Osoby, które urodziły się w czasie kryzysu gospodarczego, jako dorośli zarabiają mniej. Prawo nakazujące wypłacać wysokie odprawy pracownikom może sprawić, że częściej będą tracić pracę. Drastyczne zdjęcia na opakowaniach papierosów faktycznie zniechęcają do palenia. To tylko niektóre z wniosków z najnowszych ekonomicznych badań naukowych.

Bryan A. Stuart opublikował ostatnio analizę „The Long-Run Effects of Recessions on Education and Income” („Długoterminowe wpływy recesji na edukacje i dochody”). Bada w niej długoterminowe skutki kryzysu gospodarczego z lat 1980-1982 w USA. Był wywołany wzrostem cen ropy naftowej i stóp procentowych. W latach 1978-1980 stopa bezrobocia nie zmieniała się istotnie, by skoczyć z 6,3 proc. w 1980 r. do 10,8 proc. w listopadzie 1982 r. (tylko w przemyśle przetwórczym zniknęło 1,7 mln miejsc pracy, a sektor budowlany stracił 600 tys.).

Okazuje się, że w przypadku osób, które w 1979 r. miały nie więcej niż 10 lat, każde obniżenie średniej płacy o 10 proc. w hrabstwie, w którym mieszkali, zmniejsza długość nauki w szkole wyższej także o 10 proc. i dochody w dorosłym życiu o 3,5 proc. (czyli średnio mniej o 1400 dolarów rocznie). O 8,7 proc. wzrosło także prawdopodobieństwo, że takie osoby znajdą się w ubóstwie w latach 2000-2013 (niższe dochody wynikają w większości ze spadku czasu poświęconego na edukację).

Autor szacuje, że recesja z lat 1980-1982 doprowadziła do zmniejszenia liczby osób kończących studia o 0,8 – 1,8 mln, a dochody pracujących spadły o 42-87 mld dolarów rocznie. Zauważa też, że stany z hojniejszymi programami socjalnymi były w stanie ograniczyć długoterminowe, negatywne skutki recesji.

>>> Czytaj też: Szef został oskarżony? Może to zrobić tylko jednostka, nie cała instytucja

Reklama

Daniel Kuehnle zajął się ciekawym problemem w pracy „How Effective Are Pictorial Warnings on Tobacco Products? New Evidence on Smoking Behaviour Using Australian Panel Data” („Jak skuteczne są obrazkowe ostrzeżenia na produktach tytoniowych? Nowe dowody odnośnie zachowania palaczy na podstawie danych z Australii”). We wstępie zauważa, iż dotychczasowe badanie skuteczności ostrzeżeń na pudełkach papierosów nie dało jasnych odpowiedzi ze względu na niewielkie próby oraz problemy metodologiczne.

Obrazkowe ostrzeżenia przed negatywnymi skutkami palenia tytoniu najbardziej działają na osoby młodsze i słabiej wykształcone.

Autor dotarł jednak do rozbudowanych danych z Australii, gdzie wprowadzono drastyczne, obrazkowe ostrzeżenia przed negatywnymi skutkami palenia tytoniu. Dodatkowo w materiałach skierowanych do palaczy podawano numer telefonu infolinii, gdzie można było otrzymać pomoc w rzucaniu nałogu. Okazuje się, że tylko w pierwszym roku spowodowało to spadek liczby palących tytoń o ok. 4 proc. Obrazkowe ostrzeżenia najbardziej działają na młodsze osoby (poniżej 30 roku życia), z krótszym stażem palenia tytoniu i – co ciekawe – na osoby słabiej wykształcone.

Autor wylicza, że spadek liczby palaczy spowodowany akcją zaoszczędził australijskiemu społeczeństwu 1,26 mld dolarów australijskich (co stanowi ok. 0,18 proc. PKB). Naukowiec konkluduje, że wynik badania powinien skłonić amerykański rząd do wprowadzenia podobnych drastycznych obrazków na opakowaniach papierosów (chciano to zrobić w 2011 r., ale przedstawiciele koncernów tytoniowych doprowadzili do tego, że prawo nie zostało uchwalone).

