Minął ponad rok, odkąd wyszliście z komisji trójstronnej. Nie brakuje związkom tej platformy rozmowy z rządem i pracodawcami?

Brakuje nam zorganizowanej i sformalizowanej instytucji do dyskusji już od lat – bo ostatniego czasu, gdy rząd z nami tylko konsultował rozwiązania, nie można nazwać prawdziwym dialogiem. Przygotowujemy właśnie ustawę o nowej radzie dialogu społecznego, jesteśmy już po konsultacjach z pracodawcami. Nowa instytucja nawiąże do 20 art. konstytucji, który mówi o dialogu trójstronnym i solidarności. Chcemy więcej partycypacji. Nie tylko konsultować, ale wspólnie uzgadniać rozwiązania. Oczywiście nie mówimy tu o wszystkim, a o sprawach, które żywotnie dotyczą pracowników, czyli kwestiach np. kodeksu pracy i ubezpieczeń społecznych.

Jest szansa, że wrócicie do komisji trójstronnej?

Nie, w takiej formule nie. Nie doczekałem się żadnych słów o dialogu społecznym w wystąpieniu sejmowym premier Ewy Kopacz. A to przecież podstawa rozwoju kraju. Mam nadzieję, że będziemy z nią na ten temat rozmawiać, ale póki co czekamy.

Reklama

Jeśli o nowej premier mowa: przygotowujecie jakieś specjalne niespodzianki przedwyborcze na przyszły rok? Ponoć związki w zbrojeniówce i górnicy są już gotowi do protestów?

Pani premier mówi, że PO ma być teraz bliżej ludzi. Szkoda, że przypomniała sobie o tym dopiero teraz, a nie jak będąc marszałkiem głosowała przeciw referendum emerytalnemu. Bo to jest właśnie słuchanie ludzi.

Problemów jest mnóstwo, np. w sprawie przetargu na śmigłowce bojowe. Dochodzą do nas różnego rodzaju głosy, że niektóre firmy mogą być pominięte i w związku z tym zakłady w Mielcu i Świdniku mogą znaleźć się w trudnej sytuacji. To, co mówi (a nie robi) premier Piechociński o promocji polskiej gospodarki, powinno się działać naprawdę. Powinniśmy być dumni z tego, że mamy tak dobre zakłady, które produkują wspaniałe śmigłowce i jednocześnie dają wysokiej jakości miejsca pracy.

Nie jest tak, że w kategoriach zakupów zbrojeniowych powinniśmy patrzeć przez pryzmat potrzeb wojska, a nie miejsc pracy?

Oczywiście, że pod względem potrzeb wojska, ale także pamiętając o patriotyzmie gospodarczym. Pieniądze podatnika powinniśmy zostawać w Polsce. To nie są pieniądze premiera Siemoniaka, ale pana i moje, czyli podatnika.

Zdaje pan sobie sprawę, że PZL Świdnik w 100 proc. należą do koncernu włoskiego, a w PZL Mielec większościowym udziałowcem są Amerykanie?

Gdyby nie te dwa koncerny, tych firm by już dawno nie było. Jeżeli chcemy, by się one rozwijały, by w naszym kraju powstawały nowe miejsca pracy o wysokich standardach, a nie jakieś montownie na śmieciówki, powinniśmy do tego podchodzić w sposób odpowiedzialny. Czy widział pan, żeby w Niemczech, we Włoszech czy we Francji policjanci jeździli innymi samochodami niż te produkowane w danym państwie. Ja nie. A u nas tak się składa, że dla policji kupujemy huandaye i kia’e, a w Polsce mamy fabryki fiata, opla i volkswagena. Dla mnie jest to kompletnie niezrozumiałe, jak w przypadku PESY i pendolino. Dlatego w przypadku przetargu na śmigłowce będziemy apelować o to, by się odbył w sposób czysty, pod nadzorem CBA, ABW i SKW oraz czujnym okiem mediów.

Nie może dochodzić do takich sytuacji, że w przetargu MON wygrywa np. firma, która będzie szyła mundury w Chinach i jest jedynie 10 proc. tańsza niż ta planująca szyć w Polsce. Te 10 proc. więcej pracownicy i tak zostawią tutaj w podatku dochodowym, tak więc Skarb Państwa byłby do przodu, a ludzie mieliby pracę.

