Oznacza to prawie dwukrotny wzrost w porównaniu z 2003 r., gdy drugą pracę wykonywało 1,3 mln Niemców. Najdynamiczniejszy przyrost takich zajęć nastąpił w ciągu ostatnich dwóch lat, czyli w czasie, gdy w strefie euro z pełną siłą wybuchł kryzys zadłużeniowy.
Najczęściej na uzupełnienie w ten sposób budżetu decydują się kobiety, które podejmują tzw. miniprace, czyli zajęcia, które do wysokości 400 euro miesięcznie są zwolnione z podatku.
Co ciekawe, podejmowanie dodatkowej pracy zwykle nie jest związane z niemożnością związania końca z końcem, lecz raczej z podwyższeniem standardu życia. Dowodzi tego fakt, że miniprace są bardziej popularne w bogatych landach. Przykładem jest Badenia-Wirtembergia, gdzie wykonuje je 11,4 proc. ogółu zatrudnionych, podczas gdy w jednym z najbiedniejszych niemieckich landów – Meklemburgii-Pomorzu Przednim ten odsetek wynosi 4,7 proc. Ponadto częściej decydują się na nie osoby dobrze wykształcone.
Pomysł zwolnienia dodatkowych prac z podatku został wprowadzony w życie w 2003 r. za rządów Gerharda Schroedera w celu poluzowania rynku pracy. Ta inicjatywa jest teraz krytykowana przez Zielonych i Lewicę, którzy wskazują na nierówność sytuacji. Osoby, które pracują na jednym etacie, muszą od nadgodzin płacić podatki i składki ubezpieczeniowe, podczas gdy te wykonujące miniprace są z tego zwolnione. Rząd Angeli Merkel zmierza jednak iść w przeciwną stronę i podnieść górny limit zarobków wolnych od podatku do 450 euro miesięcznie.
Reklama