Są za młodzi, by przejść na emeryturę, a dla pracodawców już za starzy. Rynek bezlitośnie traktuje tych, którzy skończyli 50 lat. Wypycha ich na margines.
Skoro pracy nie ma dla młodych, to dlaczego ma być dla nich?
W marcu 2013 r. wśród ludzi po 50. roku życia było 525,2 tys. bezrobotnych (dane GUS). To niemal 40 tys. więcej niż na koniec 2012 r. W sumie stanowią prawie 1/4 wszystkich osób pozostających bez pracy. Dla przedsiębiorców, którzy w czasach kryzysu tną wydatki, doświadczony, a co często się z tym wiąże kosztowny pracownik jest balastem. Lepiej zatrudnić młodego, mniej wymagającego.
Pan Władysław w połowie lat 90. otworzył sklep spożywczy na warszawskich Bielanach. Interes się kręcił, zatrudniał trzy osoby. Obroty były niezłe, ale do czasu. Najpierw w okolicy pojawił się jeden dyskont. Nawet nie odczuł, że ma mniej klientów. Ale powstały jeszcze dwa. – Najpierw zwolniłem jednego pracownika, potem pozostałych. Zostałem sam. Ale kiedy przez tydzień musiałem pracować, by zarobić na prąd, stwierdziłem, że to nie ma sensu, i zamknąłem interes – opowiada. Od roku szuka pracy. Regularnie stawia się w urzędzie pracy, ale nie ma dla niego żadnej oferty. Siedzi w domu. Robi zakupy, gotuje obiad, wyprowadza psa. Już stracił nadzieję, że w wieku 55 lat ktoś da mu pracę.

Ukryć datę urodzenia

Reklama
– Nie wpisuj wieku do CV, bo to od razu cię dyskwalifikuje – pani Maria upomina męża. Pan Stanisław – rocznik 1958 – był dziennikarzem. Pracował w kilku redakcjach, ostatnio w internetowym portalu ogólnopolskiej gazety. Pod koniec kwietnia 2012 r., tuż przed długim weekendem, wręczono mu wypowiedzenie. Wszystko odbyło się zgodnie z kodeksem pracy. Ponieważ pracował na pełen etat przez ostatnie 6 lat, miał trzymiesięczny okres wypowiedzenia i dwumiesięczną odprawę. – Oficjalnie zwolniono mnie ze względu na likwidację stanowiska pracy. Szefostwo uznało, że serwis, który założyłem i za który odpowiadałem, się nie sprawdził. Sądzę jednak, że zwolniono mnie, bo za dużo zarabiałem – ponad 5 tys. miesięcznie na rękę. To była jedna z najwyższych pensji – mówi. Dziewczyna, która z nim pracowała, ale zamiast stałej umowy miała śmieciówkę, została w firmie.
Bezrobocie wśród osób po 55. roku życia to norma. Wzrost liczby bezrobotnych po 55. roku życia eksperci tłumaczą m.in. likwidacją wcześniejszych emerytur na początku 2009 r. oraz restrukturyzacją przedsiębiorstw, które zmuszone do cięcia kosztów w kryzysie ograniczają zatrudnienie. W pierwszej kolejności pod nóż redukcji idą osoby starsze. Dla nich to wyrok, bo na nową posadę mają małe szanse.
Pani Barbara prawie dwa lata szukała nowej pracy. W dniu zwolnienia miała ponad 55 lat i za sobą blisko 20 lat pracy w wydawnictwie. Na początku liczyła, że szybko znajdzie nową posadę. Była pełna entuzjazmu. – Często słyszałam: z takim CV nie może pani znaleźć pracy? To niemożliwe – opowiada. A jednak. Z urzędu pracy nie dostała ani jednej propozycji. Wręcz usłyszała, że w CV powinna ukryć datę urodzenia. – Nie ma co się oszukiwać. Co z tego, że człowiek nieźle wygląda i nie czuje się na swój wiek, gdy ludzie patrzą na datę urodzenia i z miejsca odrzucają moją aplikację – mówi.
Początkowo Stanisław myślał o założeniu własnej firmy PR-owskiej, tak jak robi wielu dziennikarzy, którzy odchodzą z zawodu. Mają kontakty, znają wielu ludzi zarówno ze świata mediów, polityki, jak i biznesu, więc liczą, że odnajdą się w marketingu i PR. – Szukałem zleceń po znajomych. Coś tam nawet robiłem, ale za darmo. Koniec końców własnej firmy nie założyłem, bo i tak nie miałbym pieniędzy, żeby ją utrzymać. Zresztą ci, którzy założyli, mówili mi, że co najmniej 3 lata trzeba dokładać, żeby potem liczyć na jakiekolwiek zyski – opowiada.
Z raportu GUS „Osoby powyżej 50. roku życia na rynku pracy w 2010 r.” wynika, że przeciętny czas poszukiwania pracy przez bezrobotnych z tej grupy wynosił 17 miesięcy w przypadku kobiet oraz ponad 14 miesięcy w przypadku mężczyzn. – Przedsiębiorcy nie chcą przyjmować osób zbliżających się do wieku, w którym objęłaby ich ochrona prawna przed zwolnieniem – wyjaśnia prof. Urszula Sztanderska z Uniwersytetu Warszawskiego. – Ponadto panuje przekonanie, że te osoby są droższe i mniej wydajne: nie znają nowych urządzeń i języków, często mają problem np. z obsługą klientów, bo szybciej tracą cierpliwość – dodaje.
Niechęć pracodawców do osób, które skończyły 50 lat, potwierdzają wyniki badań przeprowadzonych przez naukowców z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych. Z ich analizy wynika, że pracodawcy celowo pozbywają się starszych pracowników, uważając, że psują wizerunek firmy. Kult młodości w firmach widać chociażby w ogłoszeniach rekrutacyjnych, w których się podkreśla, że kandydaci będą zatrudnieni w „młodym prężnym zespole”. Eksperci zwracają uwagę na to, że starsi pracownicy tracą pracę również dlatego, że w firmach brakuje specjalistów od tzw. zarządzania wiekiem. Gdyby byli, mogliby wykorzystać dobre strony osób po pięćdziesiątce – zwłaszcza ich dokładność i lojalność. Tymczasem polscy pracodawcy podpisując umowę z firmą rekrutacyjną, już na wstępie zastrzegają, żeby nowi pracownicy nie przekraczali 40.–45. roku życia. Nie chcą też zawracać sobie głowy szkoleniami, które szybko mogą pomóc uzupełnić wiedzę starszych pracowników.

