Trwające od kilku dni antyrządowe protesty na Węgrzech mogą być większym zagrożeniem dla premiera Viktora Orbana niż wszystkie dotychczasowe, bo demonstrantów nie zadowoli ewentualnie wycofanie się rządu z ustawy o nadgodzinach - uważa "Financial Times".

"Przez osiem lat pozycja Viktora Orbana wyglądała na nienaruszalną. Premier Węgier, tworząc bardziej miękką wersję +sterowanej demokracji+ prezydenta Rosji Władimira Putina, mierzył się z okazjonalnymi protestami. Ale teraz dzieje się coś nowego. Od ubiegłej środy (12 grudnia - PAP) antyrządowi demonstracji mimo przejmującego zimna zbierają się co noc w centrum Budapesztu. Tłumy jak na razie nie są wielkie. Nie stały się one na razie poważnym zagrożeniem dla rządu Orbana. Ale mogą być one początkiem nowego etapu w węgierskiej polityce" - ocenia "FT" w środowym komentarzu redakcyjnym.

Według brytyjskiego dziennika, nowym elementem jest to, że protesty gromadzą bardzo różne środowiska opozycyjne, które zazwyczaj nie potrafiły się ze sobą porozumieć, w tym także te, niemające żadnych powiązań z George'em Sorosem, amerykańskim miliarderem stale wykorzystywanym przez Orbana w roli straszaka.

"FT" podkreśla, że zapalnikiem dla protestów była przyjęta ustawa zwiększająca maksymalną liczbę nadgodzin, których w ciągu roku może się domagać pracodawca z 250 do 400, ale szybko zaczęły odzwierciedlać niezadowolenie z całej polityki rządu. Z tego też powodu Orbanowi trudno będzie je zatrzymać drobnymi ustępstwami.

"Budapeszteńskie protesty są fascynującym kontrapunktem dla tych w Paryżu. Zamieszki +żółtych kamizelek+ we Francji unaoczniły skalę wzywania przed jakim stoi prezydent Emmanuel Macron reformując gospodarkę (...) (Orban) podobnie jak Macron może być zmuszony do ustępstw. Może także się okazać, że żadne ustępstwa nie wystarczą aby zapobiec przekształceniu się dzisiejszych protestów w bardziej trwałą kampanię na rzecz przywrócenia prawnych, medialnych i demokratycznych standardów, które (Orban) tak energicznie rozmontowuje" - konkluduje "Financial Times".

Reklama

>>> Polecamy: Orbán przestał czytać ludzką mapę lęków. Potwierdzają to masowe protesty