Gdyby CDU była firmą, to jej rada nadzorcza natychmiast wysłałaby Angelę Merkel na emeryturę i zastąpiła ją nowym liderem” – taką tezę już w 2016 r. w głośnej książce „Deutschland gehört auf die Couch!” (w wolnym tłumaczeniu: „Niemcy powinny trafić na kozetkę”) postawiły dwie ważne postaci niemieckiego życia politycznego: europarlamentarzysta Hans-Olaf Henkel i ekonomista prof. Joachim Starbatty. Kraj szykował się już do mających nastąpić w kolejnym roku wyborów. Poparcie społeczne Merkel sięgało zenitu, podobnie jak frustracja wpływowych chrześcijańskich demokratów. Na tamtejszej scenie politycznej dosłownie za chwilę miała na dobre rozgościć się populistyczna, antydemokratyczna partia Alternative für Deutschland (AfD).
„Gdyby w firmie nie byłoby nikogo, kto mógłby ją zastąpić, rada nadzorcza musiałaby zlecić znalezienie odpowiedniego człowieka agencji rekrutacyjnej. CDU powinna polecić agencji pozyskanie Friedricha Merza, jedynego człowieka, po którym można by się dziś spodziewać, że względnie szybko podniesie partię z kryzysu. Zrezygnował on z czynnej polityki i pewnie nie byłoby dobrze pytać go o Angelę Merkel” – zaproponowali wprost Henkel i Starbatty.
Dziś Merz, oprócz jeszcze dwojga kandydatów, ubiega się o stanowisko przewodniczącego CDU. Widać przeprosił się z polityką. Wraca jednak do niej dopiero wtedy, gdy jest pewny, że Merkel lada moment z niej zniknie. Spoglądając na zdjęcia z początku lat dwutysięcznych, na których w trakcie partyjnych uroczystości niedoświadczona Merkel i ustosunkowany, mający wielką władzę Merz uśmiechają się do siebie, na usta ciśnie się pytanie, gdzie byłaby dziś chadecja i jakie byłyby Niemcy, gdyby Merkel go wówczas nie wycięła.

Kto otwiera listę „wymerklowanych”

Reklama
To właśnie Merza, wówczas nazywanego baronem CDU, szefa wielkiej, liczącej niemal 250 deputowanych frakcji w Bundestagu, a wcześniej przez lata europosła, Merkel pozbawiła władzy jako jednego z pierwszych. Gdy jako świeżo upieczona przewodnicząca CDU w 2002 r. chciała uzyskać nominację partii na oficjalnego kandydata na kanclerza, sprzeciwiły jej się partyjne elity – a konkretnie grono wpływowych, wychowanych przez Helmuta Kohla polityków, którzy zawiązali ze sobą pakt jeszcze pod koniec lat 70., będąc w młodzieżówce CDU. Merz im sprzyjał. Wówczas Merkel zaproponowała układ Edmundowi Stoiberowi, przewodniczącemu bawarskiej Unii Chrześcijańsko-Społecznej (CSU): ona zrezygnuje z walki o nominację kanclerską, ale Stoiber pomoże jej zastąpić Merza w fotelu przewodniczącego frakcji CDU/CSU w Bundestagu. Operacja się udała, a baron uniósł się honorem, porzucając wszystkie funkcje w partii – w 2007 r. odszedł z polityki na dobre. Przeszedł do biznesu – zasiadał w wielu radach nadzorczych, został partnerem w międzynarodowej firmie doradczej specjalizującej się w obsłudze prawnej fuzji i przejęć.
W kolejnych latach Merkel skutecznie pozbawiła wpływów w partii większość pozostałych rywali: Rolanda Kocha (wówczas premier landu Hesja), Christiana Wulffa (później premiera Dolnej Saksonii) czy Petera Müllera (później premiera kraju Saary), Matthiasa Wissmanna i Friedberta Pflügera. Jeśli uznać, że miarą czyjejś potęgi jest siła jego wrogów, to można powiedzieć, że Merkel od początku była potężna.
Jednak wymerklowanie baronów chadecji to nie najgorsza zbrodnia Merkel. Znacznie większy ciężar gatunkowy miało „ojcobójstwo” – zdetronizowanie i odesłanie w niebyt twórcy zjednoczenia Niemiec Helmuta Kohla, wieloletniego kanclerza CDU.
Treść całego wywiadu będzie można przeczytać w piątkowym wydaniu DGP.

>>> Polecamy: Jak będzie wyglądała Rosja po Putinie? Oto wizje Chodorkowskiego i Nawalnego