Estonia niedawno świętowała stulecie eksploatacji swoich łupków, z których początkowo otrzymywano ropę naftową, a z czasem zaczęto je spalać w celu otrzymania energii elektrycznej. Dzięki łupkom kraj od lat ma nadwyżkę produkcji zarówno ropy, jak i prądu, jest więc ich eksporterem. Na konkurencyjność energii elektrycznej z estońskich łupków duży wpływ mają wysokie ceny CO2.

"Wzrost kosztów emisji CO2 ma znaczący wpływ, ale z drugiej strony taki scenariusz był od dawna oczekiwany. Mogliśmy się na niego przygotować" - powiedział PAP prezes Eesti Energia Hando Sutter. Państwowa Eesti Energia to największy wytwórca energii elektrycznej w krajach bałtyckich, oraz m.in. właściciel działającej w Polsce spółki Enefit, sprzedawcy energii elektrycznej i gazu dla przedsiębiorstw.

"Aktualnie zwiększyliśmy produkcję ropy, której ceny utrzymują się na wysokim poziomie. Przy takim podejściu efektywność całego procesu jest znacznie wyższa, uzyskujemy ponad 80 proc. energii, zgromadzonej w łupku, a emisyjność jest kilkakrotnie niższa niż przy tradycyjnym spalaniu tego surowca" - podkreślił Sutter.

Prezes Eesti Energia zaznaczył jednocześnie, że generalnie w całej Europie, na Zachodzie, w Polsce, w Skandynawii i w krajach bałtyckich także, obserwujemy wzrost cen energii elektrycznej. W sytuacji wyższych cen energii na rynku, produkcja z łupków roponośnych pozostaje konkurencyjna - zaznaczył.

Reklama

W ocenie Hando Suttera, za wzrostem rynkowych cen prądu stoi cały szereg przyczyn. "Głównym powodem jest oczywiście koszt emisji CO2, co powoduje, że wzrost cen energii zależy od regionu. Polska używa więcej paliw kopalnych, więc jest on większy. Ale np. w Skandynawii energia również zdrożała, ponieważ produkcja hydroelektrowni spadła z powodu niewielkich zapasów wody. I to też jest powód podwyżki w krajach bałtyckich, które importują energię ze Skandynawii" - zaznaczył.

Wysokie koszty emisji mają też inne efekty, które obserwują Estończycy. "Widzimy znaczący wzrost importu energii z Rosji, spowodowany wyższymi cenami w naszym regionie. Jest to przykład nieuczciwej konkurencji, ponieważ produkcja w Rosji nie jest obciążona dodatkowymi kosztami, takimi jak CO2. Rosyjska energia płynie przez Finlandię i Litwę na inne rynki, w tym do pozostałych krajów bałtyckich oraz do Polski" - podkreślił Hando Sutter. "Można powiedzieć, że wyższe ceny CO2 miały wspierać OZE, ale jednym z negatywnych efektów jest wzrost importu energii z Rosji. Na pewno nie taki był cel" - zaznaczył prezes Eesti Energia.

Wysokie koszty emisji przyspieszą natomiast proces rozbudowy aktywów OZE estońskiej firmy. "W tym segmencie mamy duże ambicje. Już teraz dysponujemy lądowymi farmami wiatrowymi w Estonii i na Litwie. Nasze plany zakładają budowę kolejnych w krajach bałtyckich oraz dwóch farm morskich u wybrzeży Estonii. Ale OZE to także jednostki kogeneracyjne na biomasę - mamy dwie takie na Łotwie i jedną w Estonii. Na wszystkich rynkach, na których jesteśmy obecni stawiamy również na fotowoltaikę" - podkreślił Sutter.

W obszarze OZE Estończycy interesują się także Polską i szukają tu możliwości rozbudowy aktywów odnawialnych. "Przede wszystkim chodzi o wiatraki na lądzie, ale analizujemy również polskie projekty fotowoltaiczne, gdyż w naszej ocenie jest tu duży popyt na instalacje fotowoltaiczne. Rozważamy także źródła kogeneracyjne na biomasę" - powiedział Sutter. Jak zaznaczył, w zainteresowaniu Eesti Energia są zarówno nowe projekty, jak i przejęcia istniejących. "Głównym kryterium jest możliwy zwrot z inwestycji" - zaznaczył.

Na 2019 r. polskie Ministerstwo Energii zapowiada m.in. kolejną dużą aukcję dla farm wiatrowych na lądzie. "Uważnie obserwujemy przygotowania. Jeżeli ocenimy, że mamy szanse w tej aukcji, to z pewnością rozważymy udział" - ocenił Sutter.

autor: Wojciech Krzyczkowski

>>> Polecamy: Gwałtowne zmiany cen ropy naftowej utrzymują się