Wymagania rosną z wiekiem

Pan Marek przez kilkanaście lat pracy wspinał się po kolejnych szczeblach kariery, aż znalazł się na samym szczycie. Był wziętym menedżerem, specjalistą ds. marketingu, reklamy i mediów. W przeddzień 50. urodzin został zwolniony. – Poza pewnym dyskomfortem, że bez powodu zostałem wyrzucony z dnia na dzień, lądowanie nie było najgorsze, bo jeszcze przez pół roku dostawałem pensję – opowiada. Po pewnym czasie zaczął brać udział w konkursach na stanowiska, które odpowiadały jego kwalifikacjom. W sumie przystąpił do setki. Odezwały się tylko dwie firmy, ale do zawarcia umowy nie doszło. – Młodzi panicznie boją się doświadczonych ludzi. Może osoby po pięćdziesiątce są już nieco wypalone, może już nie są tak bardzo dyspozycyjne i dlatego zastępuje się ich młodszymi, mniej doświadczonymi, które mają też mniejsze oczekiwania finansowe – mówi. Jego znajoma przez 18 lat pracowała w banku. Gdy doszło do redukcji, ona też straciła pracę. Na jej miejsce została zatrudniona dziewczyna o połowę młodsza, o połowę też tańsza. – Największą barierą w przypadku osób 50+ okazuje się nie tylko wiek, lecz także to, że ktoś taki mając za sobą co najmniej 25 lat pracy, ma ugruntowaną pozycję i dużą wiedzę. Jeśli dodatkowo przez lata zasiadał na stanowiskach kierowniczych, tym większym dramatem jest dla niego szukanie nowej pracy. W tym przypadku często jest tak, że przyzwyczaił się do myślenia o sobie w kategoriach: Jestem z zawodu dyrektorem – mówi pan Marek.

