Prezydent Alaksandr Łukaszenka przekonywał w piątek, że istnieje ryzyko agresji militarnej z Zachodu, a w takim przypadku Białoruś i Rosja użyją wspólnej grupy wojsk. Zapowiedział również, że Mińsk jest gotów odpowiedzieć kontrsankcjami na sankcje Zachodu.

Białoruś i Rosja użyją wspólnej grupy wojsk w przypadku ataku zza zachodniej granicy – oświadczył Łukaszenka.

„Nie drgnie nam ani głos, ani ręka, ani noga, żeby wspólnie powstrzymać każdego, kto się szarpnie na zachodniej granicy państwa związkowego” – powiedział białoruski prezydent, cytowany przez agencję BiełTA.

Jak poinformował, „umówił się” w tej sprawie z prezydentem Rosji Władimirem Putinem, który wie, co się dzieje wokół granic.

Reklama

„Jeśli ktoś tam się szarpnie, należy użyć wspólnej grupy wojsk, której podstawą jest białoruska armia. Rosjanie powinni nas wesprzeć i iść za nami. Stworzyliśmy z nimi rezerwę” – wskazał Łukaszenka.

Zapewniał również, że na razie „żaden żołnierz z Rosji nie przekroczył naszej (białoruskiej) granicy. „Na razie radzimy sobie sami” – powiedział prezydent Białorusi.

Łukaszenka przekonywał, że zagrożenie ze strony NATO naprawdę istnieje i że nieprzypadkowo w ostatnim czasie mówił o „szczękaniu gąsienicami na terytoriach Polski i Litwy”.

Źródłem zagrożenia, jak przekonywał, są amerykańskie samoloty F-16 przemieszczone z Niemiec do Polski.

„15-20 minut lotu od naszego terytorium. Dla mnie jako głównodowodzącego (dyslokacja F-16 - PAP) to pytanie. 18 samolotów. Nie wiadomo, w co są uzbrojone. Może to broń jądrowa. Zakładam najgorszy wariant, dlatego musiałem zareagować” – powiedział Łukaszenka.

„Po co zaczęli w tym czasie rozmieszczać jednostki NATO przy naszych granicach? Przy samej granicy manewry. Co miałem robić? Też rozmieściłem tam wojska, pół armii postawiłem w gotowości bojowej” – dodał.

„Za granicą powinni się uspokoić i wziąć się w garść, pomyśleć, w co może się przekształcić Europa, jeśli Białoruś zapłonie” - mówił Łukaszenka.

Białoruski przywódca zapowiedział ponadto, że odpowie na ewentualne restrykcje ze strony państw zachodnich i pokaże im, „co to są sankcje”. Ostrzegł m.in. przed zamknięciem kraju dla tranzytu, który - jak podkreślają eksperci - jest ważnym źródłem dochodów dla białoruskiego budżetu.

„(Polacy i Litwini) wysyłali przez nas do Chin i Rosji, to teraz będą latać lub handlować przez Bałtyk i Morze Czarne z Rosją itd.” – oświadczył Łukaszenka. „A w sprawie produkcji, na którą Rosja wprowadziła embargo, niech nawet nie marzą” – dodał.

Ponadto prezydent zapowiedział, że Białoruś przekieruje swoje towary, wysyłane przez porty litewskie, na inne kierunki. „Poleciłem rządowi, by przygotował propozycję przekierowania wszystkich potoków handlowych z portów Litwy na inne” – oświadczył, dodając, że tranzyt białoruskich towarów stanowi 30 proc. litewskiego budżetu. „Poprzewracało im się w głowach. Przywrócimy ich do pionu” – zapowiedział Łukaszenka.

Białoruś używa portów na Litwie i Łotwie m.in. do eksportu swoich paliw i nawozów potasowych. Moskwa od dawna nalega, by Mińsk przekierował swoje ładunki do portów rosyjskich.

Według Łukaszenki Białoruś, która już przeżywała okres sankcji zachodnich, poradzi sobie i tym razem. „Przeżyliśmy i teraz przeżyjemy. Na świecie są dobrzy ludzie. Dlatego nie należy nas straszyć” - oznajmił.

Od 9 sierpnia na Białorusi trwają protesty przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich, które - według oficjalnych wyników - wygrał urzędujący szef państwa. Reżim Łukaszenki przekonuje, że podejmowane są próby destabilizacji sytuacji w kraju.

Według retoryki władz Białorusi nieokreślone siły zewnętrzne - początkowo wskazywano na Rosję, a obecnie na Zachód - próbują przez protesty destabilizować kraj od wewnątrz, jednocześnie grożąc zewnętrzną agresją.