Tej książki miało nie być – Ronena Bergmana, dziennikarza „Ha-Arec” i współpracownika „The New York Timesa”, izraelski wywiad próbował odciąć zarówno od informacji, jak i od informatorów.
W efekcie „Powstań i zabij pierwszy” (tytuł jest cytatem z Talmudu), historia stosowania „selektywnej eliminacji” wrogów przez aparat wywiadowczy państwa Izrael, opiera się niemal wyłącznie na dokumentach udostępnionych autorowi drogą nieformalną, a także na tysiącu wywiadów przeprowadzonych bez zgody tamtejszego ministerstwa obrony (w Izraelu działa cenzura wojskowa). „Dlatego też” – pisze Bergman – „ta książka w sposób znaczący odbiega od oficjalnej historii izraelskiego wywiadu”.
„Powstań i zabij pierwszy” jest przy tym rezultatem tytanicznej pracy reporterskiej i intelektualnej. Lawina faktów i nazwisk nie spada na czytelnika chaotycznie, lecz układa się w spójną, bogatą, wielowątkową narrację. Bergman, jak najbardziej Izraelczyk i wcale nie żaden radykalny rewizjonista, uznał, że historii państwa żydowskiego nie da się zrozumieć bez analizy jego najskuteczniejszego sposobu prowadzenia wojny z przeciwnikami, których praktycznie nie da się pokonać w otwartej konfrontacji. Wybór metod szpiegowsko-skrytobójczych jako swego rodzaju przedłużenia polityki nie był oczywiście niczym szczególnym w epoce zimnowojennej. Bergman wskazuje na co innego: że w wypadku Izraela te metody stały się głównym, uniwersalnym narzędziem i cała architektura aparatu wywiadowczego, a nawet sposób myślenia szefów agencji i samych rządzących – a wielu z nich wywodziło się i wywodzi z armii bądź ze służb specjalnych – zostały im podporządkowane. Kto trzyma w ręku młotek, wszędzie dostrzega tylko gwoździe.
Wiąże się z tym pewien paradoks: Izrael, dzięki bohaterstwu, poświęceniu i pomysłowości swoich ludzi, a także dzięki dekadom doskonalenia procedur, wielokrotnie zdołał za pomocą chirurgicznych cięć poskromić masowe ruchy terrorystyczne, które wydawały się właściwie nie do pokonania, i ocalić w ten sposób życie dziesiątek tysięcy ludzi po obu stronach barykady. Z doświadczeń Mossadu, Amanu i Szin Bet szeroko skorzystali także Amerykanie po zamachach 11 września 2001 r. – okazało się, że izraelskie know-how nie ma sobie w tej dziedzinie równych na świecie. Z drugiej strony, ów niemal doskonały system stał się dla państwa żydowskiego kluczowym problemem.
Reklama