Od kilku miesięcy pogłębia się kryzys gospodarczo-polityczny w Wenezueli, która jest już praktycznie krajem upadłym. Chociaż państwo to posiada największe na świecie złoża ropy naftowej, jego socjalistyczne władze nie są w stanie zapewnić swoim obywatelom minimalnych dochodów i odpowiedniej podaży artykułów spożywczych oraz lekarstw.

Dystrybucją tych i innych podstawowych produktów oraz darów z pomocy humanitarnej zajmuje się od wielu miesięcy armia, która jak na razie stoi po stronie prezydenta Nicolasa Maduro. Urzędujący od sześciu lat prezydent zapewnia wojskowym i policjantom przyzwoite pensje, a wysokiej rangi oficerom i generałom dodatkowo udziały w państwowych firmach, w tym także w państwowym koncernie PSVD, zajmującym się wydobyciem i handlem ropą naftową. W ten sposób kupuje w praktyce lojalność armii i służb. Potrzebne są do tego stałe dochody w dolarach, a nie w boliwarach. Narodowa waluta Wenezueli w ciągu sześciu lat rządów Maduro straciła na wartości aż 40 tysięcy razy! Stopa inflacji wyniosła w zeszłym roku 1 300 000 proc. Pod koniec stycznia bieżącego roku bank centralny Wenezueli po raz kolejny zdewaluował Boliwara o 50 proc. Nie może więc dziwić fakt, że ponad 3 mln mieszkańców, czyli 10 proc. populacji tego kraju, wyemigrowało. Uciekają głównie do sąsiedniej Kolumbii (1,1 mln), Peru (507 tys.), Ekwadoru (223 tys,) oraz USA (290 tys.).

Do niedawna dochody uzyskiwane z eksportu ropy naftowej wystarczały na płace dla wojskowych, policjantów i ogromnej liczby urzędników (ok. 2,7 mln). Nie wystarczały jednak na rozbudowę dróg i innej infrastruktury oraz na zagwarantowanie dostępu do edukacji i opieki zdrowotnej na odpowiednim poziomie. Priorytetem było bowiem zapewnienie kontynuacji socjalistycznego eksperymentu, w wyniku którego doszło do załamania gospodarczego w tym niegdyś relatywnie bogatym kraju. Okazuje się więc, że w systemie socjalistycznym nawet eksploatacja ogromnych zasobów ropy naftowej, przekazana za rządów Chaveza niekompetentnym wojskowym „menadżerom”, nie zapewnia utrzymania odpowiedniego wysokiego tempa wzrostu gospodarczego i dobrobytu ludności. Zmniejszające się wydobycie ropy naftowej w połączeniu ze zmianami cen tego surowca na rynku światowym, nie gwarantuje w ostatnim czasie ekipie prezydenta Maduro wystarczających środków na opłacenie lojalności popierających go wyższych rangą wojskowych i policjantów (szeregowi żołnierze żyją w takiej samej biedzie, jak ogromna większość mieszkańców tego kraju). Sprzedaż ropy za granicę generuje 96 proc. całkowitych przychodów Wenezueli z eksportu. Jeszcze w 2002 roku Wenezuela eksportowała 3 mln baryłek ropy naftowej dziennie, z czego 41 proc. kupowały Stany Zjednoczone, 25 proc. Chiny, 22 proc. Indie, a 12 proc. inne kraje. Obecnie eksport ten skurczył się do 1,1 mln baryłek ropy dziennie. W wyniku amerykańskich sankcji, nałożonych także na import do Wenezueli nafty, potrzebnej do rozcieńczania wyjątkowo ciężkiej wenezuelskiej ropy i jej transportu, przychody z eksportu ropy zmniejszą się w tym roku o 11 mld dol. Zablokowano także aktywa państwowego koncernu naftowego PDVSA o wartości 7 mld dol.

Kraj ten posiada jednak drugie źródło dopływu twardej waluty, jakim są złoża złota. Wydobyciem tego kruszcu zajmowała się do niedawna państwowa spółka Minerva, która przekazuje złoto do banku centralnego Wenezueli. Kilka lat temu ekipa Maduro zezwoliła także tzw. wolnym „górnikom” na dziką eksploatację zasobów tego metalu. Do północno-wschodniej części kraju, gdzie w górzystej dżungli znajdują się słabo jeszcze rozpoznane złoża złota, ruszyło ok. 300 tys. „wolnych górników”. Wyposażeni w kilof, łopatę i inne proste narzędzia wydobywają złoto pracując po 12 godzin dziennie. Miesięcznie jedna osoba wydobywa średnio ok. 12-14 gramów złota, co i tak stanowi dwudziestokrotność pensji robotnika czy kierowcy autobusu. Większość tych górników nie ma żadnych licencji. Dla władzy w Caracas liczy się jednak to, że mogą oni sprzedawać złoto za niewiele warte boliwary tylko swojemu państwu, czyli w praktyce bankowi centralnemu. Według danych agencji Reutersa bank ten zakupił w 2016 roku od „wolnych górników” 17 ton złota o wartości 650 mln dolarów. Złoto to długo nie przeleżało jednak zbyt długo w skarbcu banku, bo Wenezuela od kilku już lat płaci złotem za import potrzebnych towarów żywnościowych i lekarstw. A przed wprowadzeniem przez Hugo Chaveza w 1998 roku systemu socjalistycznego, Wenezuela należała nie do importerów, lecz do eksporterów netto artykułów rolno-spożywczych.

