Gdy 13 czerwca giełda w Hongkongu przywróciła handel akcjami ZTE ich kurs spadł o 42 proc. Na giełdzie w Shenzhen, gdzie też są notowane papiery ZTE, spadek wyniósł tylko 10 proc., ale – ze względu na regulacje giełdowe ograniczające maksymalne wahania kursu – o więcej spaść nie mógł. W kilku kolejnych dniach akcje ZTE taniały dalej, by w końcu drugiej dekady lipca na giełdzie w Hongkongu powrócić do poziomu z pierwszego dnia po wznowieniu notowań.

Obrót giełdowy akcjami ZTE na obu giełdach zawieszono na niemal dwa miesiące po tym, jak rząd USA nałożył na firmę sankcje za łamanie embarga na handel z Koreą Północną i Iranem. Notowania wznowiono, gdy firma porozumiała się z amerykańskim rządem w sprawie zawieszenia sankcji.
Celny cios

ZTE, czwarty – po chińskim Huawei, szwedzkim Ericssonie i fińskiej Nokii – producent sprzętu do budowy sieci telekomunikacyjnych oraz jeden z czołowych światowych producentów smartfonów od lat miał na pieńku z rządem USA.

W 2016 r. firmę ukarano za łamanie amerykańskiego embarga na handel technologiami telekomunikacyjnymi z Iranem, Sudanem, Syrią, Kubą i Koreą Północną. ZTE podpisało ugodę z USA, zapłaciło 1,2 mld dolarów i – jak wynika z dochodzenia Departamentu Handlu USA – nadal dostarczało sprzęt do Iranu i Korei Północnej. To zaowocowało sankcjami w postaci siedmioletniego zakazu używania przez firmę amerykańskich technologii.

Reklama

Zakaz, który obejmował m.in. procesory montowane w smartfonach i urządzeniach telekomunikacyjnych, a także najpopularniejszy na świecie system operacyjny używany w smartfonach – Android – szybko doprowadził do przerwania produkcji przez ZTE. Komponenty z USA lub zawierające technologie amerykańskich firm stanowiły – w ocenie analityków – ok. 40 proc. wartości podzespołów i rozwiązań wykorzystywanych przez spółkę i były obecne w 4/5 jej produktów. W przypadku niektórych modeli smartfonów udział elektronicznych komponentów takich producentów z USA jak Qualcomm, SanDisk czy SkyWorks sięgał – według firmy badawczej ABI Reserach – nawet 60 proc.

ZTE, które przed zawieszeniem handlu akcjami warte było na giełdzie w Hongkongu 20 mld dolarów, a w 2017 r. miało ponad 17 mld dolarów przychodów, zaś na całym świecie zatrudnia ok. 75 tys. osób, znalazło się na skraju bankructwa.

Zniknięcie tej firmy z rynku miałoby zaś znaczący wpływ na obniżenie konkurencji między producentami sprzętu telekomunikacyjnego i byłoby korzystne m.in. dla Ericssona i Nokii.

Gdy ten scenariusz stał się niebezpiecznie realny niespodziewanie interweniował prezydent Donald Trump. Nie wyjaśnił dlaczego to zrobił. Pojawiły się spekulacje, że przyczyny były polityczne związane z rolą, jaką Chiny odgrywały w zakończonych szczytem w Singapurze negocjacjach między USA a Koreą Północną. Stawiano też hipotezę, że kryzys ZTE prezydent Trump chciał wykorzystać do tego, by uzyskać ustępstwa Pekinu w wojnie handlowej USA z Chinami.

Po interwencji prezydenta Departament Handlu USA rozpoczął negocjacje, które doprowadziły do kolejnej ugody. W zamian za 10-letnie zawieszenie sankcji ZTE zobowiązało się do zapłacenia miliarda dolarów kary oraz wpłacenie na specjalne zastrzeżone konto 400 mln dolarów na poczet ewentualnych dalszych grzywien, gdyby firma znów łamała embargo. Chiński producent zobowiązał się do wymiany czołowych menedżerów oraz osób nadzorujących spółkę, a także do finansowania działania sześcioosobowego komitetu nadzorczego powołanego z osób mających akceptację rządu USA. Komitet przez 10 lat będzie sprawdzał, czy ZTE nie łamie embarga.

Chińska spółka uczyniła wszystko, czego żądali Amerykanie, co pokazuje, że bez amerykańskich technologii nie byłaby w stanie próbować powrotu do gry.

Gdy w połowie lipca sankcje zostały zawieszone firma ogłosiła, że w I półroczu miała 7-9 mld juanów (1-1,3 mld dolarów) straty netto wobec 2,3 mld juanów zysku w tym samym okresie rok wcześniej.

