sferze biznesowej, ale bywa też tak, że zajęci zdobywaniem kolejnych stopni naukowych nie zdobywamy równolegle tak cenionego dziś doświadczenia zawodowego – dodaje. Jego zdaniem, znacznie większy wpływ na wzrost wynagrodzenia pracowników ma dyplom studiów MBA, który pomaga też w rozwoju kariery zawodowej, również na szczeblu międzynarodowym.

- Osoby z tytułami doktorów lub profesorów, zyskują przewagę w procesach rekrutacyjnych na stanowiska łączące ze sobą działalność naukową z biznesową lub w bardzo nowatorskich specjalizacjach - zaznacza Krzysztof Inglot z Work Service S.A.