Związkowcy domagali się m.in. natychmiastowych podwyżek i przywrócenia dłuższych urlopów.

Od 1 marca obowiązują nowe przepisy, zgodnie z którymi m.in. półgodzinna przerwa obiadowa nie jest wliczana do czasu pracy, co według związkowców oznacza 14-15 dodatkowych dni roboczych rocznie. Ponadto wymiar urlopu zasadniczego został zredukowany z 25 do 20 dni.

Boros podkreślała wcześniej, że 8,5-godzinny dzień pracy oznacza m.in. problemy dla pracowników mających dzieci, gdyż przedszkola i żłobki nadal mają 8-godzinny dzień pracy.

W czwartek podkreśliła zaś, że chociaż rząd 17 tysiącom pracowników podniósł teraz po raz pierwszy od 11 lat pensje, średnio o 20 proc., to w tym czasie realne zarobki spadły o 50 proc., związki zawodowe chciałyby więc zrekompensowania tego faktu.

Reklama

Boros zaznaczyła, że ważnym elementem funkcjonowania społeczeństwa jest korzystanie z praw demokratycznych przez pracowników, którzy stanowią siłę napędową kraju.

Szef Węgierskiego Stowarzyszenia Związków Zawodowych (MSzSz) Laszlo Kordas wezwał zaś do solidarności organizacje związkowe ze sfery publicznej i prywatnej, bo inaczej - jak ocenił - pracownicy zostaną „pokrojeni na plasterki jak salami”.

Organizatorem strajku był MKKSZ. Boros zapowiedziała, że MKKSZ zorganizuje 1 maja „demonstrację gniewu”, na której pracownicy wyrażą swoje niezadowolenie.

Z Budapesztu Małgorzata Wyrzykowska (PAP)