Straty to jedno, a utrata wiarygodności i podpisanych lub negocjowanych umów to drugie. Wiadomo np., że włoski operator Wind Tre wycofał się z prestiżowego dla ZTE kontraktu na modernizację sieci komórkowej. Tę realizowaną od dwóch lat wartą miliard dolarów umowę w lipcu przejął szwedzki Ericsson. Jak szacują analitycy, kontrakt da Szwedom ok. 700 mln dolarów przychodów. Ten przykład pokazuje, że utrzymanie relacji z wieloma partnerami biznesowymi może być bardzo trudne.
Zaprojektowano w Chinach

Punktowe uderzenie w ZTE okazało się skuteczne. Obnażyło miękkie podbrzusze chińskiego boomu technologicznego i tamtejszych firm, których bieżąca produkcja prowadzona pod własną marką w przeważającym stopniu wciąż uzależniona jest od technologii zachodnich, w tym amerykańskich. Chiny mimo wyłożenia miliardów dolarów na przygotowanie uruchomienia produkcji procesorów i pamięci nadal importują 90 proc. wykorzystywanych półprzewodników.

Agencja Moody’s ocenia, że masową produkcję pamięci wykorzystywanych w komputerach i np. smartfonach, Chiny będą w stanie uruchomić dopiero za dwa, trzy lata, ale wtedy dzisiejsi liderzy tego segmentu półprzewodników będą dużo bardziej zaawansowani technologicznie niż chińscy konkurenci.

Co więcej, niekwestionowana innowacyjność chińskich firm w takich perspektywicznych dziedzinach, jak sztuczna inteligencja, czy telefonia komórkowa 5G oparta jest także na częściach i technologiach zachodnich.

A to oznacza, że fundamenty potęgi technologicznej Chin zbudowane są na piasku.

– Incydent ZTE pozwolił nam wyraźnie zauważyć, że bez względu na zaawansowanie technologiczne naszych mobilnych płatności, bez smartfonów, bez procesorów i systemów operacyjnych, nie możemy w pełni konkurować – mówił w maju Pony Ma, szef chińskiego giganta internetowego Tencent Holdings.

Władze w Pekinie chcą to zmienić. W 2014 r. zapowiedziały, że do 2030 r. Chiny mają być niezależne technologicznie od Zachodu. W czerwcu ub.r. chiński rząd ogłosił, że w 2030 r. Chiny będą światowym liderem technologii związanych ze sztuczną inteligencją (AI). Bank Goldman Sachs w raporcie „China’s Rise in Artificial Intelligence” ocenił, że nie są to czcze przechwałki.

Rozwój innowacyjności ma doprowadzić do zamienienia umieszczanej na produktach metki „wyprodukowano w Chinach” metką „zaprojektowano w Chinach”, co jednocześnie uodporni gospodarkę na ewentualne sankcje i embarga. Dobrze to obrazuje plany chińskiego rządu zawarte w strategii „Made in China 2025” mówiące, że do 2020 r. 40 proc. istotnych komponentów wykorzystywanych przez chiński przemysł ma być rodzimej produkcji, zaś do 2025 r. wskaźnik ten ma wzrosnąć do 70 proc.

Plan rozpisany jest na głosy. I tak w 2025 r. blisko 3/4 popytu na roboty przemysłowe na być zaspakajana przez rodzimą produkcję. W przypadku chipów używanych w smartfonach wskaźnik ustawiono dużo niżej. Ma to być nieco ponad 1/3. Wskaźniki ustalono też m.in. dla samochodów elektrycznych oraz zaawansowanego technologicznie sprzętu medycznego.

Strategia „Made in China 2025” realizowana jest dwutorowo. Z jednej strony rosną w Chinach wydatki na badania i rozwój (R&D), a z drugiej chińskie firmy ruszyły na zakupy i starają się przejmować firmy posiadające unikalne technologie.

Amerykańscy eksperci widzą w tej strategii zagrożenie dla dominacji USA w sektorze technologicznym. Długoterminowo ich obawy zapewne są słuszne, ale na dwa lata przed pierwszą poważną zapowiedzianą zmianą uzależnienie Chin od technologii Zachodu ciągle jest olbrzymie.

