Zapytany o sprawę na regularnym briefingu Palladino odpowiedział: "Władze Stanów Zjednoczonych nie mają z tym nic wspólnego".

Wcześniej we wtorek sędzia Jose de la Mata z hiszpańskiego Sądu Krajowego (Audiencia Nacional) upublicznił dokument o okolicznościach napadu na północnokoreańską placówkę, którego miała dokonać 10-osobowa grupa złożona z obywateli USA, Meksyku i Korei Południowej.

Zgodnie z dokumentem po ataku sprawcy uciekli do Portugalii, a następnie - do Stanów Zjednoczonych.

Hiszpański sędzia poinformował, że podczas przeprowadzonego 22 lutego ataku siedmioosobowy personel ambasady został związany i pobity. Ze śledztwa wynika, że napastnicy ukradli z placówki dwa dyski przenośne, dwa komputery, telefon komórkowy, a także dwa twarde dyski.

Reklama

Kluczową osobą w szeregach uzbrojonej grupy był mieszkający w USA obywatel Meksyku Adrian Hong Chang. Jak ustalili hiszpańscy śledczy, 27 lutego Hong Chang skontaktował się z jednym z pracowników FBI, aby poinformować o przeprowadzonej w Madrycie akcji, a także przekazać mu skradzione materiały.

W połowie marca hiszpański dziennik "El Pais", publikując szczegóły dochodzenia w sprawie ataku, napisał, że za zdarzeniem prawdopodobnie stały amerykańskie służby wywiadowcze. Powołując się na źródła w hiszpańskiej policji i w rodzimych służbach wywiadowczych (CNI), gazeta ujawniła, że obie te instytucje zidentyfikowały co najmniej dwóch napastników jako "osoby związane z CIA".

Według "El Pais" hiszpańskie służby zwróciły się w sprawie ataku na ambasadę do CIA z pytaniem o jej udział w zdarzeniu. "Odpowiedź była negatywna, ale mało przekonująca" - napisał madrycki dziennik.

Agencja Reutera, powołując się na anonimowe źródła w hiszpańskim wymiarze sprawiedliwości, informuje, że Hiszpanie planują zwrócić się do USA z wnioskiem o ekstradycję członków grupy, którzy mieli wedrzeć się do ambasady i przekonać jednego z urzędników do ucieczki z budynku. (PAP)

ulb/ mc/