Pierre Cahuc, Franck Malherbet i Julien Prat przygotowali pracę „The Detrimental Effect of Job Protection on Employment: Evidence from France” („Negatywny wpływ ochrony przed zwolnieniem: dowody z Francji”). Badają w niej wpływ obowiązującego do września 2017 r. we Francji prawa, które dotyczy pracowników z dłuższym niż dwuletni staż pracy u danego pracodawcy. Jeżeli pracownik taki zostanie zwolniony bez uzasadnionego powodu, prawo każe wypłacić mu sześciomiesięczną pensję.

Z analizy danych wynika, że tuż przed upłynięciem dwóch lat od momentu zatrudnienia wyraźnie wzrosła liczba zwolnień. To oznacza, że pracodawcy biorą pod uwagę koszt rozstania z pracownikiem i robią wszystko, by go minimalizować. Autorzy konkludują, że prawo mające w założeniu chronić pracownika, w rzeczywistości sprawiało, iż pracownicy byli częściej zwalniani, niż gdyby tego prawa nie było.

Kolejna praca jest z pewnością w tej chwili dogłębnie analizowana przez amerykańskich prawników, ponieważ może stanowić oręż w walce o wyższe odszkodowania od koncernu motoryzacyjnego Volkswagena (jego przedstawiciele przyznali, że zaniżali deklarowaną ilość szkodliwych substancji w spalinach aut z silnikiem diesla). Chodzi o analizę Diane Alexander i Hannesa Schwandta „The Impact of Car Pollution on Infant and Child Health: Evidence from Emissions Cheating” („Wpływ zanieczyszczeń w spalinach samochodowych na zdrowie niemowląt i starszych dzieci: dowody z oszukiwania dotyczącego emisji”).

Wzrost emisji spalin o 10 proc. powoduje w okolicy wzrost liczby ataków astmy wśród dzieci o 8 proc.

Naukowcy zauważyli, że „afera spalinowa” jest świetnym, naturalnym eksperymentem dającym możliwość sprawdzenia jak wyższa ilość szkodliwych substancji w spalinach wpływa na zdrowie. Porównali więc dane rejestracji aut Volkswagena z silnikiem diesla z informacjami dotyczącymi zdrowia dzieci. Okazuje się, że wzrost emisji szkodliwych spalin o 10 proc. powoduje w najbliższej okolicy wzrost liczby ataków astmy wśród dzieci o 8 proc. O 1,9 proc. wzrasta także liczba nowonarodzonych dzieci z niską wagą.

Poniższa analiza może być z kolei inspiracją do zmian w polskim prawie. Janet Currie, Stefano DellaVigna, Enrico Moretti i Vikram Pathania przygotowali pracę „The Effect of Fast Food Restaurants on Obesity and Weight Gain” („Wpływ restauracji typu fast food na otyłość i przyrost wagi”). Badają w niej to, jak dostęp do punktów z tzw. „śmieciowym jedzeniem” wpływa na liczbę otyłych dzieci.

Okazuje się, że gdy tego typu restauracja jest w odległości mniejszej niż jedna dziesiąta mili (ok. 160 m.) od szkoły, to liczba otyłych nastolatków (14-15 lat) w okolicy rośnie o 5,2 proc. Co ciekawe, gdy odległość punktu gastronomicznego od szkoły wynosi 0,25 mili (ok. 400 m.) i 0,5 mili (ok. 800 m.) nie ma zauważalnego wpływu na wagę dzieci. Z tego można wnioskować, że łatwość dostępu do „śmieciowego jedzenia” ma znaczenie i wystarczy go tylko trochę utrudnić, by zanotować korzystne zmiany w nawykach żywieniowych.

>>> Czytaj też: Górnicy nie czekają do jesieni: żądąją podwyżek już teraz. Koszt tego żądania to 500 mln zł

Autor: Aleksander Piński