Publicysta Al-Dżaziry Ramy Allahum przypomina, że historycznie wojsko w Algierii odgrywało ważną rolę w wyłanianiu cywilnych przywódców kraju. Podobnie było i w tym roku, gdy 2 kwietnia, po sześciu tygodniach masowych protestów, Buteflika złożył rezygnację po "wezwaniu przez szefa sztabu armii algierskiej gen. Ahmeda Gaeda Salaha do natychmiastowego oddania władzy z powodów zdrowotnych".

"Jednak dzisiaj Algierczycy są bardziej zaniepokojeni o rząd, który pozostawił Buteflika niż o (postawę) wojska" - ocenia Allahum. Odnotowuje, że zgodnie z algierską konstytucją do momentu nowych wyborów prezydenckich nie może zostać powołany nowy gabinet.

W próbie załagodzenia protestów na kilka dni przed ogłoszeniem ustąpienia Buteflika powołał rząd tymczasowy. Na 27 ministrów 21 jest w nim nowych. Jednak zdaniem publicysty Al-Dżaziry "przetasowanie to nie uspokoiło demonstrujących".

"Wielu z tych, którzy wyszli na ulice żądając końca władzy Butefliki, nie chce, by jego bliscy współpracownicy pozostali przy władzy" - wskazuje. A tymczasowy szef państwa Abdelkader Bensalah oraz nowo mianowany premier Nureddin Bedui to dawni sojusznicy byłego prezydenta.

Reklama

Na poparcie swojej tezy Allahum cytuje Dailę Ghanmen, analityka z think-tanku Carnegie. "Algierczycy chcą radykalnej zmiany. Oznacza to, że chcą odejścia wszystkich ludzi, którzy wspierali Buteflikę" - wyraża swoją opinię ekspertka.

Przyznaje jednocześnie, że demonstrujący Algierczycy liczą na poparcie wojska, ale wolą, by wróciło ono do koszarów. "Nie chcą, by armia zajęła się transformacją" - podkreśla Ghanmen.

Wielu Algierczyków ma wątpliwości, czy odejście Butefliki "zagwarantuje pokojową i demokratyczną zmianę oraz uczciwe wybory" - wskazuje publicysta Al-Dżaziry. Zauważa, że "naciskając na przestrzeganie procesu konstytucyjnego" gen. Salah miał "prawdopodobnie nadzieję, iż Algierczycy zaakceptują, że wysoce niepopularne osoby kierują państwem w okresie przejściowym".

Teraz jednak - mimo interwencji wojska, by zmusić Buteflikę do odejścia - "nie jest jasne ile najpotężniejsza i najlepiej zorganizowana instytucja w Algierii jest skłonna oddać protestującym". Sam Salah też był bliskim zaufanym byłego prezydenta i dopiero niedawno zmienił stronę, broniąc wojskowej interwencji jako niezbędnej dla "jedności i terytorialnej integralności kraju".

Na koniec artykułu Allahum przywołuje słowa analityka Abeda Charefa. Twierdzi on, że "jeśli protesty utrzymają się, to wojsko może zdecydować się na złamanie konstytucji i ponowną interwencję, by pozbyć się rządu lojalistów Butefliki". (PAP)