Relacje między Turcją a USA, sojusznikami w NATO i w walce z Państwem Islamskim, są bardzo napięte ze względu na wsparcie USA dla kurdyjskiej milicji Ludowe Jednostki Samoobrony (YPG). YPG stanowią główny lądowy komponent wspieranych przez USA Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF), które USA uzbroiła, wyszkoliła i wspiera za pomocą nalotów i sił specjalnych w walce z IS. Turcja uznaje YPG za organizację terrorystyczną, która należy do zdelegalizowanej w Turcji separatystycznej Partii Pracujących Kurdystanu (PKK).

Canikli, który w środę spotkał się w Brukseli na marginesie posiedzenia ministrów obrony NATO z szefem Pentagonu Jamesem Mattisem, przekazał w czwartek w wypowiedzi transmitowanej na żywo przez telewizję, że strona turecka zażądała od USA "zerwania stosunków" z YPG.

"Chcemy, by (Amerykanie) zakończyli wszelkie wsparcie udzielane syryjskiemu skrzydłu PKK, czyli YPG. Zażądaliśmy, by ta formacja została usunięta z SDF" - podkreślił.

Ocenił też, że Stany Zjednoczone niesłusznie przedstawiają SDF jako zbrojny sojusz kontrolowany przez etnicznych Arabów, a nie kurdyjskich bojowników. "Mattis powiedział, że SDF jest kontrolowany w dużym stopniu przez elementy arabskie. My odparliśmy, że SDF jest w całości kontrolowany przez PYD (Partia Unii Demokratycznej, czyli główne ugrupowanie syryjskich Kurdów - PAP) i YPG. Pozostałe elementy są na pokaz" - zaznaczył.

Reklama

Wcześniej Canikli mówił też, że według słów Mattisa USA planują odzyskanie przekazanej YPG broni, a zwłaszcza broni ciężkiej. Jednak szef amerykańskiej dyplomacji Rex Tillerson powiedział później, że USA nigdy "nie przekazywały broni ciężkiej" YPG i w związku z tym "nie mają czego odzyskiwać".

Pod koniec stycznia Turcja wszczęła zbrojną ofensywę przeciw Kurdom w regionie Afrin na północnym zachodzie Syrii przy granicy tureckiej, obawiając się, że Kurdowie skonsolidują tereny odbite tam z rąk IS. Władze w Ankarze na tym skupiają obecnie swe główne wysiłki w Syrii, zarzucając Amerykanom, że popierając YPG, popierają jedną organizację terrorystyczną w walce przeciw drugiej.

Turcja twierdzi, że USA nie spełniły dotąd swych obietnic: nie przestały zbroić YPG, nie odebrały im broni po pokonaniu islamistów w Syrii i nie wycofały sił YPG z miasta Manbidż niedaleko Afrinu. Turecka ofensywa do tej pory ograniczała się do Afrinu, ale Turcja otwarcie rozważa rozszerzenie jej na obszary (m.in. Manbidż), gdzie mogłoby dojść do konfrontacji jej wojska z siłami wspieranymi przez USA.

Jak zauważa Reuters, kwestia poparcia USA dla Kurdów z YPG najprawdopodobniej zdominuje zaplanowaną na czwartek i piątek wizytę Tillersona w Turcji, i to w czasie, gdy relacje tych krajów stale się pogarszają.

Wśród spornych kwestii oprócz Syrii jest m.in. sprawa przebywającego w USA na uchodźstwie Fethullaha Gulena. Turcja oskarża go o nieudany zamach stanu z 2016 roku, ale dotąd bezowocnie domaga się wydania go przez USA.

Ponadto w styczniu USA skazały tureckiego bankiera za pomaganie Iranowi w obchodzeniu międzynarodowych sankcji, a oba kraje na pewien czas wstrzymały wzajemne wydawanie wiz, gdy kilkoro tureckich pracowników placówek dyplomatycznych USA w Turcji zostało zatrzymanych w związku z udaremnionym puczem.(PAP)

akl/ mc/