Wojskowi żandarmi nie mają już kogo łapać na ulicach, ich izby zatrzymań świecą pustkami, a dochodzenia prowadzi policja. Będą cięcia w 3,5-tysięcznej formacji - zapowiada "Gazeta Wyborcza".

Kiedy jeszcze był powszechny pobór, żandarmeria była potrzebna. To ona poszukiwała szeregowych na samowolnych oddaleniach, zajmowała się ucieczkami z bronią, legitymowała wojskowych na ulicach, konwojowała odchodzących do rezerwy. Dzisiaj nie ma kogo łapać, żołnierze chodzą po cywilnemu, więc nie naruszają przepisów dotyczących ubioru, a zawodowe wojsko nie popełnia już tylu wykroczeń.

Efekt? Jak nieoficjalnie dowiedziała się gazeta, przez cały 2010 r. w dziesięciu izbach zatrzymań prowadzonych przez ŻW przebywało zaledwie 70 osób. Pilnowała ich ponad setka żandarmów. Dlatego w ŻW będą zmiany i cięcia - pisze dziś "Gazeta Wyborcza".

>>> Czytaj też: Polacy nie chcą przywilejów emerytalnych dla policjantów czy strażaków