Zmieniła się równowaga między Wschodem i Zachodem, w czym Węgry widzą nie zagrożenie, tylko szansę, i chcą ją wykorzystać do zacieśnienia kontaktów ze wschodnimi państwami – oznajmił w środę premier Węgier Viktor Orban podczas wizyty w Kazachstanie.

Według Orbana „wcześniej istniały dowody”, że w sferze technologii, rozwoju gospodarczego, „wypracowywania drogą eksperymentów najbardziej udanych systemów politycznych Zachód słusznie sądził, że jest zdolny do największych osiągnięć na świecie”, teraz jednak sytuacja się zmieniła i to Wschód nieustannie się wzmacnia. Węgierski premier wyraził przekonanie, że taka zmiana stosunków sił będzie się utrzymywać przez następną dekadę.

„Jesteśmy skłonni zapominać, że demokracja oznacza nie tylko możliwość udziału w wyborach i omawianiu wspólnych spraw”, ale też formę rządów, „a więc swoboda wyrażania przekonań i uczestnictwo muszą się ucieleśniać w skutecznym i stabilnym rządzeniu” – ocenił Orban, którego słowa przytoczyła agencja MTI.

Według niego z tego powodu największe sukcesy odnoszą obecnie państwa o najstabilniejszych systemach politycznych. Kazachstan w ostatnich latach przodował jego zdaniem w stabilności, którą wzmacniają obecne zmiany w tym kraju, co zasługuje na uznanie.

Orban oświadczył, że Węgry były pierwszym państwem środkowoeuropejskim, które zawarło porozumienie o strategicznym partnerstwie z Kazachstanem, co dowodzi tego, że oba kraje się rozumieją i dążą do zacieśnienia kontaktów.

Reklama

Wyraził przy tym przekonanie, że Węgrom wzmacnianie kontaktów z krajami środkowoazjatyckimi „przychodzi z łatwością”, gdyż łączą ich z narodami mieszkającymi w tym regionie historyczne korzenie.

Orban od wtorku przebywa z oficjalną wizytą w Kazachstanie, gdzie spotkał się m.in. z tymczasowym premierem Askarem Maminem, pierwszym prezydentem Nursułtanem Nazarbajewem oraz obecnym szefem państwa Kasymem-Żomartem Tokajewem. Z Kazachstanu pojedzie do Chin, gdzie przeprowadzi rozmowy z przywódcami kraju i weźmie udział w forum gospodarczym.

>>> Czytaj też: Nowy Jedwabny Szlak pomoże światu. Chinom? Nie tak bardzo [OPINIA]