Protesty zaczęły się trzy dniu temu, stopniowo przybierając na sile. Najwięcej gospodarzy protestuje w okolicach Pazardżika i Płowdiwu oraz Jambołu i Sliwena. Do protestujących w piątek przybył premier Bojko Borisow, próbując ich uspokoić.

Protesty zaczęły się po zarządzeniu uboju prewencyjnego zwierząt w promieniu 20 km od dużych farm i 5 km od każdej wioski, w której stwierdzono zarazę. W pięciu regionach w północnej części kraju, w których stwierdzono 36 ognisk choroby w małych gospodarstwach i sześć na dużych farmach, mają być zlikwidowane wszystkie zwierzęta.

Na południu gospodarze zarzucają rządowi, że „przespał” cały rok od ubiegłego lata, kiedy stwierdzono pierwsze przypadki choroby. „Zamiast skutecznie zlikwidować dziki roznoszące chorobę, teraz nakazują nam zabijać zdrowe zwierzęta” – mówili protestujący w Pazardżiku.

„Nie będziemy zabijać zwierząt, lepiej niech nas zabiją” - mówili i grozili, że „wezmą się za strzelby”.

Reklama

Protesty odbywają się również w okolicach Warny – regionie, w którym znajduje się najwięcej z ogólnej liczby 65 zakładów przemysłowego chowu trzody chlewnej.

Jednocześnie na konferencji prasowej przedstawiciele branży dużych hodowców zażądali ogłoszenia stanu nadzwyczajnego w całym kraju i zniszczenia wszystkich hodowanych poza farmami zwierząt.

Przyczyną protestu właścicieli małych gospodarstw jest m.in. to, że większość z nich nie rejestrowała zwierząt i nie dostanie odszkodowań. Właściciele farm dostaną, bo takie duże gospodarstwa są pod ścisłą kontrolą.

>>> Czytaj też: Bułgaria: Rozszerza się epidemia ASF, dotknęła pięć dużych farm