"Jesteśmy przekonani, że rząd nie jest w stanie podjąć koniecznych kroków i uratować sytuację" - powiedział szef ugrupowania Samir Gaegea.

Premier Hariri dał w piątek głęboko podzielonej koalicji rządowej do poniedziałku wieczora "trzy dni na zaprzestanie blokowania reform i zagroził, że w przeciwnym razie przyjmie +inne podejście+".

Wezwał członków rządu do podjęcia "jasnych, zdecydowanych i końcowych" decyzji dotyczących zaproponowanych przez niego reform strukturalnych, mających na celu uzdrowienie gospodarki.

Hasan Nasrallah, lider Hezbollahu, radykalnej szyickiej organizacji z Libanu, oświadczył w sobotę w telewizyjnym wystąpieniu, że jest przeciwny rezygnacji rządu i kraj nie ma wystarczająco dużo czasu na taki ruch, biorąc pod uwagę kryzys finansowy.

Reklama

Nasrallah powiedział, że uznał protesty za "uczciwe i spontaniczne", ale ostrzegł, że jego silnie uzbrojone i potężne ugrupowanie, które poparło dojście prezydenta do władzy, nie pozwoli na jego upadek.

Od czwartku dziesiątki tysięcy protestujących blokuje drogi i pali opony, wzywając władze do dymisji. Demonstracje trwają w miastach i wioskach na południu, północy i wschodzie kraju oraz w stołecznym Bejrucie. Libańska telewizja poinformowała, że policja użyła wobec protestujących w stolicy gazu łzawiącego po podpaleniu okolicznego budynku przez grupę demonstrujących.

Uczestnicy akcji apelują o dymisję czołowych polityków - prezydenta Michela Aouna (który jest maronitą), premiera Haririego (będącego sunnitą) i przewodniczącego parlamentu Nabiha Berriego (który jest szyitą). Zgodnie z Paktem Narodowym z 1943 roku prezydentem Republiki Libańskiej może być jedynie maronita, premierem - przedstawiciel sunnitów, a przewodniczącym parlamentu - szyita. Miejsca w Zgromadzeniu Narodowym z góry podzielone są kwotowo między 16 z 18 oficjalnych grup wyznaniowych. W rządzie zasiadają przedstawiciele niemal wszystkich głównych partii.

W stolicy demonstrujący dotarli przed pałac prezydencki. W mieście płonęły opony, a chodniki pokryte są fragmentami wybitych witryn sklepowych.

Liczba protestujących stale rosła w ciągu dnia; duże demonstracje odbyły się też w drugim do wielkości mieście w kraju, Trypolisie, na północy i w innych miastach.

Ostatnie demonstracje wybuchły na tle rosnących kosztów utrzymania i planów władz wprowadzenia nowych podatków, w tym opłat za WhatsApp - mobilną aplikację dla smartfonów, służącą jako komunikator internetowy.

Liban to jedno z najbardziej zadłużonych państw na świecie (zadłużenie wynosi 86 mld dolarów, czyli ponad 150 proc. libańskiego PKB). Kraj ten boryka się z trudnościami finansowymi, związanymi ze spowolnieniem napływu kapitału do zaspokojenia potrzeb finansowych rządu i gospodarki zależnej od importu oraz z niskim wzrostem gospodarczym w ostatnich latach.

Bezrobocie wśród osób poniżej 35. roku życia wynosi 37 proc., a według Banku Światowego ok. 30 proc. mieszkańców Libanu żyje poniżej granicy ubóstwa.

Mimo miliardowych inwestycji przeprowadzonych w kraju od zakończenia wojny domowej w 1990 roku Libańczycy nadal borykają się z codziennymi, trwającymi wiele godzin przerwami w dostawach prądu, zalegającymi na ulicach stertami śmieci, a niekiedy nawet z przerwami w dostawach wody od państwowego przedsiębiorstwa wodociągowego.(PAP)