W latach 70. i 80., kiedy wychowywało się pokolenie, które teraz przeprowadza brexit, męskie szkoły prywatne, takie jak Eton, Harrow, Winchester, St Paul’s czy Charterhouse, nauczały w tradycji imperialnej - mówi w wywiadzie Robert Verkaik, dziennikarz, autor książki „Posh Boys: How the English Public Schools Ruin Britain”.
ikona lupy />
Robert Verkaik, dziennikarz, autor książki „Posh Boys: How the English Public Schools Ruin Britain”. / DGP
Twierdzi pan, że istnieje związek między prywatnymi szkołami średnimi a brexitem?
Pomysł wyjścia z Unii Europejskiej po raz pierwszy pojawił się w pierwszej połowie lat 90., m.in. pod postacią Referendum Party. Założył ją niejaki James Goldsmith, pochodzący z bogatej, wpływowej rodziny, wykształcony w Eton. Jego partia przyciągnęła wielu podobnych mu ludzi. Historię brexitu można łatwo napisać bez wspomnienia o choćby jednej osobie wykształconej w szkole państwowej. Tymczasem parlament wcale tak nie wygląda. Tylko 17 proc. posłów Partii Pracy to ludzie wykształceni prywatnie, u torysów trochę więcej – 38 proc. W rządzie konserwatystów jest ich zwykle połowa. Dla porównania, w całym społeczeństwie ok. 7 proc. odebrało edukację prywatną. A brexit robią wyłącznie chłopcy z prywatnych szkół, którzy chcą, żeby Wielka Brytania była znów wielka.
Reklama
Co to pragnienie ma wspólnego z prywatną edukacją?
W latach 70. i 80., kiedy wychowywało się pokolenie, które teraz przeprowadza brexit, męskie szkoły prywatne, takie jak Eton, Harrow, Winchester, St Paul’s czy Charterhouse, nauczały w tradycji imperialnej. Placówki te są zanurzone w historii kolonialnej – dawniej produkowały administratorów imperium brytyjskiego, np. wojskowych, podróżników. Przed kilkoma dekadami ich uczniowie na apelach bez przerwy słyszeli: „Oto, co osiągnęli wasi poprzednicy, którzy opuścili szkołę w latach 20. A co wy osiągniecie?”. Być może dzisiaj szkoły prywatne są nieco bardziej oświecone pod tym względem. Ale w latach 70. i 80. poczucie straty z powodu rozpadu imperium, który przypieczętował kryzys sueski w 1956 r., było bardzo silne. Nagle Wielka Brytania nie mogła się równać z największymi potęgami, takimi jak Ameryka, Chiny, a nawet Indie. Było to źródłem irytacji dla ludzi wykształconych w tradycji imperialnej.
Czy społeczeństwo podzielało te uczucia?
Wcześni brexiterzy – choć nazwa ta oczywiście jeszcze nie istniała – nie znaleźli posłuchu w społeczeństwie. Przeciwnie, w Wielkiej Brytanii czuliśmy raczej, że Wspólnota Europejska nam służy. Byliśmy w niej dość wpływowi, a nie było wiadomo, jacy bylibyśmy poza nią. Mieliśmy też duży rynek zbytu. Referendum Party przegrała z kretesem, nie uzyskała ani jednego miejsca w parlamencie. Później Nigel Farage odziedziczył Partię Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), założoną jeszcze pod inną nazwą. Przyciągała ona absolwentów szkół prywatnych – był nim zresztą sam Farage – którym bardzo brakowało walki. Nie mogli wziąć udziału w wojnach światowych, ale mogli sobie powalczyć z Europą.
>>> CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP