Rosyjsko-białoruskie manewry Zapad ‘17 mają się odbyć w dniach 14-20 września. Według oficjalnych danych w ćwiczeniach ma uczestniczyć 12,7 tys. wojskowych, w tym 3 tys. z Rosji; zaangażowanych zostanie 700 jednostek sprzętu wojskowego. Zdaniem ekspertów uczestników manewrów może być jednak znacznie więcej - nawet 100 tys. żołnierzy.

Publicysta i prezes Ośrodka Analiz Strategicznych Witold Jurasz uważa, że zarówno w oficjalnych komunikatach, jak i w mediach brak jest pewnych informacji o manewrach Zapad ’17.

„Nie wiadomo ani tego, ilu ludzi i żołnierzy weźmie udział w manewrach, ani tego, czy Rosja zdecyduje się przy okazji manewrów na prowokacje w stosunku do państw NATO, czy też ograniczy się tylko do manewrów. Nie sposób tego przewidzieć i nie wiedzą tego również agencje wywiadowcze, ponieważ decyzji o tym, co będzie miało miejsce, nie podjął zapewne jeszcze Władimir Putin” - wyliczył Jurasz.

Jego zdaniem „cechą polityki zagranicznej Rosji jest to, że Moskwa zawsze równocześnie realizuje kilka równoległych scenariuszy i żonglując nimi, łatwo uzyskuje przewagę polityczną nad Zachodem, który reaguje znacznie wolniej, bo każda decyzja wymaga ustaleń w państwach członkowskich oraz – na dalszym etapie – pomiędzy państwami członkowskimi". "Już samo to – bez analizy manewrów, oznacza, że Zachód musi uprościć procedury reagowania na działania Rosji, np. przekazując prawo do podejmowania decyzji dowódcom wojskowym” – mówił publicysta.

Reklama

Według Witolda Jurasza jest wątpliwe, by Rosja zdecydowała się zaatakować którekolwiek z państw bałtyckich czy Polskę, jednak „trzeba przyjąć, że o ile politycznie jest to skrajnie mało prawdopodobne, o tyle z militarnego punktu widzenia jest to możliwe”.

„NATO jest oczywiście wielokrotnie silniejsze od Rosji, ale problemem jest wysoka gotowość bojowa armii rosyjskiej, która od kilku lat regularnie bierze udział w niezapowiadanych uprzednio manewrach. Sporo zainwestowano też w jednostki powietrzno-desantowe, co czyni Rosję zdolną do przerzutu sił na sporą odległość, a to oznacza, że Moskwa może dokonać ataku w sposób zaskakujący, niekoniecznie mobilizując siły na granicy potencjalnego przeciwnika” – wskazał Jurasz.

Jak zaznacza publicysta, Rosja „ćwiczy taktykę jądrowej eskalacji w celu deeskalacji, chociaż formalnie nie używa takiego określenia”. „Oznacza to użycie taktycznej broni jądrowej w stosunku do nieposiadającego broni atomowej państwa członkowskiego NATO, a przez to wywołanie efektu psychologicznego – zmuszenie mocarstw nuklearnych NATO do zakończenia konfliktu bez uderzenia na siły rosyjskie, do zaakceptowania skutków rosyjskiej agresji” – wyjaśnia.

Według eksperta obecna sytuacja potwierdza zasadność dyslokacji sił sojuszniczych w państwach bałtyckich i w Polsce tak, by ewentualnie atak na którekolwiek z państw oznaczał natychmiastowe starcie z całym NATO. „Z naszego punktu widzenia kluczowe jest jednak to, żeby ta obecność przekształciła się w istnienie stałych baz na terenie państw bałtyckich i Polski. Formuła rotacyjnej, ale ciągłej obecności sił NATO de facto oznacza stałą obecność, ale zostawia furtkę do zmiany tego korzystnego dla nas stanu rzeczy” – podkreśla Jurasz.

Twierdzi, iż jest mało prawdopodobne, że koncentracja sprzętu może zostać użyta dla zwiększenia napięcia albo zastraszenia Kijowa uderzeniem z kierunku białoruskiego.

„Linia frontu na Ukrainie jest znacznie oddalona od styku granic Rosji, Ukrainy i Białorusi. Atak z terytorium Białorusi miałby sens tylko wtedy, gdyby Rosja zdecydowała się na uderzenie bezpośrednio na Kijów – nic na to jednak nie wskazuje, a ponadto wymagałoby to zaangażowania sił znacznie poważniejszych od tych, które przypuszczalnie mają wziąć udział w manewrach Zapad 2017” – zaznacza publicysta.

Jednym z rozważanych przez ekspertów scenariuszy jest to, że armia Federacji Rosyjskiej może pozostać na Białorusi.

„Jest to oczywiście ryzyko, ale tu z kolei można zakładać, że stopień kontroli Aleksandra Łukaszenki nad armią i służbami specjalnymi jest większy niż to, z czym mieliśmy do czynienia na Ukrainie, gdzie na początkowym etapie wojny służby specjalne w znacznym stopniu stanęły po stronie Rosji. W tym sensie system dyktatorski na Białorusi jest paradoksalnie korzystny dla jej suwerenności” – uważa Jurasz.

Jego zdaniem „manewry Zapad’17 będą zapewne próbą straszenia Zachodu i mobilizacji społecznej wewnątrz Rosji”. „Polska musi w tej sytuacji zachować spokój, konsekwentnie budować relacje regionalne, ale też pamiętać, że nie licząc Stanów Zjednoczonych, trzon sił NATO skierowanych do Polski i krajów bałtyckich to siły państw będących równocześnie członkami UE. Walcząc więc o swoje interesy i wchodząc w spór tam, gdzie to konieczne, warto też więc nie otwierać frontów tam, gdzie nie jest to konieczne. Jedność Zachodu może czasem uderzać w nas, gdy usiłuje się przeforsować niekorzystne dla nas zapisy polityki klimatycznej, ale tam, gdzie mowa o bezpieczeństwie, ta jedność jest naszą gwarancją bezpieczeństwa właśnie” – podsumował publicysta.

>>> Czytaj też: Gazociąg Baltic Pipe coraz bliżej. Polska i Dania uruchamiają kolejną fazę projektu