Relacje brytyjsko-amerykańsko są „specjalne”, ale to stosunki niemiecko-amerykańskie stanowiły klucz do europejskiego bezpieczeństwa przez siedem dekad.

Nie każde wycofanie amerykańskich wojsk z zagranicznej bazy USA jest katastrofą. W końcu amerykańskie zasoby wojskowe są ograniczone, więc jeśli Waszyngton od czasu od czasu przegrupuje siły, to może mieć to sens. Jednak doniesienia i plany prezydenta Donalda Trumpa, aby wycofać z Niemiec 9,5 tys. żołnierzy z ok. 34 tys. stacjonujących nad Renem amerykańskich wojsk wywołały konsternację po obu stronach Atlantyku. Stało się tak, ponieważ decyzja Waszyngtonu to efekt najbardziej destrukcyjnych impulsów trumpizmu oraz przejaw gnicia najważniejszej amerykańskiej relacji w Europie.

Czy istnieje strategiczny powód przemieszczenia wojsk?

Decyzja Trumpa nie wzięła się znikąd. Od pewnego czasu Pentagon badał możliwość przegrupowania amerykańskich sił w Europie. Administracja zastanawiała się nad przesunięciem części stałych sił do Polski i w 2019 roku 1000 żołnierzy przeniosło się z Europy Zachodniej do Polski. Nie oznacza to jednak, że posunięcie Trumpa zostało przemyślano, bo trudno odnaleźć w nim jakiekolwiek strategicznie sensowne uzasadnienie.

Reklama

To coś innego niż amerykańska decyzja z początku lat 2000., aby zlikwidować część wojsk USA w Korei Południowej. Tamten ruch był częścią większego, szeroko dyskutowanego celu przegrupowania amerykańskich wojsk w czasie wojny z terroryzmem. Jednocześnie przegrupowano te wojska, które pozostały w Korei, dzięki czemu stały się one bardziej przystosowane na ewentualność wojny, a to miało wartość dla Koreańczyków.

Nie chodzi także o ruch, który oznacza wycofanie wojsk z linii frontu, na którym ponosi się ciężkie straty – takie posunięcie służyłoby bowiem narodowym interesom.

Tym razem wycofanie części amerykańskich wojsk oznacza osłabienie głównego celu wojskowego w USA, czyli wzmocnienia wschodniej flanki NATO przeciw potencjalnej agresji ze strony Rosji. Ruch taki pojawia się w momencie, gdy niepewność co do amerykańskiego zaangażowania na Starym Kontynencie pozostaje duża. Co więcej, decyzja ta została podjęcia w typowy dla Trumpa gwałtowny sposób – podobno nie było znaczących konsultacji czy nawet ostrzeżenia wobec Niemiec oraz wobec innych członków NATO (ponoć wobec urzędników Pentagonu również).

Być może jakaś część z 9,5 tys. amerykańskich żołnierzy zostanie przesunięta do Polski, co złagodzi skutki decyzji Waszyngtonu. Ale zajmie lata, a także będzie kosztowało wiele pieniędzy, aby Polska stała się równie wiarygodnym co Niemcy hubem wojskowym dla amerykańskich sił. Dzieje się tak dlatego, że w Polsce nie ma odpowiedniej infrastruktury, dzięki której można przyjąć duży amerykański kontyngent.

I nawet jeśli celem takich działań jest zmniejszenie kosztów amerykańskiej obecności wojskowe za granicą – to jeden z deklarowanych celów Trumpa – to przesinięcie wojsk prawdopodobnie nie opłaci się Ameryce.

Mike Gallagher, czołowy republikański polityk zajmujący się polityką zagraniczną, umieścił tweeta, w którym stwierdził, że „Wycofujące się z Niemiec siły USA będą musiały docelowo gdzieś trafić, i niezależnie od tego, dokąd trafią, to nie będą już miały niemieckiego wsparcia finansowego”.

I rzeczywiście, Niemcy zapewniają amerykańskim siłom największe wsparcie finansowe ze wszystkich sojuszników – ok. miliarda dol. rocznie w gotówce oraz płatności rzeczowe. Nie ma żadnej gwarancji, że Polska, kraj istotnie biedniejszy niż Niemcy, zapewni amerykańskim

Co kryje się za decyzją Trumpa?

Jeśli więc polityka Trumpa wydaje się niespójna, to dlatego, że prawdopodobnie chodzi o coś innego. Otóż decyzja o wycofaniu z Niemiec części wojsk USA zapadła kilka dni po tym, jak Waszyngton wszedł w kolejny spór z Berlinem. Tym razem kanclerz Angela Merkel podjęła decyzję o tym, że nie weźmie udziału w osobistym spotkaniu w ramach grupy G7 w USA w tym miesiącu. Niemiecka kanclerz nie chciała też zaprosić do Grupy prezydenta Rosji Władimira Putina.

