Po trzech dekadach istnienia każda organizacja powinna móc się wykazać realnymi osiągnięciami, sprawnymi instytucjami i rozbudowanymi mechanizmami współpracy. Niestety Grupa Wyszehradzka wciąż niczego takiego na koncie nie ma. Choć w ostatnich kilku latach zebrania członków wyraźnie się zintensyfikowały, zatrzymała się na poziomie klubu dyskusyjnego. Liderzy państw V4 co jakiś czas spotykają się, następnie wypowiadają opinie na różne sprawy i czasem prowadzi to do wspólnego głosowania na forum instytucji europejskich, a czasem nie.
Jeśli Grupa Wyszehradzka ma być platformą wymiany opinii między rządami państw naszego regionu, to w sumie się sprawdza. Jeśli jednak jej celem jest faktyczna integracja regionu na wielu poziomach – z gospodarczym i infrastrukturalnym na czele – to jej dotychczasowe osiągnięcia wyglądają mizernie.

Niemiecki zwornik

Na pierwszy rzut oka nasz region jest bardzo spójny. Państwa Grupy Wyszehradzkiej to kraje o bardzo podobnym profilu. Nie licząc najbogatszych Czech, poziom rozwoju jest podobny i sięga trzech czwartych średniej unijnej. Należą więc wciąż do czołowych beneficjentów funduszy unijnych. Są to państwa o dosyć niskich nierównościach ekonomicznych, a także jednolite etnicznie. Wyróżnia je również bardzo wysoki poziom bezpieczeństwa oraz niska stopa bezrobocia.
Reklama
Najwięcej podobieństw znajdziemy w strukturze ich gospodarek. Państwa V4 są niezwykle uprzemysłowione – we wszystkich czterech przemysł odpowiada za jedną czwartą PKB (w Czechach nawet za 29 proc.), w czym przebijają nawet Niemcy. W całej UE przemysł odpowiada za mniej niż jedną piątą PKB. Gospodarki państw V4 są też nastawione na eksport, a ogromną rolę odgrywa w nim przemysł motoryzacyjny. Równocześnie jednak w dużej mierze zależą od inwestycji zagranicznych.