Eksperci ogłosili niedawno „koniec” brytyjskiej wyjątkowości. Brytyjczykom trudno jest uważać się za wyjątkowo heroicznych, gdy w tym samym czasie muszą zmagać się z koronawirusem, radzić sobie z brexitem oraz chronić pomniki narodowych idoli przed zniszczeniem.

Z kolei inni obserwatorzy na podobnej zasadzie ogłosili koniec szwedzkiej wyjątkowości, ponieważ nieortodoksyjne podejście Sztokholmu do epidemii koronawirusa nie sprawdziło się. Ale wiara Szwedów w wyjątkowość swojego kraju najwyraźniej była nie do utrzymania już wcześniej i z innych powodów.

Na każdego komentatora ogłaszającego koniec epoki wyjątkowości danego narodu, pojawiają się inni, którzy chcą go za wszelką cenę udowodnić. Wydaje się, że to żelazne prawo historii. Otóż każdy naród w pewnym momencie czuje się lepszy od innych lub jest przekonany, że pełni wyjątkową misję. To pewna ironia, że przekonanie o narodowej wyjątkowości jest uniwersalne.

Godne uwagi przykłady pod tym względem pochodzą z moich dwóch państw (mam podwójne obywatelstwo – niemieckie i amerykańskie). Gdy w 1630 roku John Winthrop, gubernator Kolonii Zatoki Massachusetts, mówił o „mieście na wzgórzu”, myślał o niewielkiej grupie purytanów. Gdy w 1980 roku prezydent USA Ronald Reagan mówił o „błyszczącym mieście na wzgórzu”, Amerykanie zrozumieli, co miał na myśli. Ich kraj bowiem był nie tylko supermocarstwem, ale również narodem o największych cnotach na świecie, moralnie wyższym wobec innych, który miał pełnić specjalną rolę w historii.

Reklama

Taka ideologia wykraczała poza politykę partyjną. W 2016 roku Hillary Clinton również odwołała się do amerykańskiej wyjątkowości. Zaatakowała wówczas swojego oponenta Donalda Trumpa dziwiąc się, że Trump nie wierzy w wyjątkowość własnego narodu. Do pewnego stopnia miała rację – Trump nie był do końca przekonany. Otóż gdy Clinton powiedziała do Trumpa, że prezydent Rosji Władimir Putin jest „zabójcą”, Trump wzruszył ramionami i odparł: „No cóż, a myślisz, że nasz kraj jest taki niewinny?”.

Mój drugi kraj – Niemcy – wszedł do tej gry wcześniej. Dwieście lat temu, na długo przed tym, zanim w ogóle powstało państwo o nazwie Niemcy, filozofowie epoki romantyzmu, tacy jak Johann Gottfried Herder i Johann Gottlieb Fichte mówili o niemieckiej wyjątkowości w ramach ducha czy duszy „Volk” – narodu. Idee te doprowadziły później do wzrostu nacjonalizmu w Europie.

W XIX wieku takie przekonanie o wyjątkowości przerodziło się w pogląd, że niemiecka „kultura”, stała wyżej niż anglo-francuska „cywilizacja”. Niemieccy pisarze używali terminu „cywilizacja”, aby opisać płytkość i miałkość tego konstruktu. „Kraj poetów i filozofów” w swoim własnym przekonaniu był inny: w równej odległości pomiędzy Wschodem i Zachodem, znajdujący się na „Sonderweg” – szczególnej ścieżce, która miała prowadzić do czegoś lepszego niż monarchia, arystokracja czy demokracja. Po I wojnie światowej takie przekonanie przerodziło się w rasistowską wyjątkowość, czyli w nazizm, a w konsekwencji doprowadziło do II wojny światowej.

