Polska widzi w propozycji dotyczącej nowego wieloletniego budżetu UE, którą przedstawiła Finlandia, pozytywne elementy, np. w sprawie zbliżenia poziomu dopłat dla rolników, jednak zaproponowany poziom wydatków jest zbyt niski - ocenił wiceszef MSZ Konrad Szymański.

Kwestia budżetu UE na lata 2021-2027 jest jednym z tematów posiedzenia unijnych ministrów ds. europejskich, którzy zebrali się w poniedziałek w Luksemburgu. Według ubiegłorocznej propozycji Komisji Europejskiej następny wieloletni budżet ma wynosić 1,114 proc. połączonego Dochodu Narodowego Brutto (DNB) 27 państw członkowskich. We wrześniu Niemcy zaproponowały zmniejszenie wydatków o ponad 10 proc. (do poziomu 1 proc. DNB), natomiast sprawująca prezydencję Finlandia przedstawiła w ostatnich dniach kompromis pomiędzy propozycją KE i tą niemiecką.

"Propozycja fińska nadal nie rozwiązuje najpoważniejszego problemu, z jakim mamy do czynienia w przypadku wieloletnich ram finansowych: jak sfinansować znacznie więcej zadań UE za mniej pieniędzy. Historia nie zna takich przypadków, by można było doprowadzić do porozumienia budżetowego, czy to na poziomie rady regionu, kraju, czy tym bardziej UE, wychodząc z takich założeń" - powiedział polskim dziennikarzom we wtorek w Luksemburgu Szymański.

Za pozytyw uznał zaproponowaną konwergencje dopłat dla rolników oraz nowe podejście do problemu powiązania środków unijnych z praworządnością. Ta ostatnia kwestia miałaby uwzględniać ryzyka dla wydawanych środków z kasy UE.

"Widzimy pozytywne efekty naszego nacisku. Wyraźnie widać, że państwa członkowskie godzą się z tym, że tego typu powiązanie może dotyczyć tylko i wyłącznie sytuacji, w której naprawdę mamy ryzyko dla wydawania środków budżetowych, a nie polityczne abstrakcyjne zarzuty, czy też konflikty dotyczące tego jak powinna wyglądać praworządność w państwie członkowskim" - zaznaczył wiceszef MSZ.

Reklama

Jego zdaniem można mówić o postępie, który wytycza drogę wyjścia z impasu, ale do porozumienia jest wciąż bardzo, bardzo daleko, głównie przez stanowiska zwłaszcza północnych państw członkowskich naciskających na to, by robić znacznie więcej za mniej środków.

Polska protestuje przede wszystkim przeciw cieciom w polityce spójności, jakie miałyby dotknąć całą UE, ale nasz kraj szczególnie. Według przedstawionej przez Komisję Europejską propozycji do Polski miałoby trafić na ten cel 23 proc. (19,5 mld euro) mniej niż w obecnej perspektywie. Średnie cięcia w polityce spójności dla całej UE wynoszą 7 proc. i około 5 proc. we Wspólnej Polityce Rolnej (WPR).

"We wszystkich tych kluczowych sprawach, takich jak wielkość budżetu, wielkość alokacji, w polityce spójności i w polityce rolnej nie mamy porozumienia" - oświadczył Szymański.

Mimo postępów nie ma też porozumienia w sprawie rozporządzenia dotyczącego powiązania dostępu do środków z praworządnością. Zaproponowany przez KE instrument miałby chronić unijną kasę przed "ryzykiem finansowym związanym z uogólnionymi brakami w zakresie praworządności w państwach członkowskich". Narzędzie to ma umożliwić zawieszanie i zmniejszanie finansowania ze środków UE lub ograniczenie dostępu do nich.

"Od początku oczekiwaliśmy, podobnie zresztą jak służby prawne Rady, że kryteria używania tego mechanizmu muszą być jasne, konkretne i zamknięte. Myślę, że idziemy w tym kierunku. Wskazywaliśmy od początku, że uogólnione niedostatki w zakresie praworządności muszą być skonkretyzowane i KE musi udowodnić, że przynoszą one szkody dla interesów finansowych UE" - tłumaczył Szymański. Jak zaznaczył, mimo sporów w sprawie praworządności nikt do tej pory nie wskazał, żeby zmiany wprowadzane przez polskie władze przynosiły ryzyka dla środków unijnych.

Sprawa wieloletniego budżetu będzie jednym z tematów czwartkowo-piątkowego szczytu UE w Brukseli. Zdaniem Szymańskiego trudno wyobrazić sobie, żeby na tym spotkaniu, czy nawet na posiedzeniu szefów państw i rządów w grudniu doszło do przełomu, bo wiele państw jest niezadowolonych.

"Jesteśmy bardzo daleko od momentu, w którym będziemy rozmawiali na temat tego, na co możemy się zgodzić. Wszystkie propozycje, które do tej pory były przedstawiane, to są propozycje, na które nie możemy się zgodzić" - oświadczył

Jak argumentował wynika to z tego, że próbuje się stworzyć całkowicie nierealistyczną konstrukcję, "w ramach której próbuje się zrobić znacznie więcej za znacznie mniej i dokonywać oszczędności w politykach, które są ważne dla ponad połowy państw członkowskich UE". "Na takie porozumienie nie ma tutaj zgody" - podkreślił.

>>> Czytaj też: Czy gospodarka może wykończyć samą siebie? Oto niewygodna prawda o Niemczech