Na Placu Italia w centrum Santiago zgromadziło się ok. 10 tys. osób. Demonstracja została zwołana za pośrednictwem portali społecznościowych, a nawoływaniom do wyjścia na ulice przyświecało hasło "Rezygnacja Pinery".

Podobnie jak poprzedniego dnia uczestnicy manifestacji starli się z policją, gdy próbowali dojść do otoczonego policyjnym kordonem pałacu prezydenckiego. Protesty miały miejsce także w Valparaiso, siedzibie parlamentu oraz w Concepcion.

Protesty w Chile wybuchły 18 października po decyzji o podwyżce w stolicy Santiago cen na bilety metro. Zadanie przywrócenia spokoju prezydent powierzył wojsku, na co społeczeństwo odpowiedziało jeszcze większymi demonstracjami, protestując przeciwko represjom i polityce socjalnej rządu, rosnącym kosztom utrzymania i opieki medycznej, narastającym nierównościom społecznym oraz niewydolnemu systemowi emerytalnemu.

W reakcji Pinera wprowadził na większości terytorium kraju stan wyjątkowy. Na ulice, po raz pierwszy od zakończenia przed 30 laty dyktatury gen. Augusto Pinocheta, wyszło wojsko. Mimo ogłoszenia w stolicy, a następnie w 16 okręgach także godziny policyjnej, w Santiago i innych miastach dochodziło do rabowania mienia prywatnego, w całym kraju okradziono ponad 200 supermarketów.

Reklama

W trwających ponad tydzień protestach zginęło 17 osób, ponad 7 tys. zostało aresztowanych. Straty w gospodarce oszacowano na 1,4 mld dolarów.

W obliczu społecznego niezadowolenia w całym kraju Pinera przeprosił obywateli, że nie zauważył wcześniej ich potrzeb. W sobotę zapowiedział rekonstrukcję rządu, a w niedzielę podpisał dekrety znoszące stan wyjątkowy. We poniedziałek poinformował, że

wymienionych zostało ośmiu ministrów, w tym szefowie resortów spraw wewnętrznych i finansów. (PAP)

zm/