Plan podniesienia federalnej płacy minimalnej do 15 dolarów za godzinę prezydenta Joe Bidena, wywołał podstawowe spory o to, czy Kongres powinien wspierać ten pomysł oraz na jakim poziomie powinien ustanowić pułap upoważniający do otrzymania wsparcia. Debata ta często przesłania jednak konkretny problem, którym należy się zająć: dziesiątki milionów Amerykanów pracuje w pełnym wymiarze godzin, ale nie stać ich na jedzenie, mieszkanie, transport, opiekę zdrowotną i zaspokojenie innych potrzeb ˗ jest to sytuacja której nie możemy tolerować, która zaburza jednak również społeczną i ekonomiczną równowagę.

Tym, czego potrzebują pracownicy, jest „życiowa” płaca, a nie minimalna.

Skutki powszechnych finansowych trudności są widoczne wszędzie; począwszy od palących protestów, które wybuchły w całym kraju, przez liczbę Amerykanów wyznających radykalne ideologie, po zniszczoną tkankę społeczną kraju. Covid-19 zaostrzył te problemy, chociaż powstawały one na długo przed nadejściem pandemii.

Za drogo, by żyć

Reklama

Jeśli brzmi to jak hiperbola, to weźcie pod uwagę, że według najnowszych danych Census Bureau mediana dochodu osobistego w USA wyniosła w 2019 roku około 36 tys. dolarów. Tymczasem jedna dorosła osoba potrzebuje w najbardziej przystępnych pod względem kosztów życia miejscach, takich jak hrabstwo Lamar w stanie Alabama, 34 tys. dolarów (według kalkulatora zarobków potrzebnych do zapewnienia sobie utrzymania opracowanego przez bezpartyjny think tank Economic Policy Institute), aby pokryć podstawowe koszty życia. Dochód, który realistycznie rzecz biorąc jest wymagany do zapewnienia sobie przetrwania, jest prawie trzykrotnie wyższe od federalnego poziomu ubóstwa, co jest absurdalnie niskim punktem odniesienia i wypacza nasze postrzeganie problemów, z jakimi zmaga się społeczeństwo.

W USA jest około 160 milionów pracowników, a z definicji połowa z nich zarabia mniej niż średni dochód, co oznacza, że ​​ogromna liczba osób nie zarabia wystarczająco dużo, aby pozwolić sobie na życie w małych miastach i społecznościach z całego kraju.

Jeszcze w trudniejszej sytuacji są rodziny. Czteroosobowa mieszkająca w hrabstwie Lamar potrzebuje 70 000 tys. dol. rocznie, aby zaspokoić wszystkie swoje potrzeby, czyli o 2000 dol. więcej, niż średni dochód gospodarstwa domowego w USA. Utrzymanie staje się jeszcze trudniejsze w miastach. Ta sama czteroosobowa rodzina potrzebowałaby 83 tys. dolarów rocznego dochodu, aby mieszkać w Birmingham w stanie Alabama, 106 tys. dolarów w Waszyngtonie i 114 tys. dolarów w Bostonie. Płace są zazwyczaj wyższe w dużych miastach, ale nie dla wszystkich i niekoniecznie korelują na danych obszarach z kosztami utrzymania.

Skąpe firmy

Nie dajcie się przekonać argumentom, że firmy nie mogą sobie pozwolić na podniesienie płac. Chociaż prawdą jest, że niektórych pracodawców nie stać na podwyżki, to wielu stać.

Tysiąc największych spółek publicznych pod względem wartości rynkowej zatrudnia dziesiątki milionów ludzi, a mediana płacy w przypadku około połowy z nich jest niższa od poziomu zarobków potrzebnych na utrzymanie.

Jako grupa, firmy te były w ostatnich latach bardziej dochodowe niż kiedykolwiek wcześniej i oczekuje się, że po pandemii znowu będą osiągały rekordowe rentowności. Płacenie pracownikom pensji wystarczającej na utrzymanie to dla większości korporacji w Ameryce kwestia chęci, a nie zdolności.

Niestety, niektóre z najbardziej dochodowych firm są również najbardziej skąpymi. Na przykład Amazon.com Inc.; jest ponad dwukrotnie bardziej rentowny niż jego przeciętny konkurent, a pomimo tego mediana płac wyniosła tam w 2019 roku zaledwie 29 tys. dol. Mediana płacy w innej niezwykle dochodowej firmie, Walmart Inc., wyniosła w tym samym okresie fiskalnym 22 tys. dol. Liczby te są jednak prawie na pewno zawyżone, ponieważ firmy chcą, aby zarobki wyglądały na tak hojne, jak to tylko możliwe.

