Lam oświadczyła podczas spotkania z mediami, że w ciągu ostatniego tygodnia Hongkong znalazł się w bardzo „niebezpiecznej sytuacji”. Jako niemożliwe do zaakceptowania określiła ataki protestujących na funkcjonariuszy policji, która jest według niej „filarem praworządności Hongkongu”.

Szefowa administracji, która wyglądała, jakby z trudem powstrzymywała łzy, zwróciła się również do opinii publicznej z apelem, aby zadała sobie pytanie, czy chce, aby Hongkong został zepchnięty w „głęboką przepaść”, gdzie zostanie „rozbity na kawałki”.

Sama nie odpowiedziała jednak na pytanie, zadawane wielokrotnie przez dziennikarza agencji Reutera, czy posiada wystarczającą autonomię decyzyjną, by wycofać projekt nowelizacji prawa ekstradycyjnego, czy też potrzebuje na to zgody Pekinu. „Już odpowiedziałam na to pytanie” - twierdziła.

Trwające od kwietnia protesty przeciwko temu projektowi pogrążyły Hongkong w największym kryzysie politycznym od jego przyłączenia do ChRL w 1997 roku. Pod presją masowych demonstracji władze zawiesiły prace nad projektem, ale nie wycofały go całkowicie, czego domagają się protestujący.

Reklama

Lam odmówiła również odpowiedzi na pytanie, czy w czasie niedzielnych starć policjanci przekroczyli swoje uprawnienia i użyli nadmiernej siły wobec protestujących, co zarzucało im wielu komentatorów. Wątpliwości wzbudziło zaangażowanie w operacje funkcjonariuszy przebranych za demonstrantów, użycie gazu łzawiącego wewnątrz stacji metra oraz strzelanie z bliskiej odległości amunicją pieprzową.

„Operacje policji nie mogą być oceniane przez kogoś takiego jak ja, kto nie jest wewnątrz policji. Zwłaszcza, gdy policjanci muszą dokonywać szybkiej oceny, co będzie najlepsze dla bezpieczeństwa ludzi w konkretnej sytuacji” - wyjaśniała Lam. Dodała, że w policji obowiązują ścisłe reguły dotyczące użycia środków przymusu bezpośredniego.

Zdecydowana większość protestujących ocenia, że jeśli rząd nie spełni ich postulatów, demonstracje powinny być kontynuowane - wynika z ankiet przeprowadzonych przez badaczy z kilku hongkońskich uniwersytetów wśród uczestników 12 demonstracji od 9 czerwca. Za utrzymaniem obecnej skali protestów lub ich nasileniem opowiedziało się ok. 80 proc. spośród prawie 6,7 tys. respondentów tych ankiet.

Według lokalnych mediów w nocy przed ogłoszeniem decyzji o zawieszeniu prac nad projektem nowelizacji prawa ekstradycyjnego Lam spotkała się w chińskim mieście Shenzhen z urzędnikami z Pekinu. Dziennik „Financial Times” podawał później, powołując się na anonimowe źródła, że z powodu kryzysu Lam chciała się podać do dymisji, ale rząd centralny kazał jej „zostać, by posprzątać bałagan, jakiego narobiła”. Biuro Lam zaprzeczało, że chciała ona ustąpić ze stanowiska.

Hongkong jako specjalny region autonomiczny ChRL zarządzany jest według zasady „jednego kraju, dwóch systemów”, która zapewnia pełne zwierzchnictwo Pekinu, ale teoretycznie pozostawia byłej brytyjskiej kolonii szeroki zakres autonomii we wszystkich sprawach, za wyjątkiem polityki zagranicznej i obronności. Hongkong posiada m.in. własną walutę, system prawny i wymiar sprawiedliwości oraz policję. Zdaniem hongkońskiej opozycji rząd centralny stopniowo ogranicza autonomię regionu i swobody jego mieszkańców.

W toku protestów do postulatu wycofania projektu nowelizacji prawa ekstradycyjnego dołączyło żądanie niezależnego śledztwa w sprawie działań policji oraz powszechnych, demokratycznych wyborów władz regionu. Według demokratów Lam, która wybrana została przez lojalny wobec Pekinu komitet elektorów, wykonuje polecenia rządu centralnego i nie kieruje się interesami Hongkończyków.

Z Kantonu Andrzej Borowiak (PAP)