Po kilku godzinach udało się usunąć wielką awarię sieci telekomunikacyjnej, która sparaliżowała w poniedziałek w Holandii działalność służb ratowniczych, łączność z policją, strażą pożarną i służbą zdrowia. Przyczyna nie jest jeszcze znana.

Awaria wystąpiła w sieci Royal KPN, z której korzystają także inni dostawcy usług telekomunikacyjnych. Na około cztery godziny sparaliżowana została zarówno łączność stacjonarna, jak i komórkowa.

Na Twitterze instruowano, by w nagłych wypadach bezpośrednio zgłaszać się do szpitali, straży pożarnej, czy do lokalnych posterunków policji. Nie działały numery alarmowe, w tym 112. Wszyscy funkcjonariusze zostali wysłani na patrole.

Royal KPN informował, że problemy dotyczyły sieci 4G i wskazywał, że można telefonować po wyłączeniu usługi 4G, ale interlokutor też musi 4G wyłączyć.

Wieczorem Royal KPN poinformował na swojej stronie internetowej, że awaria została usunięta. Rzeczniczka tej firmy przyznała, że przyczyny awarii nie są jeszcze znane, ale podkreśliła, że nic nie wskazuje na cyberatak. "Nie mamy powodów, by sądzić, że był to (atak hakerski), monitorujemy nasz system 24/7" - zapewniła.

Reklama

Rzeczniczka Krajowego Koordynatora ds. Bezpieczeństwa i Walki z Terroryzmem Anna Posthumus wskazała natomiast, że "za wcześnie jest jeszcze", by stwierdzić, czy mógł to być cyberatak.

Reuters podkreśla, że była to największa tego rodzaju awaria, jaką pamięta się w 17-milionowej Holandii, szczycącej się techniczną sprawnością swej infrastruktury telekomunikacyjnej.

>>> Czytaj też: Argentyna i Urugwaj znowu mają prąd. Wielki blackout jest już przeszłością