Biorąc pod uwagę to, że Trump widział w Angeli Merkel bardziej przeciwnika niż sojusznika oraz to, jak często amerykański prezydent wykorzystywał politykę zagraniczną do manifestowania swoich pretensji – bardzo możliwe jest, że Trump poprzez swoją decyzję ws. amerykańskich wojsk chciał ukarać zagranicznego lidera, który nie chce współpracować z Waszyngtonem. Najgorsze w tej sytuacji jednak jednak jeszcze coś innego. Otóż epizod ten pokazuje rozpad stosunków USA i Niemiec.

Przy całej mitologii otaczającej stosunki Wielkiej Brytanii i USA, prawdopodobnie najbardziej kluczowe dla pokoju w Europie oraz współpracy były stosunki Niemiec z Ameryką. W czasie zimnej wojny Stany Zjednoczone ochroniły RFN przed nękaniem i agresją ze strony państw Układu Warszawskiego oraz zapewniły klimat bezpieczeństwa, w którym Niemcy mogły podnieść się gospodarczo, bez wywoływania przerażenia u swoich sąsiadów. USA miały swój udział w tworzeniu prosperujących i demokratycznych Niemiec, które nie będą agresywne i autokratyczne.

W zamian Niemcy służyły USA jako kotwica dla amerykańskiej siły w Europie, goszcząc na swoim terytorium lwią część wojsk Stanów Zjednoczonych. Po zakończeniu zimnej wojny Berlin w aktywny sposób zniechęcał Amerykanów do wycofania, ponieważ Niemcy rozumiały, że Europa wciąż potrzebowała amerykańskiej obecności i zaangażowania. W przeciwnym razie groził jej powrót do ciemnych wzorów z przeszłości. Jeśli powojenną historię Europy możemy uznać za cud odejścia od długiej historii przemocy i wojen, to w samym środku tego cudu znajdował się sojuszu niemiecko-amerykański.

Relacja ta jednak znajduje się dziś kryzysie i widać chęć do obwiniania. Niemcy w oczach Amerykanów przez lata były połowicznym sojusznikiem. Berlin zwlekał z tworzeniem armii, która choćby w minimalnym stopniu była zdolna do pomocy w obronie państw wschodniej flanki NATO. Ten niemiecki letarg może być szczególnie irytujący, jeśli weźmie się pod uwagę to, co sojusznicy Niemiec zrobili, aby bronić RFN w czasie zimnej wojny.

Wielka nadwyżka handlowa Niemiec także była powodem tarć w relacjach Berlina z Waszyngtonem. I choć Angela Merkel przez wiele lat pomagała utrzymywać sankcje ekonomiczne na Rosję, to już niemieckie wsparcie dla gazociągu Nord Stream 2 zagraża niezależności energetycznej Europy.

Tym jednak, co zdumiewa najbardziej, jest nieukrywana wrogość Trumpa wobec Angeli Merkel i Niemiec, którą można było zaobserwować jeszcze przed wyborem Trumpa na prezydenta. Amerykański prezydent stale naruszał niepisane zasady sojusznicze, atakując Merkel osobiście i politycznie na forum publicznym. Co więcej, prezydent USA zatwierdził w Niemczech amerykańskiego ambasadora, który wspierał nieliberalnych populistów i podziały w UE.

Na poziomie polityki, prezydent Trump wielokrotnie kwestionował amerykańskie zaangażowanie w NATO, co jest kluczowe dla niemiecko-amerykańskich stosunków.

Co więcej, Trump sprawował swoje rządy okazując pogardę dla norm i zasad konsultacji i koodynacji z sojusznikami. W efekcie wygląda na to, że Merkel zdecydowała się zachować dystans i poczekać na to, co stanie się w listopadzie.

Przez większość powojennej epoki nie do pomyślenia było, że Amerykański prezydent będzie szydził z niemieckiego kanclerza, a tym bardziej, że niemiecki kanclerz przestanie słuchać prezydenta USA. Ale właśnie w takim momencie dziś się znaleźliśmy i dlatego plan wycofania amerykańskich wojsk z Niemiec budzi taką konsternację.

W jednym ruchu Trump znów ujawnił kapryśną i mściwą naturę amerykańskiej polityki. Te cechy są szczególnie niepokojące w przypadku supermocarstwa. Prezydent USA potwierdził, że wciąż nie rozumie, że USA utrzymują swoje wojska za granicą nie z powodu działania na korzyść innych państw, ale ze względu na własny interes. Co więcej, Trump uwidocznił w jak kiepskim stanie jest jeden z najbardziej kluczowych sojuszy USA, i to w czasie, gdy coraz bardziej chaotyczny świat w coraz mniejszym stopniu może sobie na to pozwolić.