Przekuć wadę w atut

W porównaniu z innymi państwami Unii Europejskiej Polska w najmniejszym stopniu wykorzystuje potencjał osób po 50. roku życia na rynku pracy. Realizując założenia strategii lizbońskiej, państwa UE podejmowały wiele działań sprzyjających zatrudnieniu osób w tym wieku. Dzięki temu w ciągu ostatnich 10 lat wskaźnik zatrudnienia dla tej grupy osób wzrósł o niemal 9 pkt proc., z 35,7 proc. w 1997 r. do 44,9 proc. w 2007 r. W analogicznym okresie w Polsce wskaźnik ten spadł o ponad 4 pkt proc., z 33,9 proc. w 1997 r. do 29,7 proc. w 2007 r.
Sytuację osób, które skończyły 50 lat i straciły pracę, jedynie nieznacznie poprawił rządowy program „Solidarność pokoleń”. Zakłada on z jednej strony rozwiązania zachęcające przedsiębiorców do zatrudnienia osób 50+, a z drugiej – sprzyjające poprawie kwalifikacji, umiejętności i efektywności pracy tych osób. Autorzy programu zaznaczają, że często błędnie się uważa, że wcześniejsza dezaktywizacja starszych pracowników tworzy miejsca pracy dla młodych. Zjawisko to prowadzi bowiem do zwiększania kosztów pracy związanych z rosnącymi składkami i podatkami, co oznacza, że liczba oferowanych miejsc pracy spada, a w konsekwencji spada także zatrudnienie w grupie osób do 25. roku życia. W efekcie młodsze pokolenie jest obciążone w istotny sposób finansowaniem transferów ukierunkowanych na osoby, które zakończyły swoją aktywność zawodową.
Według prof. Mieczysława Kabaja z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych i eksperta od rynku pracy gdyby firmy dostały odpowiednie zachęty do zatrudniania osób po 50. roku życia (np. ulgi w podatkach), w ciągu pięciu lat mogłyby w Polsce powstać 2 mln miejsc pracy. – Bez tego będziemy musieli czekać kilkanaście lat, aż się nasze społeczeństwo na tyle zestarzeje, że pracodawcy nie będą mieli wyboru i będą musieli zatrudniać starsze osoby, bo młodych będzie mało – mówi Kabaj. I dodaje, że na takie przedsięwzięcia rząd powinien odblokować dodatkowe środki z Funduszu Pracy.
Inaczej do zatrudniania starszych osób podchodzą firmy zagraniczne. Tam wiek często bywa atutem. Świadczą o tym dane z agencji rekrutujących pracowników za granicę. – Tamtejsi pracodawcy bardzo często stawiają warunek, że pracownik ma mieć np. minimum 10-letnie doświadczenie, i nie widzą problemu w tym, że elektryk ma 55 czy 60 lat – mówi Artur Ragan z Work Express. – Najczęściej dostaje czeladnika, który pomaga mu w cięższych pracach fizycznych. Za granicą liczą się przede wszystkim sumienność, punktualność, precyzja i doświadczenie – podkreśla.
Podobnie jest w firmie Adecco czy Work Service. Dużo osób po pięćdziesiątce wyjeżdża jako kierowcy ciężarówek, elektrycy, stolarze, a także jako specjaliści i wysokiej klasy menedżerowie. W przypadku tych ostatnich warunkiem z reguły jest biegła znajomość języka obcego. – Bardzo często się zdarza, że rekrutujemy pięćdziesięciolatków, którzy w Polsce bezskutecznie miesiącami szukali pracy – przyznaje Krzysztof Andrzej Kubisiak z Work Service.

Zarządzanie metryką

Zmiana mentalności polskich pracodawców następuje bardzo powoli i to głównie za sprawą zagranicznych firm, które jako pierwsze wprowadzają programy zatrudnienia lub programy zarządzania wiekiem. Tak jak Ikea, która od lat zatrudnia i szkoli pracowników 50+, dofinansowuje ich leczenie i oferuje zniżki na zakupy. Obecnie pracownicy po pięćdziesiątce stanowią ok. 5–6 proc. załogi. Wśród nich jest pani Maria, była nauczycielka matematyki. Gdy straciła pracę w jednej z podwarszawskich szkół, myślała, że zawalił jej się świat. Pracy w swoim zawodzie nie mogła znaleźć, z samych korepetycji nie dałaby rady się utrzymać. Traf chciał, że gdy ze znajomą pojechała na zakupy do Ikei, natknęła się na ogłoszenie o rekrutacji. Zgłosiła się i została przyjęta. – Nie przeszkadza mi, że pracuję przy kasie. Co w tym złego? Przez tyle lat pracowałam z uczniami i jakoś sobie dawałam radę, to i tu daję – mówi.
Pani Barbara ma dzieci odchowane, mąż jest często w rozjazdach. W domu pusto. – Po co miałabym w nim siedzieć? Chciałam wyjść do ludzi. Bo zupełnie inaczej mi się żyje, gdy czuję, że jeszcze mogę sie przydać – mówi. Ale po dwóch latach szukania pracy poddała się. Ktoś załatwił jej po znajomości opiekę nad dzieckiem. Nawet jakieś pieniądze za to dostaje. Oczywiście pracuje na czarno. Dziś już nie szuka pracy. – A po co mam sobie głowę zawracać? Kto mi da pracę, gdy do emerytury zostało mi 2,5 roku?
Pana Stanisława formalnie nie ma w danych urzędu pracy, bo gdy poszedł się zarejestrować, spytano go, czy ma jakieś umowy-zlecenia. Zgodnie z prawdą powiedział, że ma. – Pani w urzędzie doradziła mi tylko, żebym otwierał zlecenie i je zamykał. Chodziło o to, by w okresach, gdy nie mam zlecenia, obejmowało mnie ubezpieczenie, mógłbym też liczyć na jakiś zasiłek. Uznałem, że wszystko to zawracanie głowy, bo jaki pracodawca będzie chciał się bawić w taką papierologię? Prędzej zatrudnią kogoś, z kim nie będą mieć takich kłopotów – mówi.
Pan Marek jakiś czas temu kupił niewielkie gospodarstwo. – Myślę, by się zająć jakimś przetwórstwem. Chciałbym uciec na wieś i spokojnie żyć. Mieć co do garnka włożyć i za co kupić lekarstwa. To chyba nie są wygórowane oczekiwania.