Nowa ustawa o zamówieniach publicznych pozwala rozstrzygać przetargi nie tylko na podstawie najniższej ceny, ale także warunków pracy zatrudnionych tam ludzi i innych kryteriów. Powinniśmy dbać o nasze miejsca pracy. Inne państwa to robią.

Załóżmy, że nie wygrają ani Mielec, ani Świdnik. Wychodzicie na ulice?

Na pewno tego tak nie zostawimy.

Co z górnikami? Dalej jesteście w gotowości do protestu?

Problem nie został rozwiązany. Czekamy na przegłosowanie projektów ustaw, które mają zweryfikować ustawę o zamówieniach publicznych i na to, że zostanie przyjęta poprawka preferująca polski węgiel. Ma się pojawić także certyfikacja jakościowa importowanego węgla. Działa zespół rządowo-związkowy, który na bieżąco monitoruje sytuację. Jesteśmy otwarci na rozmowy. Ale jeżeli będzie potrzeba, to będziemy demonstrować w sprawie zbrojeniówki, górników i nie tylko.

Co pan sądzi o doniesieniach mediów, że związkowcy zakładają spółki górnicze, w których prawa pracowników nie są respektowane?

Dobrze pan to ujął – związkowcy, a nie związki. To są spółki osób fizycznych. Na to nie mamy wpływu, ale w mojej ocenie jest to patologia i jako przewodniczący Solidarności zrobię wszystko, by tego praktyki ukrócić.

W tych spółkach funkcjonowały umowy śmieciowe.

Tego nie wiem, ale wiem, że Solidarność zdecydowanie walczy ze śmieciówkami. Ustawa ograniczająca stosowanie umów śmieciowych właśnie idzie do Senatu. Wiele rozwiązań wzięto z projektu, który Solidarność złożyła premierowi Tuskowi w 2012 r. Oni zrobili z tego wersję light, ponieważ nie wszystkie dochody będą oskładkowane, a przedsiębiorcy wylobbowali sobie vacatio legis i ustawa zacznie obowiązywać od 1 stycznia 2016 r. Tylko w budownictwie mamy teraz ponad milion umów śmieciowych. Zgadzam się z prezesem NBP Markiem Belką: praca w naszym kraju jest, ale ona jest podła. Najwyższy czas coś z tym zrobić. Dobrymi krokami jest wspominane oskładkowanie śmieciówek próba likwidacji obowiązkowego kryterium najniższej ceny.

Dwa lata temu premierowi przedstawiłem też propozycję zmiany ustawy o agencjach pracy tymczasowej. Pracownik w jednej agencji zgodnie z ustawą może pracować 18 miesięcy. By nic nie zmieniać i dalej móc go traktować jak niewolnika, agencje zakładają spółki córki i wnuczki, gdzie pracownicy przez kolejne lata nie dostają etatu. Z tego handlu ludźmi mają niezły biznes. Nie dziwmy się, że niedługo w Polsce nie będzie pracowników.

Politycy mogą się pochylać nad problemami emigracji i demografii, ale sprawa jest prosta. Jak pracownik nie będzie dobrze zatrudniany i wynagradzany, to nigdy nie będzie miał bezpieczeństwa socjalnego i stabilizacji zawodowej. Jeśli to zmienimy, młodzi ludzie będą chcieli mieć dzieci i zostaną w kraju.

Po co oni teraz mają wracać? By pracować za 1680 zł miesięcznie? Tu nie trzeba cudów. Po prostu musimy zacząć więcej zarabiać. Pod względem wzrostu PKB jesteśmy w czubie, pod względem wzrostu wynagrodzeń w ogonie. Przedsiębiorcy muszą zrozumieć, że zyskiem muszą zacząć się dzielić, bo inaczej przestaną się rozwijać. Ktoś musi ich towary kupować. A 60 proc. Polaków nie jest w stanie oszczędzać.

>>> Czytaj też: Lek na demograficzną zapaść? Zaproszenie Polaków ze Wschodu