Wśród przejętych przez Chińczyków firm z atrakcyjnymi technologiami są zarówno liczne start-upy, jak i firmy z długą historią, jak szwedzkie Volvo, niemiecki producent robotów przemysłowych Kuka, a także fiński Okmetric, producent wafli krzemowych wykorzystywanych m.in. do wytwarzania mikroprocesorów i sensorów. Chińczycy mieli apetyt na Axitron, niemieckiego producenta sprzętu do produkcji półprzewodników, ale ta transakcja ostatecznie została zablokowana. Niemieckie ministerstwo gospodarki uznało, że firma posiada technologie o strategicznym znaczeniu dla bezpieczeństwa, które mogą zostać wykorzystane także w sektorze obronnym.

Chiny od lat należą do grona liderów nakładów na badania i rozwój. Według opublikowanego jesienią 2017 r. dorocznego raportu „The 2017 Global Innovation 1000”, w ostatnim roku nakłady na R&D chińskich spółek giełdowych wzrosły o 3,3 proc. Z danych OCED wynika, że całkowite chińskie wydatki na badania i rozwój w 2016 r. wynosiły niemal 412 mld dolarów (2,1 proc. PKB). Były wyższe niż łączne nakłady na R&D wszystkich krajów Unii Europejskiej (350 mld dol.). Więcej niż Chiny wydawały tylko USA (464 mld dol.). Eksperci zwracają jednak uwagę, że choć Chiny wedle statystyk OECD stale zwiększają liczbę uzyskiwanych patentów, to nadal jest luka między nimi a USA, czy np. Niemcami.

Chińskie firmy prace badawczo-wdrożeniowe prowadzą nie tylko u siebie, ale także w centrach zlokalizowanych w innych krajach. Huawei takie centra ma m.in. w Indiach i Szwecji. R&D w spółce zajmuje się 80 tys. osób, czyli 45 proc. ogółu zatrudnionych, a wydatki firmy na badania i rozwój w 2017 r. wyniosły 89,7 mld juanów (13,9 mld dolarów), co odpowiadało 14,9 proc. łącznych przychodów firmy. Pod koniec 2017 r. Huawei był właścicielem ponad 74 tys. patentów. Do tego należy doliczyć ponad 64 tys. wniosków patentowych zgłoszonych w Chinach i niemal 49 tys. w innych krajach.

Innym przykładem chińskiej firmy, która dzięki postawieniu na R&D stała się światowym potentatem jest Contemporary Amperex Technology. Ten istniejący od siedmiu lat producent baterii litowo-jonowych w 2017 r. został największym na świecie dostawcą baterii do samochodów elektrycznych i wyprzedził dotychczasowego lidera – Panasonic. Firma w dziale R&D zatrudnia ponad 3400 pracowników. Poza Chinami ma centrum badawczo-rozwojowe w Niemczech. W lipcu tego roku podpisała umowę na dostarczanie baterii do samochodów elektrycznych produkowanych przez niemieckie BMW.

Alibaba, chiński gigant e-handlu w końcu 2017 r. zapowiedział, że na R&D w ciągu trzech lat wyda 15 mld dolarów. Prace badawcze w takich dziedzinach jak AI, komputery kwantowe, technologie finansowe, Internet Rzeczy, czy interreakcje między człowiekiem i komputerem mają być prowadzone w Chinach, USA, Rosji, Izraelu i Singapurze. Własne centra R&D zajmujące się AI mają też dwie pozostałe wielkie chińskie firmy internetowe – Baidu i Tencent.

Już w czasie kryzysu ZTE kolejne chińskie firmy zaczęły składać deklaracje dotyczące planowanych inwestycji w rozwój i produkcję półprzewodników. Gree Electric Appliances, największy w Chinach producent klimatyzacji zawiesił wypłatę dywidendy, by móc w ciągu trzech lat wydać niemal 8 mld dolarów na rozwój, w tym m.in. sfinansować opracowanie procesorów wykorzystywanych w produkowanych urządzeniach. A wszystko po to, by w przyszłości uniknąć sytuacji, w jakiej znalazło się ZTE.

Kryzys ZTE i rozpętana przez prezydenta Trumpa wojna handlowa USA z Chinami sprawiły, że głos w sprawie nowoczesnych technologii zabrał prezydent Chin. W połowie lipca Xi Jinping wskazał, że Chiny muszą poprawić swą innowacyjność technologiczną, bo gwarantuje ona bezpieczeństwo państwa. Jak stwierdzono w cytowanym przez agencję Xinhua komunikacie, w ostatnich latach Chiny zwiększyły swój potencjał innowacyjności, ale w przypadku kluczowych technologii nadal jest wiele do zrobienia, by zrównać się ze światowymi liderami. Zapowiada to jasno dalsze zwiększenie nacisku na R&D.
Otwarta licencja

Autor: Tomasz Świderek