Spośród dzisiejszych postaw akcentujących wyjątkowość narodową szczególnie jedna przypomina te niemieckie, XIX-wieczne. Chodzi o Rosję. Kraj ten przez długi czas określał się jako „Trzeci Rzym”, będący spadkobiercą imperium cezarów i Bizancjum, którego rolę próbowała przejąć „Święta Ruś”. Podobnie jak kiedyś Niemcy, Rosjanie są dziś przekonani, że ich kultura i dusza są głębsze niż te na Zachodzie. Tego rodzaju poczucie wyjątkowości narodowej, wyrażane w twórczości takich myślicieli, jak Aleksandr Dugin, wiąże się z przekonaniem, że przeznaczeniem kraju jest rządzenie antyzachodnią „Eurazją”. Uważa się, że Putin popiera dużą część takiego światopoglądu.

Japonia również kiedyś była przekonana o swojej wyjątkowości, dopóki nie przegrała II wojny światowej. I do pewnego stopnia wciąż jest, co przejawia się w intelektualnej tradycji związanej z nurtem Nihonjinron, odwołującym się do poczucia japońskiej wyjątkowości.

Obok mamy Chiny, które zawsze czuły się wyjątkowe i obecnie swoją wyjątkowość określają jako „chińską drogę”. Indie z kolei mają swoją tradycję nacjonalizmu Hindutva, Afryka Południowa swój kompleks regionalnej wyższości, zaś Polska narrację o byciu ofiarą i odkupicielem („Chrystus narodów”). Wygląda na to, że każdy naród ma jakąś formę przekonania o własnej wyjątkowości.

Problem jednak polega na tym, że przekonanie o wyjątkowości prowadzi do negatywnych skutków. Pierwszym z nich jest hipokryzja. Bo dlaczego na przykład USA czy Wielka Brytania, mogły kiedykolwiek mieć poczucie moralnej wyższości, gdy pierwszy angielski statek z afrykańskimi niewolnikami przybył do Ameryki w 1619 roku, a zaledwie rok później innym amerykańskim statkiem – Mayflower – przypłynęli pielgrzymi do swojego „miasta na wzgórzu”? I co władze obu tych krajów powiedziałyby, gdyby antyrasistowskie protesty z ostatnich tygodni, będące pokłosiem ich wcześniejszego dziedzictwa, miały miejsce w Chinach lub w Iranie? Przekonanie o wyjątkowości wymaga „edycji” przeszłości kraju, czyli w gruncie rzeczy kłamstwa.

Poczucie wyjątkowości prowadzi także do tworzenia podwójnych standardów. W przypadku Ameryki objawia się to często poprzez wyłączanie kraju spod zobowiązań traktatów międzynarodowych lub sądów, nawet jeśli USA wcześniej krytykowały inne kraje za niepodleganie tym instytucjom. Taka arogancja wywołuje resentyment i konflikt.

W najgorszych przypadkach, takich jak Niemcy czy Japonia w XX wieku, poczucie wyjątkowości przekształca się w brutalny etnocentryzm, który prowadzi do okrucieństw, tragedii i ruiny. To właśnie dlatego niemieckie słowo „Sonderweg” wśród powojennych historyków w Niemczech zyskało całkowicie negatywne konotacje, bo kulminacją złudzenia „Sonderweg” był Holokaust.

„To niezwykle niebezpieczne, aby zachęcać ludzi do postrzegania się jako wyjątkowych” – napisał w 2013 roku na lamach „New York Times” jeden ze światowych liderów rozwścieczony polityką zagraniczną Baracka Obamy, ówczesnego prezydenta USA. Liderem, który napisał te słowa, był… Władimir Putin, który sam był przekonany o rosyjskiej wyjątkowości i który wkrótce potem dokonał inwazji na Krym i Ukrainę. Krótko mówiąc – jeśli wszyscy twierdzimy, że jesteśmy wyjątkowi, to będą z tego problemy.

Narody przypominają jednostki. Pod pewnymi względami są podobne, a pod innymi – różnią się od siebie. Ale nigdy nie są wyjątkowe, a na pewno są mądrzejsze, jeśli nie próbują być wyjątkowe. Poczucie wyjątkowości to infantylna i destruktywna idea. Im prędzej ją porzucimy, tym lepiej.