Prezydencja fińska proponuje budżet UE na poziomie 1,055 proc. dochodu narodowego brutto UE27. Oznaczałoby to cięcia w wysokości 60-65 mld euro wobec i tak przewidującej redukcję propozycji Komisji Europejskiej – dowiedziała się PAP ze źródeł dyplomatycznych.

Nie ma zgody co do tego, które z programów unijnych miałyby zostać uszczuplone. Z Brukseli płyną sprzeczne sygnały. Ustępujący komisarz ds. budżetu UE Guenther Oettinger ocenił w ubiegłym tygodniu w Komitecie Regionów, że cięcia w polityce rolnej i polityce spójności zostaną zmniejszone. Z kolei niektóre źródła w unijnych instytucjach utrzymują, że prezydencja fińska chciałaby skoncentrować cięcia właśnie na polityce spójności (około 25 mld euro).

Większość krajów UE jest jednak przeciwna dalszemu redukowaniu budżetu polityki spójności, który w porównaniu z obecnym okresem 2014-2020 i tak ma być mniejszy o 7 proc., a nawet 10 proc. w zależności od tego, czy uwzględniana jest inflacja. Polityka spójności to fundusze unijne, które wpływają na codzienne życie; jej celem jest niwelowanie różnic w jakości życia mieszkańców UE i likwidacja zacofania gospodarczego europejskich regionów.

W trakcie ubiegłotygodniowego posiedzenia ambasadorów państw członkowskich przy UE, Coreper, które jest najważniejszym organem przygotowawczym Rady UE (ministrów z krajów UE27), taki scenariusz zakwestionowało 15 państw - głównie kraje nowej Unii, w tym Polska. 12 państw członkowskich stanęło w obronie Wspólnej Polityki Rolnej. W tym wypadku odsiecz przyszła ze strony Francji, która jest największym odbiorcą dotacji unijnych na rolnictwo. Na zmniejszenie budżetu dla wsi nie zgodziła się również Warszawa.

Propozycja, by budżet wynosił 1,055 proc. DNB nie jest przypadkowa. W maju 2018 r. KE przedstawiła swoją propozycję w sprawie budżetu na lata 2021–2027, wynoszącą 1,11 proc. DNB UE27, czyli 1 279 mld euro w cenach bieżących. Austria, Dania, Holandia i Szwecja od początku domagają się budżetu w wysokości 1 proc. DNB UE27, argumentując to zmniejszeniem się Unii Europejskiej po brexicie. Rok temu informowano, że Niemcy są gotowe zwiększyć wydatki i że zasadniczo zgadzają się z propozycją Komisji. Niedawno jednak rząd niemiecki również poparł budżet na poziomie 1 proc. To ważne, ponieważ Niemcy są największym płatnikiem netto do unijnego budżetu.

Reklama

Propozycja prezydencji fińskiej ma być złotym środkiem pomiędzy propozycją KE (1,11 proc. DNB UE27) a tym, czego chcą płatnicy netto (1 proc. proc. DNB UE27). Wcześniej za taki złoty środek była uważana propozycja Komisji. Wynikało to z faktu, że Parlament Europejski, którego zgoda jest konieczna do zakończenia negocjacji, domagał się, żeby składka członkowska była na poziomie 1,3 proc. DNB. Złoty środek przesunął się więc w kierunku stanowiska krajów, które nie są zainteresowane większym budżetem.

Prezydencja fińska powinna do końca roku ujawnić schemat negocjacyjny zawierający dane liczbowe. Nie oczekuje się, by kolejna prezydencja, chorwacka, doprowadziła do osiągnięcia ostatecznego porozumienia. Jego zawarcie spodziewane jest dopiero podczas prezydencji niemieckiej, czyli w drugiej połowie 2020 r. Harmonogram ten pociąga za sobą poważne opóźnienia w rozpoczęciu kolejnego etapu programowania unijnego budżetu.

Negocjacje w sprawie wieloletnich ram finansowych, czyli długoterminowego budżetu UE, ruszają zazwyczaj na kilka lat przed planowanym początkiem ich obowiązywania. Pierwszym formalnym krokiem jest prezentacja wniosków ustawodawczych Komisji Europejskiej.

Kolejny etap to techniczne i polityczne dyskusje w Radzie UE, w której zasiadają ministrowie z krajów członkowskich, mające zagwarantować, że wszystkie kraje unijne wyrażą zgodę, gdyż porozumienie wymaga jednomyślności. Rada UE, określając swoje stanowisko, kieruje się politycznymi wytycznymi od szefów państw i rządów w Radzie Europejskiej. Do zakończenia negocjacji konieczna jest zgoda Parlamentu Europejskiego.

Kwestia budżetu UE na lata 2021-2027 jest jednym z tematów posiedzenia unijnych ministrów ds. europejskich, którzy zebrali się w Luksemburgu.

>>> Czytaj też: Authers: Niewygodna prawda o Niemczech? Zbyt duży poziom złożoności [OPINIA]