W swej rodzinnej Florencji w południe przemawiał lider Partii Demokratycznej Matteo Renzi, który ustąpił ze stanowiska premiera przed prawie rokiem, w rezultacie porażki w referendum konstytucyjnym.

"Nie jesteśmy jak Berlusconi, który za każdym razem, gdy przegra, obarcza winą kogoś innego. My, kiedy przegrywamy, mówimy o tym" - oznajmił Renzi. Następnie dodał: "Jesteśmy jeszcze silniejsi niż wcześniej".

Potwierdził zamiar utrzymania i rozszerzenia wprowadzonego przez swój rząd dodatku w wysokości 80 euro dla pracowników najemnych o rocznym dochodzie do 26 tys. euro.

"Dodatku 80 euro nie można znieść. Musimy rozszerzyć go przede wszystkim na rodziny z dziećmi" - oświadczył były premier i przypomniał o kryzysie demograficznym w kraju.

Reklama

"Rodzi się mniej niż pół miliona dzieci rocznie, a kiedy przychodzi na świat drugie czy trzecie dziecko, normalnej rodzinie grozi to, że zejdzie do poziomu ubóstwa" - zauważył Renzi.

Mówiąc o swym ugrupowaniu, lider centrolewicy oznajmił: "My nie mamy wrogów, nie żyjemy niechęcią ani nienawiścią".

"Jeśli żyje się niechęcią, nie można zmienić kraju. Jeśli przyjmiesz wyzwanie na terenie pełnym błota, niczego nie zbudujesz" - mówił były szef rządu, którego słowa zinterpretowano jako pojednawcze w obliczu podziałów w jego ugrupowaniu.

W dziedzinie polityki zagranicznej Renzi, prawdopodobny kandydat na premiera, zadeklarował, że chciałby współpracować z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem na forum UE, zwłaszcza na rzecz zmiany polityki ekonomicznej.

Zaapelował też do polityków: "Szanujcie dziennikarzy, nawet jeśli piszą artykuły, które wam się nie podobają".

"W kraju, w którym dziennikarzom zadawane są ciosy w głowę, my zawsze jesteśmy po ich stronie. Taka jest różnica między osobami cywilizowanymi a bestiami" - oświadczył Renzi, nawiązując do niedawnego incydentu z rzymskiej dzielnicy Ostia, gdzie doszło do ataku na reportera ze strony tamtejszego mafijnego gangu Spada.

81-letni lider Forza Italia Silvio Berlusconi, który przemawiał w tym samym czasie w swoim mieście, Mediolanie, wyraził z kolei przekonanie, że w przyszłorocznych wyborach dojdzie do pojedynku między jego centroprawicowym ugrupowaniem a Ruchem Pięciu Gwiazd. Jego zdaniem centrolewica nie będzie się już liczyć w walce o utworzenie następnego rządu.

Dodał też: "28 proc. ludzi lewicy uważa, że Berlusconi to dobry przywódca kraju" i zapewnił, że nie spotyka nikogo, kto na niego źle patrzy.

Weteran sceny politycznej, były trzykrotny premier przekonywał, że "czuje się i zachowuje jak 40-latek". Podkreślił, że za swój obowiązek uważa udział w następnych wyborach.

Mówił, że tak jak w 1994 roku wszedł na scenę polityczną, by nie dopuścić "komunistów" do władzy, tak teraz chce powstrzymać Ruch Pięciu Gwiazd.

Ostrzegł, że ruch ten stanowi "zagrożenie" dla Włoch. Zauważył, że zdecydowana większość działaczy ruchu nigdy nie pracowała i nie złożyła deklaracji o dochodach. "Jak oni mogą zrobić coś dobrego dla kraju?" - pytał.

Berlusconi powtórzył swą obietnicę podniesienia emerytur do 1000 euro i zapewnienia seniorom bezpłatnej opieki medycznej. Kolejna jego obietnica to likwidacja podatku drogowego od pierwszego samochodu.

Były premier, który jest ostatnio zdeklarowanym obrońcą zwierząt, zapowiedział też, że rząd jego partii wprowadzi ulgi finansowe dla właścicieli psów, między innymi bezpłatną wizytę u weterynarza co 15 dni oraz obniżenie VAT na jedzenie dla czworonogów.

Z Rzymu Sylwia Wysocka (PAP)