Kredytodawcy leczą rany po dekadzie kryzysu gospodarczego, pożyczkobiorcy nie są w stanie spłacić prawie połowy zaciągniętych kredytów – to wskaźnik najwyższy w całej strefie euro. Duża część kapitału bankowego to tzw. aktywa z tytułu odroczonego podatku dochodowego, wobec których inwestorzy są sceptyczni.

Co prawda istnieją pewne różnice jeśli chodzi o kondycję czterech największych banków: Bank Piraeus jest w najgorszej formie, podczas gdy Narodowy Bank Grecji i Eurobank Ergasias mają się znacznie lepiej niż wcześniej. Inwestorzy jednak mają niewiele czasu na rozpoznanie subtelnych różnic: akcje greckich banków straciły w tym roku wobec swoich europejskich odpowiedników 32 proc. wartości. Nawet papiery Eurobanku są sprzedawane z 77-proc. przeceną względem wartości aktywów.

Część winy za ten stan rzeczy muszą wziąć na siebie regulatorzy. Na początku 2018 roku ramię nadzorcze Europejskiego Banku Centralnego (EBC) przeprowadziło specjalne stress-testy greckich banków. Zobowiązano wówczas bank Piraeus do pozyskania 500 mln euro z podporządkowanego długu. Po tym jednak, jak pogorszyły się warunki rynkowe, wciąż nie udało się zrealizować tego zadania.

Jak dotąd, EBC przyjmował umiarkowane stanowisko, zobowiązując banki do stopniowej redukcji tzw. złych kredytów. Firmy w dużej mierze podporządkowywały się tym zaleceniom, ale najgorsza część zadania dopiero ma nadejść.

Reklama

EBC chce bowiem, aby greckie banki do 2021 roku zmniejszyły wskaźnik brutto tzw. złych kredytów do poziomu poniżej 20 proc. Analitycy są sceptyczni i uważają, że z największymi opóźnieniami należy liczyć się w przypadku banków Piraeus i Alpha. Co więcej, jakiekolwiek dodatkowe zabezpieczenia zmniejszą i tak już anemiczną zyskowność tych instytucji.

Grecki system bankowy potrzebuje albo zmiany tempa, albo zmniejszenia ryzyka podatności na przyszłe kryzysy. Najbardziej palącym zadaniem jest zatamowanie krwawienia w Pireusie, który tylko w tym roku stracił ponad 60 proc. swojej wartości rynkowej. Jeśli bankowi nie uda się wyemitować podporządkowanego długu, wówczas Piraeus może nie spełnić wymogów kapitałowych i zostać rozwiązany.

W tej sytuacji grecki rząd musi rozważyć, czy nie podjąć bardziej drastycznych działań w formie tzw. rekapitalizacji zapobiegawczej. Co prawda wymusiłoby to straty na posiadaczach obligacji oraz oznaczało dodatkowe koszty po stronie rządowej, ale jednocześnie działanie takie poprawiłoby sytuację najsłabszego ogniwa w systemie.

Ateny powinny być otwarte także na inne rozwiązania. Jednym z nich mogłoby być powołanie „złego banku”, gdzie pożyczkodawcy mogliby przekazać swoje „złe kredyty”. Sprzedaż tych kredytów musiałaby odbyć się po cenach rynkowych, co oznaczałoby straty dla banków. Grecki rząd musiałby w tej sytuacji przeznaczyć znaczne sumy pieniędzy zarówno na kapitał początkowy „złego banku”, jak i pomoc tym pożyczkodawcom, którzy nie są w stanie uzupełnić kapitału na rynkach.

Istnieją pewne wady tych rozwiązań. Rząd w Atenach posiada pewien bufor kapitału, który można wykorzystać do „sprzątania” systemu bankowego. Ale pieniądze te istnieją po to, by inwestorzy mieli pewność, że rząd poradzi sobie w razie niespodziewanych turbulencji na rynku. Ruszenie tych pieniędzy mogłoby ożywać obawy inwestorów.

Co więcej, jakikolwiek rodzaj publicznej interwencji oznaczałby zwiększenie udziału państwa w systemie bankowym. Dla wielu prywatnych inwestorów oznaczałoby to straty, nie po raz pierwszy. W efekcie niektórzy z nich mogliby zdecydować się opuścić Grecję na dobre.

Umiarkowane podejście, które stosują obecnie zarówno EBC jak i grecki rząd, jedynie opóźnia nieuniknione. W przeciwieństwie do Włoch, gdzie kryzys bankowy ogranicza się do kilku banków, wszystkie banki w Grecji ponoszą konsekwencje wielkiej recesji. Oznacza to potrzebę zerwania z przeszłością i jeśli zajdzie taka potrzeba, wstrzelenia w system publicznych pieniędzy, a także zastosowania bardziej elastycznego podejścia do pomocy ze strony Komisji Europejskiej. Tylko wtedy uda się zachęcić inwestorów do powrotu do Grecji.

>>> Zobacz także: Prof. Zielonka: Grecja utraciła suwerenność i stała się protektoratem wierzycieli. Nie chcemy takiej UE [WYWIAD]

>>> Czytaj też: Deutsche Welle: Grecja i Polska mogą wspólnie domagać się od Niemiec reparacji