Liderzy biznesu doskonale zdają sobie sprawę z problemu. W 2019 r. Business Roundtable, grupa wpływowych dyrektorów generalnych, zrewidowała swoje „Oświadczenie w sprawie celu korporacji”, zobowiązując się poza troską o wyniki finansowe do opieki nad pracownikami i innymi udziałowcami. W epoce leseferyzmu administracji Trumpa 181 sygnatariuszy oświadczenia, w tym dyrektor generalny Amazona Jeff Bezos i dyrektor generalny Walmart Doug McMillon, miało swobodę, aby wprowadzić swoją deklarację w życie. Przegapili jednak tę okazję, co potwierdza ruch Bidena mający na celu podniesienie płac.

Nacisk Bidena jest konieczny tylko dlatego, bo został wymuszony przez zaniechania sektora prywatnego w zakresie podniesienia wynagrodzeń do odpowiedniego poziomu. Wysiłek prezydenta jest częścią szerszego pakietu pomocowego do walki z Covid-19, który jest teraz obiektem debat na temat tego, jak i gdzie należy wydać federalne fundusze. Partia Herbaciana (ang. Tea Party) sugeruje, że Biden będzie miał problem ze zbudowaniem ponadpartyjnego konsensusu ws. swojego obecnego pomocowego pakietu o wartości 1,9 biliona dolarów. Republikanie poruszyli cenne zagadnienia odnośnie szczegółów jego planu ˗ w tym na przykład kwestię mechanizmów weryfikujących, czy pakiety stymulacyjne są skoncentrowane na Amerykanach o niskich dochodach, a nie na ich bardziej zamożnych rodakach. Podobny dwupartyjny rygor w debacie na temat płacy minimalnej byłby odświeżającym doświadczeniem.

Polityczna konieczność

Dobrym początkiem byłoby uznanie, że płaca minimalna nie jest monstrum, którego wielu się obecnie boi. Jak wcześniej zauważył nasz kolega z Bloomberg Opinion Noah Smith, wszelkie problemy z zatrudnieniem, które może wywołać płaca minimalna na biednych obszarach, w małych przedsiębiorstwach lub w firmach dotkniętych recesją, można łatwo rozwiązać, wprowadzając drobne polityczne poprawki.

Istnieje jednak znacznie ważniejszy problem, który wykracza daleko poza wspomniany. Jeśli płaca minimalna ma zapewnić, by każdy pracujący Amerykanin mógł zarabiać na życie, a nie tylko na ciche utrzymywanie się nieco powyżej granicy ubóstwa, to 15 dolarów za godzinę nie wystarczy. Minimalne wynagrodzenie na tym poziomie przekłada się na roczny dochód w wysokości nieco ponad 31 tys. dolarów rocznie, co nie jest wystarczająco dużą kwotą na większości obszarów kraju. Rozwiązanie to nie miałoby również zastosowania do rosnącej hordy pracowników „na żądanie”, freelancerów i niezależnych wykonawców. Nie dałoby też wiele pracownikom, którzy nie mogą znaleźć zajęcia na pełny etat.

Tak więc rząd federalny i sektor prywatny muszą spojrzeć na obecny kryzys płacowy w szerszej perspektywie i skupić się na podniesieniu wynagrodzenia do poziomu, który faktycznie zapewni pracownikom godne życie.

Istnieje wiele narzędzi informujących o analizowanym problemie. Rząd gromadzi mnóstwo danych o płacach i dochodach. Mógłby opracować analitykę, która umożliwiłaby identyfikowanie pracowników zatrudnionych w pełnym wymiarze godzin, którzy nie zarabiają wystarczająco dużo, by się utrzymać, na podstawie ich miejsca zamieszkania i innych czynników, a także wykorzystać te informacje, aby zachęcić pracodawców do zajęcia się problemem. Kongres mógłby wzmocnić federalne programy pomocy dla pracowników pełnoetatowych, którzy zarabiają mniej niż wynoszą koszty utrzymania oraz zrekompensować koszty podwyżek pracodawcom poprzez wprowadzenie ukierunkowanych na ten cel podatków. Może to wymagać, by pracownicy byli reprezentowani w zarządach firm i mieli wpływ na podejmowanie decyzji. Mogłoby to również wymagać zwiększenia ulgi w podatku dochodowym.

Pierwszym krokiem jest jednak przyznanie, że dla zbyt wielu Amerykanów praca na pełen etat już nie wystarcza. Jeśli zignorujemy trudności, z jakimi zmagają się miliony Amerykanów, to pociągnie to za sobą upadek społeczności, rodzin i gospodarki. Otaczają nas „pęknięcia sejsmiczne” i niepokoje społeczne spowodowane w dużej mierze nieodpowiednimi zarobkami. Czas na zajęcie się problemem już dawno minął.