Likwidacja głodu do 2030 r. – taki cel pięć lat temu wyznaczyła sobie ONZ. W 2015 r. brzmiał ambitnie, ale wydawał się osiągalny, biorąc pod uwagę globalną poprawę sytuacji żywnościowej w ciągu ostatnich 30 lat. Jak na ironię już od 2016 r. długoletni postęp zaczął wyhamowywać, głównie z powodu wojen. 60 proc. głodujących żyje w krajach ogarniętych konfliktami zbrojnymi. Teraz nałożyła się na to pandemia, która grozi zaprzepaszczeniem gigantycznej pracy, jaką przez lata wykonano na rzecz wykorzeniania biedy.

W ciągu ostatnich 30 lat poziom skrajnego ubóstwa udało się zredukować o 85 proc., z ok. 2 mld w 1990 r. do ok. 700 mln w 2015 r., między innymi dzięki wzrostowi gospodarczemu. Liczba głodujących osób zmniejszyła się o jedną czwartą. Niestety w ciągu ostatnich czterech lat sytuacja uległa znacznemu pogorszeniu. W 2019 r. ok. 690 mln ludzi (to niemal 1/10 populacji Ziemi) cierpiało chroniczny głód, czyli budziło się i zasypiało z pustym żołądkiem – wynika z opublikowanego w lipcu raportu ONZ „State of Food Security and Nutrition in the World” („Stan bezpieczeństwa żywnościowego i wyżywienie na świecie” – tłum. red.). To o 10 mln więcej niż w 2018 r. i niemal 60 mln więcej niż 5 lat temu. Jeszcze bardziej pogorszyła się statystyka ostrego głodu, czyli takiego, który dotyka nagle i dolegliwie, przerywając okres względnego dostatku. Jego poziom zwiększył się o blisko 70 proc. w ciągu ostatnich czterech lat, z 80 mln do 135 mln ludzi.

Problem głodu dotyczy przede wszystkim Azji: 381 mln (m.in. Mongolia, Irak, Afganistan, Indie, Pakistan, Bangladesz, Indonezja, Timor Wschodni) i Afryki: 250 mln (m.in. Czad, Burkina Faso, Wybrzeże Kości Słoniowej, Liberia, Republika Kongo, Madagaskar, Mozambik, Tanzania, Lesotho, Suazi), ale także Ameryki Łacińskiej i Karaibów: 48 mln (m.in. Wenezuela, Boliwia, Nikaragua, Gwatemala, Haiti). W przeliczeniu na mieszkańców oznacza to, że w z powodu niedożywienia cierpi co 5. Afrykanin (19,1 proc.), co 12. Azjata (8,3 proc.) oraz co 14. osoba (7,4 proc.) w Ameryce Łacińskiej i Karaibach. Mimo że w liczbach bezwzględnych najwięcej ludzi głoduje w Azji, to dynamika wzrostu jest najbardziej niepokojąca w Afryce. Jeśli to tempo się utrzyma lub zwiększy, to do 2030 r. w Afryce będzie mieszkać ponad połowa chronicznie głodującej ludności świata.

Z lipcowego raportu ONZ wynika, że w 2019 r. ok. 690 mln ludzi głodowało. To o 10 mln więcej niż w 2018 r. i niemal 60 mln więcej niż 5 lat temu.
Reklama

Do końca 2020 r. liczba ludzi chronicznie głodujących (na koniec 2019 r. ok. 690 mln) może wzrosnąć w wyniku pandemii COVID-19 o 130 mln, natomiast liczba ludzi cierpiących ostry głód może się podwoić do 265 mln. Kolejne 300 mln ludzi będzie miało niedobór najważniejszych składników odżywczych. Najmocniej ucierpią kraje o niskich dochodach, nieprzygotowane do radzenia sobie z następstwami kataklizmów. Większość populacji pracuje dorywczo, bez żadnego zabezpieczenia socjalnego. Zresztą pandemia nie oszczędziła nikogo – także państw, które przed jej wybuchem cieszyły się rozwojem gospodarczym, jak eksportujące surowce Nigeria i Zambia, czy żyjące z turystyki Gambia i Jordania.