>>> Czytaj też: Wielkie transfery pieniężne z Bułgarii do Wenezueli. Chodzi o państwową spółkę naftową

Reklama

Stany Zjednoczone za pomocą sankcji starają się uniemożliwić ekipie Maduro także sprzedaż złota i tym samym utrzymanie się przy władzy. Zarówno obywatele, jak i firmy amerykańskie mają zakaz kupowania wenezuelskiego złota. Administracja prezydenta Donalda Trumpa wymusiła zamrożenie w Banku Anglii wenezuelskiego depozytu złota o wartości 1,2 mld dolarów, który prezydent Maduro chciał ostatnio sprzedać. Ukarała także firmę inwestycyjną z Abu Dhabi za zakup wenezuelskiego złota.

Z pomocą ekipie prezydenta Maduro pośpieszyła jednak Rosja, która, podobnie jak i Chiny, pożyczyła rządowi Wenezueli miliardy dolarów i teraz chce je w jakiś sposób odzyskać. Według doniesień dziennika „Nowoj Gazieta” w styczniu bieżącego roku transportowy Boeing 757 rosyjskiej firmy Jerofiej zabrał z Caracas do Moskwy 30 ton złota. Kruszec ten został następnie wywieziony do Dubaju i tam sprzedany. W ten sposób ekipa Maduro zdobyła potrzebne dolary na spłatę bieżących zobowiązań.

Podobną pomoc zaoferowała prezydentowi Maduro już w 2016 r. Turcja, której linie lotnicze uruchomiły w tym roku regularne połączenie między Stambułem i Caracas. To o tyle dziwna decyzja, że nie było prawie żadnego zainteresowania ze strony potencjalnych pasażerów na loty w obu tych kierunkach. Według danych The Wall Street Journal samoloty tureckich linii lotniczych przewożą tylko nielicznych pasażerów. Przede wszystkim transportują różne towary z Turcji do Wenezueli. A z powrotem złoto. Tylko w ubiegłym roku przewieziono w ten sposób z Caracas do Stambułu złoto o wartości 900 mln dolarów. Posłużyło ono do sfinansowania importu z Turcji mleka w proszku i innych artykułów żywnościowych.

Rząd w Caracas pozbywa się także swoich rezerw walutowych, które w 2013 r. wynosiły 30 mld dol, a pod koniec ubiegłego roku stopniały do ok. 10 mld dol. Obecnie nikt nie wie, jakimi dokładnie rezerwami walut i złota dysponuje bank centralny (z wyjątkiem zamrożonych depozytów w bankach amerykańskich i europejskich). Wiadomo jednak, że rezerwy w złocie i walutach są kilkunastokrotnie mniejsze od zagranicznego zadłużenia Wenezueli.

Innym pomysłem na pozyskiwanie dolarów jest ich skupowanie przez władze w kraju za cenę przewyższającą ich wartość rynkową. Skup ten nasilił się pod koniec stycznia tego roku po kolejnej dewaluacji wenezuelskiej waluty o 50 proc. Obecnie władze płacą 3303 boliwarów za dolara, którego cena na czarnym rynku wynosi 3120 boliwarów. Trudno przewidzieć, jakie będą efekty tego skupu i ilu znajdzie się naiwnych chętnych do wymiany twardej waluty na boliwary, tracące na wartości w niespotykanej dotąd skali. Realizacja tego rodzaju pomysłów potwierdza jednak determinację prezydenta Maduro utrzymania się za wszelką cenę u władzy. W opublikowanych pod koniec grudnia prognozach tygodnika The Economist prawdopodobieństwo jego dobrowolnego ustąpienia z urzędu prezydenta oszacowano na 40 proc. Prognoza ta może się nie sprawdzić. Jego konkurent, przewodniczący parlamentu Juan Guaido, który 23 stycznia ogłosił się tymczasowym przywódcą, nie potrafi jak dotąd przeciągnąć na swoją stronę wysokich rangą oficerów, którym obiecuje tylko amnestię, a nie wysokie dochody, jakie nadal zapewnia im prezydent Nicolas Maduro.

>>> Czytaj też: Juan Guaido: Mimo moich apeli wenezuelska armia nadal blokuje zagraniczną pomoc