Kampus PolyU w dzielnicy Hung Hom na półwyspie Koulun jest otoczony przez policję od 17 listopada. Wówczas przez mniej więcej dwie doby trwały tam brutalne starcia między uczestnikami prodemokratycznych protestów a policjantami. Demonstranci rzucali koktajle Mołotowa, a policja używała gazu łzawiącego, gumowych kul i armatek wodnych.

Władze przekazały we wtorek, że od tamtej pory kampus opuściło około 1,1 tys. osób. Większość z nich została zatrzymana przez policję, ale niepełnoletnim pozwolono na powrót do domów po uprzednim spisaniu ich danych osobowych.

Teren PolyU przez trzy godziny przeszukiwała w środę grupa około 100 osób, w tym personelu uczelni i pracowników medycznych, ale nikogo w środku nie znaleziono. W czasie podobnej akcji we wtorek natrafiono tam tylko na jedną osobę – przekazała wiceprezes Lou.

Wezwała przy tym policję, by przerwała blokadę uczelni i umożliwiła jej pracownikom jak najszybsze rozpoczęcie prac naprawczych. Wiele sal i laboratoriów uniwersytetu zostało poważnie uszkodzonych – wyjaśniła.

Reklama

Policja ogłosiła w środę, że następnego dnia funkcjonariusze wejdą na kampus wraz ze specjalnym zespołem powołanym przez uczelnię, by usunąć niebezpieczne materiały i zebrać dowody. Przedstawiciel policji Ho Yun-sing zapewnił, że jeśli funkcjonariusze znajdą w środku jakichś demonstrantów, poproszą ich najpierw, aby zgłosili się po pomoc medyczną, a dopiero później spiszą ich dane.

Uczelnia będzie mogła rozpocząć naprawy, gdy tylko zakończy się proces zbierania dowodów i usunięte zostaną wszystkie niebezpieczne materiały – powiedział Ho.

Uczestnicy trwających w Hongkongu od czerwca masowych protestów domagają się między innymi demokratycznych wyborów władz regionu i niezależnego śledztwa w sprawie działań policji. Popierana przez rząd centralny ChRL szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam wykluczyła jednak ustępstwa.

Miażdżące zwycięstwo opozycji demokratycznej i porażka obozu prorządowego w niedzielnych wyborach do rad dzielnic Hongkongu zostały powszechnie odebrane jako dowód na duże poparcie społeczne dla protestów, które w ostatnich tygodniach stawały się coraz bardziej gwałtowne.

Z Kantonu Andrzej Borowiak (PAP)