Bank Światowy przewiduje, że w 2020 r. światowa gospodarka skurczy się o 5,2 proc. (podczas kryzysu finansowego w 2008 r. dynamika PKB w skali globu była tylko lekko ujemna i wynosiła -0,1 proc.). Dla państw rozwiniętych oznacza to wzrost bezrobocia i co najwyżej spadek stopy życiowej, tymczasem ludność krajów rozwijających się staje przed zagrożeniem egzystencjalnym. Według Światowego Instytutu Badań nad Ekonomią Rozwojową Uniwersytetu Organizacji Narodów Zjednoczonych (UNU-WIDER) 5-proc. spadek PKB spowoduje, że kolejne 85 mln ludzi popadnie w skrajne ubóstwo, czyli będzie musiało przeżyć za niecałe dwa dolary dziennie. Za tę kwotę nie ma mowy o diecie bogatej w produkty mleczne, owoce, warzywa i proteiny, która ma zasadnicze znaczenie w rozwoju i zdrowiu człowieka. W 2019 r. blisko 30 proc. dzieci poniżej piątego roku życia nie osiągnęło prawidłowego wzrostu i masy ciała z powodu niedożywienia.

Lata progresu przykryje regres

Pandemia grozi cofnięciem dziesięcioleci postępu, który wydobył miliony ludzi ze skrajnego ubóstwa. Dostatnie państwa wspomogły swoje gospodarki pakietami stymulacyjnymi wartymi miliardy dolarów. O takim luksusie zapóźnione cywilizacyjnie kraje dawnego trzeciego świata mogą tylko pomarzyć. Miliony ludzi prowadzących drobną działalność usługową – hotelarze, sklepikarze, taksówkarze, przewodnicy turystyczni – z dnia na dzień straciło środki do życia i możliwość utrzymania swoich rodzin. Spowolnienie gospodarcze nieuchronnie doprowadzi do spadku zasobów budżetowych, co oznacza, że wiele z tych państw będzie musiało ograniczyć import żywności. W 2019 r. prawie 100 mln ludzi otrzymywało pomoc ze Światowego Programu Żywnościowego, z czego 30 mln było od niej całkowicie zależnych. Te liczby poszybują w górę.

Według UNU-WIDER 5-proc. spadek PKB spowoduje, że kolejne 85 mln ludzi popadnie w skrajne ubóstwo, czyli będzie musiało przeżyć za niecałe dwa dolary dziennie.

Powodem głodu nie jest zwykle brak żywności, ale pieniędzy, wynikający z hiperinflacyjnych skoków cen lub po prostu z biedy, ale także zakłóceń w łańcuchach dostaw. I to one zostały zerwane podczas pandemii i to na bezprecedensową skalę. Nawet podczas II wojny światowej łańcuchy dostaw nie ustały. Może to być katastrofalne dla Afryki Subsaharyjskiej, która każdego roku importuje około 40 mln ton zbóż z całego świata, aby zaspokoić potrzeby żywnościowe ludności.

Wzbiera nowa fala uchodźców

Głód wzbudza fale uchodźców i w tym sensie jest, podobnie jak wojna, źródłem niestabilności. Oba zjawiska często zresztą idą w parze. W ciągu ostatniego dziesięciolecia ludność krajów pogrążonych w wojnach wewnętrznych i zewnętrznych, jak Afganistan, Libia, Syria, Jemen czy Demokratyczna Republika Konga, szukała schronienia przed głodem i wojną, szturmując Europę. Z badań Światowego Programu Żywnościowego wynika, że między głodem a migracją istnieje zależność 1:2. Jednoprocentowy wzrost głodu w danym kraju przekłada się na 2-proc. wzrost migracji.

