Zaniepokojenie losem Ujgurów i innych muzułmanów w Sinciangu wyraża coraz więcej krajów świata. W poniedziałek o odpowiedź na obawy o sytuację praw człowieka w tym regionie zaapelował szef japońskiego MSZ Toshimitsu Motegi w rozmowie telefonicznej ze swoim chińskim odpowiednikiem Wangiem Yi.

Sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres ogłosił pod koniec marca, że jego organizacja prowadzi z Pekinem rozmowy na temat możliwości wizyty w Sinciangu. Trwające rozmowy potwierdziła również strona chińska.

„Trwają obecnie poważne negocjacje pomiędzy biurem komisarz (ds. praw człowieka ONZ Michelle Bachelet) a chińskimi władzami” – powiedział Guterres. Wyraził przy tym nadzieję, że wkrótce uda się osiągnąć porozumienie, a wizyta będzie mogła się odbyć „bez restrykcji lub ograniczeń”.

Rzecznik chińskiego MSZ Zhao Lijian oświadczył w kontekście doniesień o tych negocjacjach, że Chiny są otwarte na wizytę komisarz ds. praw człowieka ONZ. Zaznaczył jednak, że celem wizyty ma być „kontakt i współpraca”, a nie „tak zwane dochodzenie oparte o domniemanie winy”.

Reklama

Oenzetowscy eksperci zwracali w ostatnich latach uwagę na wiarygodne doniesienia o nawet ponad milionie Ujgurów i innych muzułmanów zatrzymanych w pozaprawnych obozach internowania. Administracja USA oraz parlamenty Kanady i Holandii zarzuciły władzom Chin, że dopuszczają się w Sinciangu ludobójstwa.

Co z prawami człowieka w Sinciangu?

W raportach międzynarodowych badaczy pojawiały się oskarżenia o przymusowe sterylizacje i aborcje dokonywane na muzułmankach, a także o zmuszanie Ujgurów zatrzymanych w „obozach reedukacji” do ciężkiej pracy w fabrykach i na polach bawełny, która jest jednym z głównych towarów eksportowych Sinciangu.

Władze ChRL stanowczo zaprzeczają tym zarzutom. Nasilają też krajową i międzynarodową kampanię propagandową, która przekonuje, że przedstawiciele mniejszości etnicznych wiodą w Sinciangu szczęśliwe życie i sami wybierają sobie zajęcie, a dzięki rządowemu programowi edukacyjnemu wyzwolili się z okowów islamskiego fundamentalizmu.

Taką wizję Sinciangu Pekin stara się przekazywać społeczności międzynarodowej między innymi za pomocą reklam na Facebooku, mimo że w samych Chinach serwis ten od lat jest zablokowany przez cenzurę. Według amerykańskiego dziennika „Wall Street Journal” część pracowników Facebooka wyraża obawy, że firma stała się narzędziem chińskiej propagandy.

Dla publiczności w Chinach wyprodukowano natomiast musical pt. „Gesheng de Chibang” („Skrzydła Śpiewu”), który wszedł do krajowych kin w ubiegłym tygodniu. Film przedstawia roztańczonych i rozśpiewanych Ujgurów i sielankowy obraz Sinciangu – bez represji, obozów reedukacji, pracy przymusowej, kontroli policyjnych i wszechobecnego nadzoru elektronicznego.

Tymczasem w chińskich sieciach społecznościowych trwa podsycana przez państwową prasę nagonka na zachodnie marki odzieżowe, które po doniesieniach o pracy przymusowej deklarowały odejście od bawełny z Sinciangu. Internet zalały nacjonalistyczne hasła i wezwania do bojkotu firm, które wyrażały zaniepokojenie.

Według części komentatorów stanowcza reakcja Pekinu stawia globalne marki odzieżowe przed niewygodnym wyborem: albo zignorują doniesienia o pracy przymusowej, narażając się na potępienie aktywistów na Zachodzie, albo opowiedzą się przeciwko chińskim władzom, ryzykując swoje miejsce na rynku najludniejszego kraju świata.