Ukraińskie zasoby czarnoziemu – jedne z największych na świecie – od dawna przyciągają uwagę graczy, zarówno krajowych, jak i zagranicznych. Chętnych na kupno jest wielu, ale na przeszkodzie stoi ustawowy zakaz handlu gruntami rolnymi. Zdaniem części ekspertów otwarcie rynku może wywołać społeczną katastrofę.

Nad Dnieprem coraz więcej rumieńców nabiera debata nad uwolnieniem rynku ziemi rolnej. Na razie nie pozwala na to przedłużane z roku na rok moratorium na handel gruntami rolnymi.

Według szacunków przedstawionych przez Bank Światowy (BŚ) wartość dodana uzyskiwana z jednego hektara gruntów na Ukrainie to zaledwie 413 dolarów, podczas gdy w Polsce 1142, w Niemczech 1507, a we Francji 2444 dolary. Przy czym jakość ukraińskich czarnoziemów i potencjalne możliwości z nimi związane są znacznie wyższe niż w przypadku gruntów rolnych na Zachodzie. BŚ wiąże to z brakiem rynku ziemi rolnej. Przekonuje, że w przypadku jego otwarcia ukraińska gospodarka uzyskałaby dodatkowy impuls rozwojowy i dodatkowe 1,6 proc. wzrostu PKB rocznie.

„Na Ukrainie jest 33 mln ha gruntów rolnych. To drugie miejsce w Europie. I jedna trzecia tego terenu to bardzo dobre, urodzajne ziemie. Ale efektywność rolnictwa na Ukrainie jest mała. Ukraina musi otwierać rynek ziemi. Kiedy to będzie zrobione poprawi się sytuacja w wielu sektorach” – przekonywał przedstawiciel BŚ pod koniec maja, podczas Ukrainian Port Forum 2019 w Odessie.

Za większość produkcji rolnej nad Dnieprem odpowiadają dziś dzierżawiące po setki tysięcy hektarów gigantyczne agro-holdingi, często notowane na europejskich giełdach, które ani z kapitałem, ani z nowoczesnymi technologiami nie mają żadnych problemów. I to one są na pierwszych miejscach kolejki chętnych do kupna ziemi. Tyle, że skoro już teraz gospodarują na niej mało efektywnie, to trudno oczekiwać, że sytuacja nagle się zmieni tylko dlatego, że dzierżawiona ziemia stanie się ich własnością.

Reklama
"Ukraińcy są zdecydowanie przeciwni zezwoleniu na obrót gruntami rolnymi."

Ukraińcy zdecydowanie opowiadają się dziś przeciwko zezwoleniu na obrót gruntami rolnymi. Według badań opublikowanych przez grupę socjologiczną „Rating” 73 proc. ankietowanych występuje przeciwko dopuszczeniu sprzedaży gruntów rolnych. Jedynie 13 proc. jest zwolennikami takiego rozwiązania.

Rynek, czyli koncentracja?

W kwietniu w ukraińskim parlamencie przedstawiono cztery koncepcje dotyczące rynku ziemi rolnej, które powinny ułatwić przyjęcie ustawy otwierającej drogę do obrotu gruntami.

W pierwszym wariancie przewidziano stopniowe uwalnianie rynku. W ciągu pierwszych trzech lat prawo nabywania ziemi miałyby tylko osoby fizyczne. Rolnicy indywidualni mogliby posiadać maksymalnie 20 ha, większe gospodarstwa farmerskie – 200 ha. Przez kolejne cztery lata ziemię mogłyby kupować ukraińskie osoby prawne, ale muszą mieć minimum 75 proc. przychodów z rolnictwa i działać w tym sektorze gospodarki nie mniej niż trzy lata. Maksymalna powierzchnia posiadanych gruntów mogłaby wynieść 500 ha. Po upływie pierwszych siedmiu lat dopuszczalna powierzchnia posiadanych gruntów przez osoby prawne mogłaby być zwiększona do 20 tys. ha. Takie rozwiązania oznaczałyby zamknięcie rynku dla nowych podmiotów i podział łakomego kąska pomiędzy dotychczasowych graczy, z radykalnym ograniczeniem możliwości kupna przez gospodarstwa rodzinne. W połączeniu z możliwością posiadania kontroli nad wieloma firmami przez jednego właściciela zwiększa się ryzyko koncentracji gruntów rolnych przez agro-holdingi.

W drugim z proponowanych wariantów rynek ziemi rolnej miałby zostać otwarty jednocześnie dla osób fizycznych i prawnych, przy czym obie grupy obowiązywałoby ograniczenie powierzchni nabywanych gruntów do 200 ha.