Światowy Program Żywnościowy, Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa oraz Międzynarodowy Fundusz Rozwoju Rolnictwa ONZ wyliczyły, że dodatkowe inwestycje w wysokości 265 mld dol. rocznie – 0,3 proc. prognozowanego dochodu światowego – mogłyby wyeliminować ubóstwo i głód do 2030 r. Suma jest ogromna, a z powodu pandemii jeszcze wzrośnie, ale mieści się w granicach możliwości „bogatej Północy”. Zwłaszcza że zależy jej na powstrzymaniu niekontrolowanego napływu migrantów. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, aby zwizualizować sobie konsekwencje pandemicznej klęski głodu w państwach „biednego Południa” z punktu widzenia nielegalnej migracji.

Bez porównania z przeszłymi epidemiami

Pandemia zakłóciła światową wymianę towarów, której już wcześniej zaszkodziła wojna celna między USA a Chinami. W przypadku gospodarek wschodzących handel i inwestycje zagraniczne są źródłem zarówno twardej waluty, jak i know-how. Dlatego globalny kryzys gospodarczy stanowi dla nich żywotne zagrożenie. Na szczęście poprawa sytuacji gospodarczej w Chinach w drugim kwartale przełożyła się na wzrost cen surowców, a to z kolei przyniosło korzyści krajom rozwijającym się i bogatym w ropę, metale oraz inne surowce. Doświadczenie każe być jednak pesymistą. Według danych Banku Światowego trzy lata po epidemiach SARS, MERS, Ebola i Zika inwestycje w gospodarkach dotkniętych kryzysem zmalały średnio o 9 proc. Także produkcja na jednego pracownika była o prawie 4 proc. niższa. Szkody spowodowane przez COVID-19 będą prawdopodobnie znacznie poważniejsze.

Jednoprocentowy wzrost głodu w danym kraju przekłada się na 2-proc. wzrost migracji.

W ślad za amerykańską Rezerwą Federalną banki centralne w ponad 40 rozwijających się krajach obniżyły stopy procentowe – w znacznie większym stopniu niż w 2008 r. Rządy zaoferowały różnego rodzaju gwarancje kredytowe, aby zachęcić do udzielania kredytów, a organy nadzoru finansowego złagodziły progi ostrożnościowe dla banków i ogłosiły moratorium na spłatę pożyczek. Gdy jednak perspektywy wzrostu są słabe i niepewne, przedsiębiorcy nie chcą inwestować, nawet jeśli mogą pozyskać środki finansowe.

Miliarderzy – wasz ruch

Po dziesięcioleciach postępu w walce z głodem szok podażowo-popytowy, który dotknął wszystkie zakątki globu, grozi skazaniem milionów ludzi na ubóstwo i niedożywienie. O wykorzenieniu głodu do 2030 r. nie ma mowy. Chodzi już tylko o ograniczanie i łagodzenie strat. Instytucje międzynarodowe same nie poradzą sobie z tym wyzwaniem. Państwa „bogatej Północy” są całkowicie skoncentrowane na sobie w związku z drugą falą pandemii. Statystyki zachorowań są tak wysokie, że mimo kosztów ekonomicznych w świecie zachodnim szykuje się nowa runda lockdownów. Może pora, by wreszcie najbogatsi ludzie dali świadectwo społecznej odpowiedzialności?

W ciągu dwóch lat 12 milionerów w samych Stanach Zjednoczonych pomnożyło swoje fortuny o 40 proc.

Na całym świecie są ponad dwa tysiące miliarderów, których majątek netto wynosi łącznie 8 bln dol. W samych Stanach Zjednoczonych wartość aktywów 12 milionerów przekroczyła w sierpniu 2020 r. bilion dol. W ciągu dwóch lat pomnożyli swoje fortuny o 40 proc., a trzej: Jeff Bezos, Elon Musk i Mark Zuckerberg zbili miliardowy kapitał podczas pandemii. W tym kontekście warto przytoczyć dające do myślenia słowa Davida Beasleya, dyrektora wykonawczego Światowego Programu Żywnościowego: „Nie mam nic przeciwko zarabianiu pieniędzy, ale ludzkość stoi w obliczu największego kryzysu, jaki ktokolwiek z nas widział w swoim życiu”.

Grażyna Śleszyńska