Według doniesień Associated Press niemal wszyscy zagraniczni pracownicy zostali ewakuowani ze względów bezpieczeństwa. Istnieją obawy, że miejscowy personel pomocowy może spotkać się z represjami albo ze strony dowodzonych przez Turcję sił napierających z północy, albo syryjskich wojsk rozchodzących się po obszarze będącym w rękach oblężonych sił kurdyjskich.

Linie frontu szybko przesuwają się, podczas gdy ze stref walk ucieka ponad 160 tysięcy ludzi, w tym wiele osób, które zostały zmuszone do opuszczenia swoich domów podczas wcześniejszych walk w trwającej osiem lat wojnie w Syrii. Ofensywa spowodowała nowy kryzys uchodźczy w regionie, gdzie ok. 1,6 mln ludzi polega już na pomocy humanitarnej - wskazuje AP.

Przed turecką ofensywą w północno-wschodniej Turcji w obozie Ajn Isa (Ain Issa) przebywało ok. 12 tys. przesiedleńców, w tym ok. 1000 żon i wdów bojowników dżihadystycznej organizacji Państwo Islamskie (IS) oraz ich dzieci. Ale w weekend doszło tam do ucieczki kilkuset zwolenników IS lub osób związanych z bojownikami IS.

Dyrektorka Save the Children w Syrii Sonia Khush, która działała w tym obozie, mówi, że jest on "prawie pusty"; większość osób uciekła dalej na południe, a zwolennicy IS rozpierzchli się. Jak dodała, jej organizacja nie ma już dostępu do swojego biura w Ajn Isie, a większość lokalnego personelu organizacji ewakuowała się.

Reklama

Organizacja Lekarze bez Granic (MsF), która pomaga w strefach walk na całym świecie, poinformowała we wtorek, że postanowiła zawiesić większość swoich działań i ewakuować cały swój syryjski i międzynarodowy personel z północno-wschodniej Syrii. "Obecnie wysoce nieprzewidywalna i szybko zmieniająca się sytuacja uniemożliwia MsF negocjowanie bezpiecznego dostępu do udzielania opieki medycznej i pomocy humanitarnej osobom będącym w niebezpieczeństwie" - przekazano w oświadczeniu. "Biorąc pod uwagę liczne grupy walczące po różnych stronach konfliktu, MsF nie może już zagwarantować bezpieczeństwa naszemu syryjskiemu i międzynarodowemu personelowi" - napisano.

Międzynarodowy Komitet Ratunkowy również poinformował, że zawiesił swe działania na północnym wschodzie Syrii z powodu "działań wojennych i niepewności".

Mimo tego Save the Children i inne organizacje pomocowe wciąż działają na obszarach oddalonych od linii frontu, w tym w obozie Al-Hol niedaleko granicy z Irakiem, gdzie przetrzymywane są dziesiątki tysięcy członków rodzin bojowników IS. Ale - jak zastrzega AP - w miarę przemieszczania się rządowych sił syryjskich wiele dużych międzynarodowych organizacji pomocowych będzie musiało się wycofać, ponieważ nie są zarejestrowane w Damaszku.

Tureckie siły i sprzymierzeni z nimi syryjscy bojownicy zaatakowali północną i północno-wschodnią Syrię 9 października po tym, jak prezydent USA Donald Trump zdecydował o wycofaniu z północnej Syrii sił amerykańskich, które współpracowały z Syryjskimi Siłami Demokratycznymi (SDF) pod wodzą sił kurdyjskich w kosztownej, trwającej pięć lat wojnie z Państwem Islamskim. Turcja uważa kurdyjskich bojowników z Ludowych Jednostek Samoobrony (YPG), stanowiących trzon SDF, za terrorystów z powodu ich powiązań ze zdelegalizowaną w Turcji separatystyczną Partią Pracujących Kurdystanu (PKK).

Jak zauważa AP, porzuceni przez amerykańskich sojuszników Kurdowie zwrócili się o ochronę do prezydenta Syrii Baszara el-Asada i Rosji. W ciągu ostatnich dwóch dni siły syryjskie i rosyjskie weszły do kilku miast i wsi, gdy USA wycofały z regionu resztę żołnierzy.

>>> Czytaj też: Potężny cios w Ankarę. USA odcięły Turcji dostęp do informacji wywiadowczych