Od czerwca do demonstracji dochodzi niemal codziennie i regularnie przeradzają się one w coraz gwałtowniejsze starcia pomiędzy grupami radykalnych protestujących a policją. W ostatnim tygodniu w kierunku policjantów rzucano cegły i koktajle Mołotowa, natomiast funkcjonariusze często używają przeciwko demonstrantom gazu łzawiącego i gumowych kul.

Wraz z eskalacją przemocy narasta wzajemna niechęć obu stron, która widoczna była już w czerwcu. Niektórzy demonstranci drwią z funkcjonariuszy, nazywając ich „psami”, a z drugiej strony część policjantów wykrzykiwała w stronę protestujących, dziennikarzy i przypadkowych osób obelgę „karaluchy” - przypomina „FT”.

Napięcia dodatkowo podsycają napływające z Pekinu sygnały, że jest on gotowy do bezpośredniej interwencji w Hongkongu. Morale wśród 32 tys. hongkońskich funkcjonariuszy „sięgnęło dna”, ponieważ stali się oni jedynym punktem kontaktu między rozgniewanymi tłumami a rządem, który jest niemal zupełnie nieobecny – uważa dziennik.

Nawet osoby z otoczenia szefowej administracji Hongkongu Carrie Lam przyznają, że jej wystąpienia na konferencjach prasowych tylko podsycają niezadowolenie społeczne – pisze „FT”. Pierwotną przyczyną protestów był forsowany przez Lam projekt nowelizacji prawa ekstradycyjnego, przewidujący m.in. możliwość odsyłania podejrzanych do Chin kontynentalnych.

Reklama

„Gdyby nie my, Carrie Lam zostałaby już zlinczowana” – ocenił funkcjonariusz policji Hongkongu, cytowany przez brytyjski dziennik. Dodał, że nie ufa hongkońskiemu rządowi, ale Komunistycznej Partii Chin (KPCh) już tak. „Oni doceniają to, co robimy” - powiedział.

Hongkońska policja powstała w 1844 roku, wkrótce po utworzeniu tam brytyjskiej kolonii. Po wywołanych przez komunistów krwawych zamieszkach z lat 60. XX wieku siły policyjne przeszły gruntowną reformę, mającą na celu wyplenienie korupcji i związków z triadami – hongkońskimi grupami przestępczymi.

Pod koniec XX wieku policja Hongkongu zyskała opinię jednej z najlepszych i najbardziej profesjonalnych na świecie, ale obecnie reputacja ta wystawiana jest na próbę, szczególnie w świetle zarzutów o ignorowanie ataków triad na prodemokratycznych demonstrantów w ostatnich miesiącach – zauważa „FT”.

Od początku obecnego kryzysu obrażenia odniosło ponad 200 funkcjonariuszy, w tym 21 - w zeszły weekend. W czasie lipcowych starć w centrum handlowym jeden z policjantów stracił część palca serdecznego. Według gazety wielu protestujących drwi teraz z policjantów, unosząc dłoń ze zgiętym palcem, jak gdyby go brakowało.

W tym tygodniu stowarzyszenie niskich rangą policjantów wezwało do rewizji taktyki kontroli demonstracji oraz zasad użycia siły. Argumentowało to „bezprecedensowymi wyzwaniami dla osobistego bezpieczeństwa”, przed jakimi stają teraz funkcjonariusze.

„Przemoc wobec funkcjonariuszy policji (…) jest całkowicie niemożliwa do zaakceptowania, a rażąca nieobecność rządzącej administracji nie daje powodów do poczucia pewności” - ocenił były hongkoński policjant z czasów kolonialnych Angus Stevenson Hamilton w liście do obecnego szefa policji Stephena Lo.

Tymczasem celem protestujących stały się kwatery mieszkalne policjantów, ich dzieci poddawane są ostracyzmowi w szkołach, a w mediach społecznościowych opublikowano prywatne dane dotyczące ok. 1,6 tys. policjantów i ich krewnych – pisze „FT”.

Obrażenia w starciach z policją odniosły jednak również setki demonstrantów, a niektórzy z nich zostali ciężko ranni. Faktyczna ich liczba jest trudna do obliczenia, ponieważ wielu nie zgłasza się do szpitali w obawie, że zostaną tam zatrzymani, jak zdarzyło się w co najmniej kilku przypadkach.

Agencja Reutera podała w piątek, że władze Hongkongu przedstawiły rządowi centralnemu ChRL propozycję podjęcia kroków, aby zmniejszyć niezadowolenie społeczne w regionie. Pekin nie zezwolił jednak na ustępstwa wobec protestujących – powiedziały brytyjskiej agencji trzy anonimowe źródła dysponujące wiedzą w tej sprawie.

Z Kantonu Andrzej Borowiak (PAP)