Pół Polski zastanawia się, czy państwo jest przygotowane na nadejście koronawirusa (drugie pół mierzy temperaturę i zastanawia się, czy przypadkiem nieopodal nikt nie zakaszlał). Tymczasem odpowiedź jest oczywista: nie jest. Co więcej, nie może być. Gdy dochodzi do pandemii (choć w przypadku koronawirusa należy jeszcze mówić o epidemii), można jedynie minimalizować straty. Nie istnieje państwo gotowe na nadejście choroby, która wzięła się nie wiadomo skąd i która działa nie do końca wiadomo jak.
Ale pragnę wszystkich uspokoić: koronawirus (COVID-19) nas nie zabije. Znacznie większe jest ryzyko, że ktoś zostanie potrącony przez samochód na przejściu dla pieszych, śmiertelnie zachoruje na zapalenie płuc, niż że stanie się pierwszą polską ofiarą koronawirusa. Mimo to wszyscy żyjemy rzekomym kataklizmem, który nadchodzi do nas z Chin.
Trudno się temu dziwić. Ludzie od zawsze interesowali się tym, co straszne i niespotykane. Dlatego nadal dużą popularnością cieszą się filmy o UFO. Z tego względu niektórzy z nas pasjonują się horrorami. I dlatego popularnym filmowym motywem było zagrożenie ludzkości wywołane niesłychanie zjadliwym wirusem. Dzięki koronawirusowi niektórzy czują się niczym bohaterowie filmu. A wielu najzwyczajniej w świecie się boi, bo nie wie, na ile realny jest scenariusz, że ludzkość wyginie wskutek COVID-19.
Reklama
Czy polskie służby zdają w tej sytuacji egzamin? Trudno powiedzieć. Przekaz medialny ze strony rządzących jest niespójny. Sensownie wypowiada się minister zdrowia Łukasz Szumowski, który przyznaje, że wcześniej czy później koronawirus pojawi się w Polsce, ale nie ma powodów do paniki. Może być tak, że ktoś w Polsce umrze. Ale ani to pierwszy zjadliwy wirus, ani ostatni. Wystarczy wspomnieć, że dekadę temu na świecie szalał wirus grypy A/H1N1, który uśmiercił – według najgorszych szacunków – nawet pół miliona osób. W Polsce zmarły 182 osoby. Dużo? Dużo. Ale i tak mniej niż w ciągu miesiąca ginie na drogach.
Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP