„Dla Kremla popieranie Łukaszenki jest w tym momencie najbezpieczniejszym scenariuszem, bo każdy inny grozi tym, że sytuacja wymknie się spod kontroli” – twierdzi Maksim Samorukow z Moskiewskiego Centrum Carnegie.

Z punktu widzenia Moskwy takie ryzyko stanowiłoby dojście do władzy sił opozycyjnych w sytuacji poważnego osłabienia czy upadku Łukaszenki, dlatego Moskwa będzie w dalszym ciągu pomagać obecnemu przywódcy Białorusi.

„Władze w Moskwie uważają, że opozycja jest słaba, niezorganizowana i nie ma doświadczenia w rządzeniu państwem, a po dojściu do władzy wcześniej czy później +da się kupić Zachodowi+, nawet jeśli początkowo będzie obiecywać co innego” – ocenia rozmówca PAP.

Priorytety Moskwy na chwilę obecną to jego zdaniem właśnie niedopuszczenie do władzy ludzi „przypadkowych” z punktu widzenia Kremla i wspieranie Łukaszenki na tyle, by nie upadł.

Reklama

„Założenie jest takie, że Zachód jest bezsilny, Łukaszenka osłabiony i zdyskredytowany, aparat państwowy już nie tak skonsolidowany jak wcześniej. W tej sytuacji Kreml widzi siebie jako jedyną siłę, która może mieć wpływ na sytuację” – dodaje Samorukow.

„To nie jest jednak moment na to, by zmuszać Łukaszenkę do podpisania umów integracyjnych, na które tak naciskała Moskwa przed wyborami prezydenckimi. W obecnej sytuacji powstałyby uzasadnione wątpliwości co do legitymacji takich ustaleń. Poza tym mogłoby to wywołać kolejną falę protestu. Obecnie scenariusz jest inny” – mówi rozmówca PAP.

W jego opinii działania Moskwy w ostatnich miesiącach to próba przejścia do nowego formatu relacji z Białorusią, czego przejawem jest m.in. nakłanianie Łukaszenki do przeprowadzenia reformy konstytucyjnej. Na zewnątrz ma to wyglądać jak zachęta do dialogu społecznego w celu wyjścia w kryzysu.

Po spotkaniu z Łukaszenką w Soczi we wrześniu, Putin ocenił plany reformy konstytucyjnej jako „logiczne, aktualne i uzasadnione”. W listopadzie minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow dyplomatycznie ponaglał Łukaszenkę, mówiąc, że dobrze byłoby wskazać jakieś terminy. Dodał przy tym, że w proces powinni zostać zaangażowani „przedstawiciele wszystkich grup społeczeństwa”. Przypomniał też, że w Soczi Łukaszenka zapowiedział w perspektywie (już po reformie) przeprowadzenie przedterminowych wyborów parlamentarnych i prezydenckich.

„Ta reforma rzeczywiście ma stanowić rozwiązanie kryzysu politycznego, ale z punktu widzenia Moskwy nie chodzi w niej o demokratyzację. Chodzi o rozdzielenie władzy wewnątrz elity w taki sposób, by Kreml miał w niej decydujący głos i prawo weta w kwestii, kto może, a kto nie, uczestniczyć w polityce” – przekonuje analityk. Jego zdaniem Moskwa chciałaby na Białorusi systemu, w którym będą funkcjonować i rywalizować różne partie. Wszystkie one przy tym powinny być prorosyjskie. „Rosja chciałaby, żeby rosyjski wektor Białorusi nie opierał się na Łukaszence, ale na tym, że cała elita jest prorosyjska. Niech sobie będą różne partie, a najlepiej jeszcze, by wszystkie rywalizowały o poparcie Moskwy” – przekonuje.

„Dla Kremla kluczowe są sprawy polityki zagranicznej i bezpieczeństwa i w tej kwestii na Białorusi powinien panować ogólny konsensus. Co się dzieje w polityce wewnętrznej, to już Moskwę interesuje znacznie mniej” – dodaje.

Przyznaje przy tym, że na razie proces ten idzie „tak sobie”. Alaksandr Łukaszenka zapowiadał już kilkukrotnie przystąpienie do reformy, jednak na razie eksperci oceniają te działania jako grę na czas i pozorowane ruchy. Maksimum, co może się wydarzyć, to kontrolowany dialog z wybranymi ludźmi, którzy mają występować w roli opozycji, i ewentualne wyniesienie reformy na forum kontrolowanego przez władz Ogólnobiałoruskiego Zjazdu Ludowego.

„Łukaszenka słusznie zakłada, że czas gra na jego korzyść i za jakiś czas Kreml przestanie się interesować Białorusią. Wtedy łatwiej będzie zrealizować jakieś pozorowane zmiany, które pozwolą mu pozostać centralną postacią w państwie” – ocenia Samorukow. „W najbliższym czasie będziemy obserwować imitację burzliwej działalności, dialog z wybranymi ludźmi. Łukaszenka będzie próbował zmieniać konstytucję, ale tak, żeby nie utracić realnej władzy” – dodaje.

Paradoksalnie, wyjaśnia ekspert, pomimo strategicznego znaczenia Białorusi, rosyjska ekspertyza na temat tego kraju „praktycznie nie istnieje”. „Przestrzeń poradziecka to dla Kremla jeden z najbardziej niezbadanych regionów” – ocenia.

„Taka sytuacja permanentnej reformy i przeciągania liny pomiędzy Mińskiem i Moskwą może trwać długo - miesiące, a nawet lata. Kreml pewnie w końcu coś osiągnie, bo Łukaszenka ma tyle władzy, że każda zmiana będzie jej ograniczeniem” - uważa analityk. „W tle będzie trwał protest białoruskiego społeczeństwa. On może się nasilać i słabnąć, ale czas, kiedy mógł on przynieść jakąś ważną zmianę, już minął” – podsumowuje Samorukow.