Trzeci wariant to jednoczesne otwarcie rynku dla osób fizycznych i prawnych, przy czym dla pierwszych obowiązywałoby ograniczenie powierzchni do 200 ha, a dla drugich do 500 ha. Od czwartego roku firmy mogłyby posiadać już do 20 tys. ha. We wszystkich trzech wariantach obywatel mógłby być właścicielem tylko jednego gospodarstwa farmerskiego.

Czwarty wariant zakłada jednorazowe otwarcie rynku ziemi bez jakichkolwiek ograniczeń powierzchniowych – górna granica areału podlegałaby jedynie regulacjom prawa antymonopolowego. W tym wariancie jedna osoba mogłaby być właścicielem więcej niż jednego gospodarstwa farmerskiego.

"Propozycje rozwiązań ustawowych pozwalają koncentrację gruntów rolnych przez agro-holdingi."

Przedstawione w parlamencie propozycje rozwiązań ustawowych pozwalają na praktycznie nieograniczoną koncentrację gruntów rolnych przez agro-holdingi i zakładają preferencje dla osób prawnych z jednoczesnym ograniczeniem praw osób fizycznych – rolników indywidualnych. Nie wprowadzają bowiem zakazu posiadania przez jednego właściciela kilku firm. Oznacza to, że agro-holdingi mogłyby swój areał rozdzielić pomiędzy spółki zależne.

W trzech z czterech wariantów różna jest dopuszczalna wielkość areału w przypadku rolników indywidualnych. Tymczasem według oficjalnych danych już dziś Ukraina jest w niekorzystnej sytuacji jeśli chodzi o koncentrację ziemi rolnej. Koncentracja przybrała ogromną skalę – 100 największych firm kontroluje w sumie 6,6 mln hektarów, czyli 15,5 proc. wszystkich gruntów rolnych. O ile na 500 mln mieszkańców UE jest ok.10,5 mln osób prowadzących gospodarstwa rolne, o tyle w 39 mln Ukrainie farmerów jest zaledwie 46 tys. Jedno gospodarstwo rolne przypada na 850 osób, podczas gdy w UE jedno gospodarstwo przypada na 48 osób.

Wśród generalnych założeń ustawy znalazła się też propozycja ograniczenia praw obcokrajowców – dziś mogą być właścicielami firm dysponujących gruntami rolnymi. Po przyjęciu ustawy obcokrajowiec nabywający udziały w firmie będącej właścicielem ziemi rolnej będzie musiał w ciągu roku sprzedać posiadane przez siebie grunty. W praktyce oznacza to całkowite zamknięcie rolnictwa na inwestycje zagraniczne.

Brak rynku chroni przed bezprawiem

Z rynkiem ziemi na Ukrainie jest jednak jeszcze inny zasadniczy problem – paradoksalnie jego brak jest dziś najlepszą gwarancją własności dla milionów ukraińskich posiadaczy gruntów rolnych.

Kolejne reformy systemu rejestrów państwowych doprowadziły do sytuacji, w której na Ukrainie nie istnieje odpowiednik polskich ksiąg wieczystych – gwarantowanych i zabezpieczonych autorytetem państwa. Prawo dokonywania zmian w rejestrach nieruchomości oddano prowadzącym działalność gospodarczą rejestratorom, którzy za dokonywane zmiany nie ponoszą realnej odpowiedzialności, co w rezultacie doprowadziło do masowych fałszerstw. Poczucie bezkarności jest tak duże, że w zeszłym roku za plecami prawowitego właściciela – ministerstwa kultury – rejestrator przepisał na cerkiew podporządkowaną Moskwie prawo korzystania z jednego z największych i najważniejszych kompleksów sakralnych prawosławia na Ukrainie – Ławry Poczajowskiej w obwodzie tarnopolskim.

Ukraiński prokurator generalny, Jurij Łucenko wymienił fałszowanie rejestrów i zagarnianie dzięki temu majątku obywateli jako jedno z trzech najpoważniejszych zjawisk, z jakimi boryka się ukraiński system wymiaru sprawiedliwości.

Ewentualne otwarcie rynku jeszcze bardziej pogorszy sytuację właścicieli gruntów rolnych – dziś można bez ich zgody wpisać w rejestr innego dzierżawcę należącej do nich ziemi, ale nominalnie wciąż pozostają właścicielami. Po zmianach będą mogli być definitywnie pozbawieni własności przez przestępców.

