Candu zaapelował do władz w Moskwie o szacunek dla jego kraju. Mołdawia będzie współpracować z Rosją "w oparciu o wzajemny szacunek (...), a nie na zasadzie państwo dominujące-państwo zdominowane" - zapowiedział.
W czwartek mołdawski parlament przyjął deklarację potępiającą domniemane rosyjskie cyberataki na krajowe struktury bezpieczeństwa oraz oskarżającą rosyjskie tajne służby o finansowanie mołdawskich partii politycznych.
W proteście przeciw tej deklaracji deputowani prorosyjskich ugrupowań opuścili salę obrad, a prorosyjski prezydent Igor Dodon nazwał ją "najbardziej impulsywnym, antyrosyjskim przesłaniem" w ostatnich 25 latach.
W styczniu mołdawski parlament przyjął ustawę "o walce z zagraniczną propagandą". Przewiduje ona zablokowanie transmisji programów telewizyjnych i radiowych o treści informacyjnej, informacyjno-analitycznej, wojskowej lub politycznej, wyprodukowanych w krajach, które nie ratyfikowały europejskiej konwencji o telewizji ponadgranicznej. Wśród takich krajów jest Rosja.
Wypowiedź Dodona i przyjęta w czwartek deklaracja to ostatnia odsłona w napiętych stosunkach mołdawsko-rosyjskich. W 2017 roku Mołdawia oskarżyła rosyjski wywiad o zastraszanie 25 krajowych proeuropejskich polityków i innych urzędników w związku ze śledztwem w sprawie wyprania w mołdawskich bankach 22 mld dolarów, w tym pieniędzy pochodzących z Rosji.
Stosunki na linii Kiszyniów-Moskwa zaczęły się psuć w 2014 roku, gdy Mołdawia podpisała umowę stowarzyszeniową z Unią Europejską. Rosja zareagowała na to wprowadzeniem embarga na mołdawskie wino, owoce i warzywa.
Mołdawia podzielona jest na zwolenników zbliżenia do UE i powrotu do rosyjskiej strefy wpływów. Dodon musi dzielić się władzą z proeuropejskim rządem, z którym różni się wizją dalszego rozwoju kraju.(PAP)
akl/ mal/