Eksperci Banku Światowego proponują, jako sposób rozwiązania problemu, powiadamianie właścicieli o zmianach dokonywanych w rejestrze za pomocą powiadomień sms. Do warunków ukraińskich taka propozycja jednak nie przystaje. Nie dość, że znaczna część właścicieli nieruchomości rolnych to ludzie starsi, którzy nie korzystają z telefonów komórkowych, bo często ich nie stać na nie, to w dodatku wciąż jeszcze znaczne obszary ukraińskiej prowincji mają bardzo słabe lub wręcz żadne pokrycie siecią komórkową. W tej sytuacji to dość abstrakcyjna propozycja. W dodatku na Zachodzie trudno byłoby znaleźć poparcie dla rozwiązania, w którym państwo zdjęłoby z siebie obowiązek gwarantowania rzetelności ksiąg wieczystych, proponując w zamian sms z informacją, że ktoś za plecami właściciela dokonuje zmian dotyczących jego własności. Trudno zrozumieć, dlaczego takie rozwiązanie mieliby zaakceptować ludzie mieszkający nad Dnieprem.

Zamiast rynku wsparcie dla rolników?

Pojawiają się opinie ekspertów zwracających uwagę, że dziś kwestię rynku ziemi rolnej zdominowały doraźne problemy finansowe Ukrainy oraz interesy wąskiej grupy właścicieli agro-holdingów. Całkowicie poza polem widzenia pozostało 7 milionów mieszkańców wsi, którzy po tym jak dobrowolnie, czy pod przymusem pozbędą się należącej do nich ziemi, zostaną bez środków do życia.

Po upadku ZSRR i reformie rolnej, która uwłaszczyła byłych pracowników kołchozów i sowchozów, państwo zupełne nie interesowało się procesem kształtowania się stosunków gospodarczych na wsi, nie sprzyjało powstawaniu rodzinnych gospodarstw rolnych ani nie uruchomiło systemu kredytowania chętnych takie gospodarstwa zakładać i prowadzić. W rezultacie w skali kraju dominujący jest najmniej efektywny model – oddawanie w dzierżawę agro-holdingom gruntów przez ich nominalnych właścicieli – opisuje sytuację na ukraińskiej wsi ekspert rolny Roman Gołowin.

"Miliony mieszkańców ukraińskiej wsi wegetują w rozsianych po kraju, odciętych od świata osadach bez żadnych perspektyw na przyszłość."

W momencie przeprowadzenia reformy nowi właściciele ziemi nie byli przygotowani do jej samodzielnej uprawy. W efekcie, najczęściej całymi wsiami, podpisywali umowy dzierżawy gruntów z rodzącymi się agro-holidngami, jednocześnie sprzedając za grosze stanowiące ich współwłasność maszyny rolnicze i majątek zlikwidowanych kołchozów. Liczyli, że nowy właściciel zastąpi państwo w charakterze organizatora produkcji, a oni nadal będą pracować jako robotnicy rolni. Tyle, że nic takiego nie miało miejsca. Ludzie zostawali bez narzędzi pracy, bez samej pracy i z mizernymi czynszami z tytułu dzierżawy ziemi. Dziś, wskutek tak przeprowadzonej „reformy rolnej”, miliony mieszkańców ukraińskiej wsi wegetują w rozsianych po całym kraju, odciętych od zewnętrznego świata osadach, liczących często po kilka tysięcy mieszkańców bez żadnych perspektyw na przyszłość.

Sytuację można porównać ze zwolnieniami grupowymi w polskim przemyśle we wczesnych latach 90., czy sytuacją pracowników likwidowanych Państwowych Gospodarstw Rolnych, pozostających z dnia na dzień bez pracy i bez realnej możliwości znalezienia innych środków do życia niż zasiłki. W przypadku Ukrainy przynajmniej teoretycznie mieszkańcy zdegradowanych regionów wciąż są właścicielami ziemi. Wsparcie ze strony państwa w postaci doradztwa rolniczego i kredytów na rozwój gospodarstw mogłoby doprowadzić do zbudowania sieci rodzinnych gospodarstw rolnych. Jeśli jednak obrót ziemią rolną będzie dozwolony wówczas pozostawieni sami sobie właściciele gruntów definitywnie pozbędą się ziemi, petryfikując dzisiejszy stan społecznej katastrofy.

Konsekwencje tego procesu, zdaniem Gołowina, będą tragiczne i mogą przyjąć formę podobną do rewolucji 1917 r. w Rosji. Jedynym sposobem na wyjście z sytuacji nie jest forsowane otwarcie rynku, lecz odbudowa, przy aktywnym wsparciu ze strony państwa, rodzinnych gospodarstw rolnych i zastąpienie nimi dominujących dziś agro-holdingów. Tylko w ten sposób można będzie rozwiązać problemy społeczne i dać impuls rozwojowy całej ukraińskiej gospodarce, napędzanej popytem wielomilionowej rzeszy rolników gospodarujących na własnej ziemi – przekonuje ukraiński ekspert.

Autor: Michał Kozak